Podobne
- Strona startowa
- Helena Mniszkówna Panicz
- Helena Mniszkówna Sfinks
- Tara Sivec W sieci. Igrając z ogniem
- Chmielewska Joanna Zlota mucha.BLACK
- Akunin Boris Pelagia i czerwony kogut
- Marcin Wolski Tragedia Nimfy 8 (2)
- Suworow Wiktor Kontrola (3)
- Silverberg Robert Autostrada w mrok (SCAN dal 113
- Arthur Avalon Shakta And Shakti
- K. J. Yeskov Ostatni Wladca Pierscienia
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- lkw.htw.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przebiegchoroby ostry i złośliwy: chora majaczy, wypowiada słowa budzące podejrzenia. Jakie słowa? zawołał Waldemar przerażony.Wtem Stefcia poruszyła się.Ordynat przypadł do łóżka, ukląkł.Stefcia miała oczy szero-ko otwarte, mętne, pokryte łzawą powłoką, rękoma wykonywała jakieś ruchy koło głowy,usta szeptały ciągle.Waldemar bez oddechu śledził ją zdrętwiałym wzrokiem.Wziął jej ręce w swe dłonie iściskał delikatnie. Stefciu.skarbie mój, jedyna moja, to ja.Waldy.przy tobie jestem.Stefciu mówiłgłuchym głosem.Dziewczyna szeptała ciągle. Co ona mówi? spytał profesora. Majaczy bez przerwy.Waldemar powstał, pochylił się i przyłożył ucho do ust Stefci. On.dzielny.boją się go.nie.nie chcę go zabijać. mruczała cichutko, ledwie do-słyszalnie.Waldemar wyprostował się, dłonią przeciągnął po czole. Co to znaczy?.co ona mówi?Okropną obawę wyrażały jego rysy.Nagle Stefcia rzuciła się gwałtownie. Trędowata! Trędowata! krzyknęła głośno.Waldemar cofnął się jak ugodzony straszną siłą, blady przerażająco.Spojrzał rozpaczli-wie na profesora i państwa Rudeckich. Co to jest?.na Boga! co znaczy ten okrzyk? wycharczał ze zgrozą. To słowo powtarza się bardzo często w majaczeniu chorej odrzekł profesor, patrzącbadawczo na zmienioną twarz ordynata.Waldemar porwał Rudeckiego za ramię.Weszli do bocznego pokoju.Ordynat ścisnął ramię Rudeckiego z siłą konwulsyjną. Stefcia otrzymała anonim rzekł przez ściśnięte zęby. Anonim?.Skąd pan wie? Otrzymała na pewno! Widzę to z jej słów.Ja.ja.ostrzegałem pana, że szelmostwamogą być.nie uchroniliście! Zabili mi ją.Boże!Załamał ręce z rozpaczą straszliwą.Pan Rudecki zdrętwiał, patrzał na ordynata nieprzytomny. Przysięgam panu, że czuwałem.Nie było nic, chyba teraz w ostatnich czasach, od-bierała dużo listów.139 Gdzie są te listy? Chcę je mieć zawoła Waldemar. Nie wiem.Zwykle chowa w biureczku swoim.Może tam są.Pana Rudeckiego domysł ordynata przeraził.Powrócili do pokoju Stefci.Spała znowu.Zbliżyli się do biurka.Ordynat cicho otwierałwszystkie szufladki i ku wielkiemu zdumieniu pani Rudeckiej i profesora wyjmował z nichjakieś pomięte arkusze w kopertach i bez kopert.Przejrzał wszystkie skrytki, zabrał znalezio-ne listy i wyszedł z nimi bez słowa. Co to znaczy? spytała męża pani Rudecka. Podobno anonimy.Waldemar przypuszcza.Uderzyły go jej słowa. Bardzo możliwe! bardzo możliwe! mówił kiwając głową, profesor. I ja domyślałemsię w tym jakiejś intrygi. Chryste Panie! on mię przecież ostrzegał! zawołał Rudecki łamiąc ręce. Ależ to nieprawda jęknęła jego żona. Ale pamiętasz? Znalezliśmy ją w gorączce, prawie nieprzytomną, tego dnia, kiedyprzymierzała ślubną suknię, po liście jaki jej oddałem.Może to anonim! Pójdę, zobaczę: jaten list poznam. To niepodobieństwo! Ona mówiła, że to był list ze Słodkowic.Ale pan Rudecki już wyszedł z pokoju.Waldemar w jego gabinecie przeglądał papiery.Znalazł własne listy w kopertach, staran-nie ułożone i kilka listów Stefci, pisanych do niego.Waldemar w zgniecionych papierachdomyślił się anonimów, zaczął je odczytywać.Straszną miał twarz, skurczoną gniewem, bó-lem, żalem.Charaktery pisma nie były mu znajome, widocznie podrabiane mimo to po styluodgadywał hrabinę wilecką i Barskich.Jeden anonim, bardzo złośliwy i najordynarniejszy,poznał doskonale po piśmie niezupełnie zmienionym: pochodził od Melanii. Podła istota! żmija! mówił ochrypłym głosem.Gdy wszedł pan Rudecki, Waldemar wskazał mu odczytane papiery. Patrz pan! wołał z wybuchem żalu te wszystkie łachmany ona otrzymywała, czyta-ła, zatruwały ją! A ja ostrzegałem, bo złych ludzi nie brak, i te brudy doszły do jej rąk.Pan Rudecki, blady, przebierał między papierami.Nagle Waldemar wziął do rąk nowylist w kopercie, zgnieciony.Prędko rozprostował go.Pan Rudecki zadrżał.Poznał ostatni. Ten oddałem jej we środę.Mówiła, że to ze Słodkowic, ale.zaraz po nim zachorowa-ła.Czy i to anonim?Waldemar obejrzał list.Charakteru nie znał.Zaczął czytać wzburzony.Nagle rzucił się,postąpił krok naprzód, przebiegał list palącymi oczyma.Ręce mu dygotały, twarz mieniła sięrozpaczą, wstrętem.Krzyknął głucho, papier wypadł mu na podłogę.Waldemar załamał ręce nad głową. Ten ją zabił!.ten ją zabił!.Bezczelny!.Ciężko usunął się na krzesło, rękoma ścisnął skronie.Pan Rudecki podniósł list, przeczytał. Jezus Maria! jęknął rozpacznie.Weszła pani Rudecka. Co wam się stało? spytała przerażona.Mąż wskazał jej listy. Zabiliśmy dziecko! zabiliśmy tym! Straszne! straszne!Matka Stefci przypadła do papierów.Waldemar zerwał się z krzesła, siny na twarzy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]