Podobne
- Strona startowa
- Andrzej Mencwel Wiedza o kulturze Cz. I Antropologia kultury
- Wierciński Andrzej Magia i religia. Szkice z antropologii religii
- Andrzej Ziemiański Pomnik Cesarzowej Achai t2
- Drzewinski Andrzej Stalo sie ju Zbior 29
- Bednarz Andrzej Medytacja teoria i praktyka
- Borun Krzysztof , Andrzej Trepk Proxima
- Andrzejewski Jerzy Ciemnosci kryja ziemie
- Krzysztof Borun, Andrzej Trepka Proxima
- Andrzej Pilipiuk Kroniki Jakuba Wedrowycza
- Trylogia Lando Calrissiana.01.Lando Calrissian i Mysloharfa Sharow (2)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- alba.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jechałem do Rinde cały dzień, nie zatrzymując się.Czekałem calutką noc na otwarcie bram.Dałem po czerepie odzwiernemu, który nie chciał mnie tuwpuścić.Niegrzecznie i natrętnie zakłóciłem ci sen i spokój.A wszystko to dlatego, że mójprzyjaciel potrzebuje pomocy, której wyłącznie ty możesz udzielić.Udziel jej, proszę, a potem,jeśli zechcesz, porozmawiamy o mutacjach i aberracjach.Cofnęła się o krok, nieładnie skrzywiła usta.- O jakiego rodzaju pomoc chodzi?- O regenerację magicznie porażonych narządów.Gardła, krtani i strun głosowych.Porażenie takie, jakby spowodowane przez szkarłatną mgłę.Lub bardzo podobne.- Podobne - powtórzyła.- Krótko mówiąc, to nie szkarłatna mgła magicznie poraziła twegoprzyjaciela.Co to zatem było? Mówże, wyrwana ze snu o świcie nie mam ani siły, ani ochoty, bysondować ci mózg.- Hmm.Najlepiej będzie, jeśli zacznę od początku.- O, nie - przerwała.- Jeśli to aż tak skomplikowane, to wstrzymaj się nieco.Niesmak wustach, potargane włosy, zlepione powieki i inne poranne niedogodności silnie ograniczają mojezdolności percepcyjne.Zejdz na dół do łazni w piwnicy.Zaraz tam będę i wtedy wszystko miopowiesz.- Yennefer, nie chciałbym być natrętny, ale czas nagli.Mój przyjaciel.- Geralt - przerwała ostro.- Wylazłam dla ciebie z łóżka, a nie zamierzałam tego zrobićprzed południowym, dzwonem.Jestem gotowa zrezygnować ze śniadania.Wiesz, dlaczego? Boprzyniosłeś mi sok jabłkowy.Spieszyłeś się, głowę zaprzątało ci cierpienie przyjaciela, wdarłeś siętu przemocą, bijąc ludzi po czerepach, a mimo to poświęciłeś myśl spragnionej kobiecie.Ująłeśmnie tym i niewykluczone, że ci pomogę.Ale z wody i mydła nie zrezygnuję.Idz.Proszę.- Dobrze.- Geralt.- Słucham - zatrzymał się w progu.- Skorzystaj z okazji i sam też się wykąp.Po zapachu jestem w stanie domyślić się nie tylkorasy i wieku, ale i maści twojego konia.IVWeszła do łazni w momencie, gdy Geralt, siedząc goły na maleńkim zydelku, polewał sięwodą z ceberka.Chrząknął i skromnie obrócił się tyłem.- Nie krępuj się - powiedziała, rzucając naręcze odzieży na wieszak.- Nie mdleję na widoknagiego mężczyzny.Triss Merigold, moja przyjaciółka, mawia, że jeśli się widziało jednego, towidziało się wszystkie.Wstał, owinąwszy się ręcznikiem w biodrach.- Piękna blizna - uśmiechnęła się Yennefer, patrząc na jego pierś.- Co to było? Wpadłeśpod piłę w tartaku?Nie odpowiedział.Czarodziejka nadal przyglądała mu się, zalotnie przekrzywiając głowę.- Pierwszy wiedzmin, którego mogę obejrzeć z bliska, i to rozebranego do rosołu.Oho! -pochyliła się, nadstawiając ucha.- Słyszę twoje serce.Bardzo wolny rytm.Potrafisz kontrolowaćwydzielanie adrenaliny? Ach, wybacz zawodową ciekawość.Jesteś, zdaje się, dziwnie drażliwy napunkcie cech własnego organizmu.Zwykłeś te cechy określać słowami, których bardzo nie lubię,popadając przy tym w patetyczny sarkazm, którego nie lubię jeszcze bardziej.Nie odpowiedział.- No, ale dość o tym.Moja kąpiel stygnie - Yennefer uczyniła ruch, jakby chciała zrzucićpłaszcz, zawahała się.