Podobne
- Strona startowa
- Montgomery Lucy Maud Ania z Avonlea
- Lucy Maud Montgomery Ania z Avonlea
- Ania09 Opowiesci z Avonlea
- 3.Glen Cook Biala Roza
- (25) Niemirski Arkadiusz Pan Samochodzik i ... Skarby wikingów tom 1
- 10.Rozdział 10 (5)
- Heinlein Robert A Luna to surowa pani
- Sw. Jan od Krzyza DZIELA WSZY
- Minier Bernard Krąg
- Tredowata t.2 Mniszkowna
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- btobpoland.keep.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie wyobrażam sobie, by Janek mógł powiedzieć cos tak niemądrego.Sara musiała to wymyślić.Ale nie podobało mi się, iż przyrównuje Bietę do sawantek.Kiedy nadejdzie odpowiedni czas.Bieta na pewno zainteresuje mc mężczyznami.Chwilowo na pewno lepiej, żeby myślała o książkach, niż nabijała sobie głowę urojonymi sentymentami.Niełatwo mnie zadowolić, ale z Biety jestem dumny, tak, dumny.Sara westchnęła.— Och, nie mam jej nic do zarzucenia.Stefanie, i jestem ci bardzo wdzięczna.Sama bym z nią sobie nie poradziła.To nie twoja wina, rzecz prosta, ale wolałabym, żeby była bardziej podobna do innych dziewcząt.Wyjechałem z Glenby wściekły i pędziłem do domu galopem.Co za szczęście, że Sara nie wyszła za mnie, kiedy byłem nierozumnym młodzikiem.Oszalałbym! Te jej westchnienia i ta tępota! Nie, stop.Była przecież dobrą, miłą kobieciną, uszczęśliwiła Janka i wydała na świat istotę tak wyjątkowa jak Bieta.Za to wiele można jej było wybaczyć.Więc kiedy znalazłem się w Klonowym Domu i zapadłem w wygodnym starym fotelu w bibliotece, nie tylko jej wybaczyłem, ale zacząłem się poważnie zastanawiać nad tym, co powiedziała.Czy Bieta była rzeczywiście niepodobna do innych dziewcząt? I czym się to objawiało, czy chodziło o coś ważnego? Tego bym sobie nie życzył; byłem zatwardziałym starym kawalerem, ale uważałem młode dziewczęta za najpiękniejszy dar Pana Boga.Chciałem, żeby Bieta była prawdziwą młodą dziewczyną w najlepszym znaczeniu tego słowa.W ciągu następnego tygodnia bacznie ja obserwowałem, co dzień jeździłem do Glenby, a wieczorami oddawałem się medytacjom.Wreszcie powziąłem decyzję, która mnie samego zdziwiła.Bieta musi pojechać do szkoły z internatem, musi spędzić rok wśród swoich rówieśnic.Następnego dnia zastałem Bietę pod bukiem na trawniku, właśnie wróciła z przejażdżki konnej.Siedziała na jabłkowitej klaczy, którą jej ofiarowałem na ostatnie urodziny i zaśmiewała się z harców psów.Patrzyłem się na nią z przyjemnością i rad byłem, że wciąż jeszcze jest dzieckiem.Była wysoka, tak jak prawdziwa Churchillówna, ale na plecy opadały nadal grube warkocze, a buzia wciąż była dziecinna.Śniada cera, nad którą tak ubolewała Sara zarumieniła się od galopu, podłużne ciemne oczy patrzyły z młodzieńczą naiwnością.Kiedy powiedziałem Bietce, że musi na rok wyjechać do szkoły, obruszyła się i zasępiła, ale zgodziła się.Nauczyła się mnie słuchać, nawet jeśli się jej to nie podobało, choć z początku sądziła, że nie będzie musiała robić niczego, co by jej było przykre.— Jeśli tak być musi, Stefanie, to pojadę.Ale dlaczego tego chcesz? Na pewno masz jakieś powody — niczego nie robisz bez powodu.Powiedz mi, o co chodzi?— Sama się o tym przekonasz.Myślę, że wracając będziesz już świetnie wiedziała.Jeżeli nie — to okaże się, iż nie miałem racji, i nie będzie o czym mówić.Pożegnałem Bietę nie zamęczając jej dobrymi radami.— Pisz do mnie co tydzień i nie zapominaj, że jesteś Churchillówna.Bieta stała wśród psów na schodach domu.Zeszła i objęła mnie za szyję.— Będę pamiętała, że jesteś moim przyjacielem i nie przyniosę ci wstydu — oznajmiła.— Do widzenia, Stefanie.Pocałowała mnie parę razy, były to serdeczne głośne całusy, czyż nit mówiłem, że wciąż jeszcze była dzieckiem? A kiedy odjeżdżałem, kiwała mi długo ręką.Dojechawszy do końca alei obejrzałem się i widziałem, jak wciąż stoi, bez kapelusza, w tej swojej krótkiej spódniczce i nieustraszonymi oczyma patrzy w słońce.I tak po raz ostatni zobaczyłem Bietkę–dziecko.Był to smutny, samotny rok.Nic już nie zajmowało moich myśl i obawiałem się, że w przyszłości nie będę już Biecie potrzebny.Życic stało się puste i nudne.Jedyną rozrywkę stanowiły cotygodniowe list} Biety.Były obrazowe i dowcipne.Okazało się, że ma prawdziwy talent pisarski.Z początku potwornie tęskniła do domu i błagała, bym pozwolił jej wrócić.Kiedy odmówiłem — a przyszło mi to z najwyższą trudnością — nadeszły trzy zagniewane listy, ale potem pogodziła się z losem, a nawet zaczęło jej się to nowe życie bardzo podobać.Ale dopiero pod koniec roku napisała:„Teraz już wiem, Stefanie, po co mnie tu przysłałeś, i cieszę się, że to zrobiłeś.W dzień powrotu Biety do domu miałem coś ważnego do załatwienia.Pojechałem do Glenby następnego popołudnia.Zastałem tylko Sarę.Promieniała.Zachwycała się zmianami, jakie zaszły w Biecie.Nie poznam tego „kochanego dziecka”.To mnie przeraziło.Co oni z Biety zrobili? Dowiedziałem się, że Bieta poszła na spacer do lasu i pobiegłem tam.Kiedy zobaczyłem, jak nadchodzi długą złocistą aleją, schowałem się za drzewo, by jej się przyjrzeć, zanim mnie zobaczy.Kiedy podeszła bliżej, spojrzałem na nią ze zdziwieniem, dumą i zachwytem — a jednocześnie poczułem dziwny ból w sercu, nie, nigdy jeszcze czegoś podobnego nie czułem, nawet wówczas, kiedy Sara dała mi kosza.Bietka stała się kobietą! Nie chodziło tu o jej zgrabną sylwetkę, której linię uwydatniała biała sukienka, nie chodziło o brunatne loki okalające jej twarz, ale o rozmarzony wyraz oczu.Był to wzrok kobiety, która podświadomie szuka i oczekuje miłości.Wstrząśnięty zbladłem.Powinienem był się cieszyć.Stała się taka, jak tego pragnąłem.Ale zatęskniłem za Bietką–dzieckiem, ta kobieca Bietka przestała do mnie należeć.Wyszedłem zza drzewa, zobaczyła mnie i rozjaśniła jej się twarz.Ale nie zaczęła biec, by mi się rzucić w ramiona, tak jak by to się stało przed rokiem, podeszła tylko szybko i wyciągnęła rękę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]