- Ja się będę kąpała, ty będziesz opowiadał.Oszczędzimy czas.Ale.Niechcę cię peszyć, a poza tym prawie się nie znamy.A zatem, przez wzgląd na przyzwoitość.- Odwrócę się - zaproponował niepewnie.- Nie.Muszę widzieć oczy tego, z kim rozmawiam.Mam lepszy pomysł.Usłyszał wypowiadane zaklęcie, poczuł drgnięcie me--dalionu i zobaczył czarny płaszcz,miękko osuwający się na posadzkę.A potem usłyszał plusk wody.- Teraz ja nie widzę twoich oczu, Yennefer - powiedział.- A szkoda.Niewidzialna czarodziejka parsknęła, zachlupotała w kadzi.- Opowiadaj.Geralt skończył mocować się z wciąganymi pod ręcznik spodniami, usiadł na ławie.Dopinając klamry butów, zrelacjonował przygodę nad rzeką, skracając do minimum opis walki zsumem.Yennefer nie wyglądała na kogoś, kogo może interesować rybołówstwo.Gdy doszedł do momentu, w którym stwór-obłok wydostał się z dzbana, wielka gąbkamydląca niewidzialność zamarła.- No, no - usłyszał.- Interesujące.Dżinn zamknięty w butelce.- Jaki tam dzinn - zaoponował.- To była jakaś odmiana szkarłatnej mgły.Jakiś nowy,nieznany rodzaj.- Nowy a nieznany rodzaj zasługuje, by go jakoś nazwać - rzekła niewidzialna Yennefer.-Dzinn to nazwa nie gorsza od innych.Kontynuuj, proszę.Usłuchał.Mydliny w kadzi pieniły się zawzięcie w trakcie dalszego ciągu opowieści, wodaprzelewała się przez krawędz.W pewnej chwili coś przykuło jego wzrok.Przypatrzył się uważnieji dostrzegł zarysy i kształty ukazane przez mydło pokrywające niewidzialność.Zarysy i kształtypochłonęły go tak, ze zaniemówił.- Opowiadaj! - ponaglił go głos dobiegający z nicości, sponad zarysów.- Co było dalej?- To wszystko - powiedział.- Przepędziłem tego, jak mówisz, dżinna.- Jakim sposobem? - Czerpak uniósł się i wylał wodę.Mydło znikło, kształty też.Geraltwestchnął.- Zaklęciem - powiedział.- Dokładniej, egzorcyzmem.- Jakim? - Czerpak znowu wylał wodę.Wiedzmin zaczął pilniej obserwować czynnościczerpaka, bo woda, choć na krótko, również ukazywała to i owo.Powtórzył zaklęcie, zgodnie zzasadą bezpieczeństwa zastępując głoskę "e" wdechem.Sądził, że zaimponuje czarodziejceznajomością tej zasady, zdziwił się więc, słysząc z kadzi szaleńczy śmiech.- Co w tym jest śmiesznego?- Ten twój egzorcyzm.- Ręcznik sfrunął z kołka i zaczął gwałtownie wycierać resztkizarysów.- Triss popłacze się ze śmiechu, gdy jej o tym opowiem! Kto cię tego nauczył,wiedzminie? Tego.zaklęcia?- Pewna kapłanka z chramu Huldry.To tajny język świątynny.- Dla kogo tajny, dla tego tajny.- Ręcznik chlasnął o brzeg kadzi, woda bryznęła naposadzkę, ślady bosych stóp zaznaczyły kroki czarodziejki.- To nie było żadne zaklęcie, Geralt.Nie radziłabym ci tez powtarzać tych słów w innych świątyniach.- Jeśli nie zaklęcie, to co to było? - spytał patrząc, jak dwie czarne pończochy tworzą, jednąpo drugiej, zgrabne nogi z powietrza.- Dowcipne powiedzenie.- Majtki z falbankami opięły się na nicości w niezwykleinteresujący sposób.- Choć nieco niecenzuralne.Biała koszula z wielkim żabotem w kształcie kwiatu furknęła w górę i utworzyła kształty.Yennefer, jak zauważył wiedzmin, nie nosiła żadnych fiszbinowych fidry-gałek używanych zwykleprzez kobiety.Nie musiała.- Jakie powiedzenie? - spytał.- Mniejsza z tym.Ze stojącej na stołku czworokątnej kryształowej butelki wyskoczył korek.W łaznizapachniało bzem i agrestem.Korek opisał kilka kręgów i wskoczył na miejsce.Czarodziejkazapięła mankiety koszuli, wciągnęła suknię i zmaterializowała się.- Zapnij mnie - odwróciła się plecami, czesząc włosy szylkretowym grzebieniem.Grzebień,jak zauważył, miał długi i zaostrzony kolec mogący w potrzebie z powodzeniem zastąpić sztylet.Zapiął jej suknię wyrachowanie powoli, haftkę po haftce, ciesząc się zapachem jej włosówopadających czarną kaskadą do połowy pleców
[ Pobierz całość w formacie PDF ]