Podobne
- Strona startowa
- Górniak Alicja Trylogia Krew Życia 01 Pierwsze szeć kropli
- Brzezińska Anna Wykłady z psychologii rozwoju człowieka w pełnym cyklu życia
- Grzesiuk Stanislaw Na marginesie zycia (SCAN dal 1
- Schopenhauer Metafizyka zycia i smierci (2)
- czechow antoni drobiazgi zycia (2)
- King Stephen Christine
- Dav
- Benzoni Juliette Marianna 05 Marianna i laury w ogniu
- Terry Pratchett 06 Trzy wiedz (2)
- Ziemkiewicz Rafał Wybrańcy Bogów
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ewelina111.htw.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ciekawe, kiedy przemówisz do mnie po staroegipsku!Oszukuj¹c ¿o³¹dki nielicznymi jagodami odczekali do zmroku, nie zaniedbuj¹c œrodków ostro¿noœci.Potem, wed³ug planu Shannona, podkradli siê pod wioskê i nie spiesz¹c siê, ale i nie oci¹gaj¹c, popychaj¹c przera¿onego Alcocka, posuwali siê skrajem polany.Bez ¿adnych przeszkód przedostali siê na przeciwleg³y kraniec i znów wyszli na œcie¿kê, biegn¹c¹ nie koñcz¹cym siê tunelem.W kam pongu poza nimi pozosta³ major Geoffrey Tanner, wziêty do niewoli, mo¿e storturowany, mo¿e zabity.ROZDZIA£ XIX- Kim ty w³aœciwie jesteœ, Alan? Kim by³eœ, zanim dosta³eœ siê do Pasir Pandziang, zanim uciek³eœ z nami?- Mój drogi, uwa¿am ciê za m³odszego brata, za najlepszego przyjaciela.Nie lubiê siê rozwodziæ i roztkliwiaæ, ale wiesz dobrze, ¿e nie ma rzeczy, której bym dla ciebie nie zrobi³.- Wiem, Alan.To samo odnosi siê do mnie.- Zrozumia³e.Te cholerne przejœcia z³¹czy³y nas.Nie pytaj jednak wiêcej, bo ci nie odpowiem, Peter.- Taka straszna tajemnica?- Nie straszna, ale nale¿y nie tylko do mnie.Pamiêtasz, co ci kiedyœ powiedzia³em? W obozie w Pasir Pandziang? Cz³owiek ma uszy od tego by s³uchaæ.Oczy od tego, by patrzeæ, a jêzyk od tego.by nie zawsze go u¿ywaæ.Shannon poniecha³ dalszej indagacji.Zrozumia³, ¿e nic siê wiêcej nie dowie, zreszt¹ tajemnica McNeilla, jeœli w ogóle by³a tajemnic¹, nie interesowa³a go zbytnio w tej chwili.Prawdê mówi¹c, ¿e nie interesowa³o go ju¿ nic, a zagada³ kologê tylko dlatego, by us³yszeæ ludzkie s³owa, by nie ws³uchiwaæ siê bezustannie w szarpi¹ce nerwy odg³osy d¿ungli, doprowadzaj¹ce do ob³êdu.Zatraci³ poczucie rzeczywistoœci, przestawa³ orientowaæ siê w czasie, nie wiedzia³ nawet, czy oddalili siê od ostatniej wioski o kilomctr, czy o dwadzieœcia kilometrów.Przesta³ przejmowaæ siê losem Tannera, zapomnia³ o Duvalu, Vincencie, Stanleyu White, majorze McLochlon.Nawet wspomnienia ¿ony sta³y sie rzadkie i bardzo mgliste.Dochodzi³ do kresu si³, bo przecie¿ to on wyszukiwa³ po¿ywienie i wodê, gdy inni odpoczywali.On troszczy³ siê o legowiska, wypatrywa³ ukrytych niebezpieczeñstw, odpowiada³ za wszystko.Koñczy³a siê jego odpornoœæ psychiczna, zawodzi³y nerwy.Obojêtnia³, nie potrafi³ planowaæ na dzieñ nastêpny, a sprawy takie, jak wygranie lub przegranie wojny, zwyciêstwo lub klêska, przekracza³y jego obecne mo¿liwoœci rozumowania i odczuwania.Od przejœcia przez kam pong, w którym pozosta³ Geoffrey Tanner, minêly dwie doby.Podzwrotnikowa noc przemieni³a siê w brzask, poprzez siatkê sklepienia d¿ungli przeœwitywa³o dzienne œwiat³o.McNeill podniós³ siê chwiejnie na nogi, tr¹ci³ le¿¹cego jak k³oda Alcocka.- Idziemy!Alcock jêkn¹³, poruszy³ siê i pos³usznie powsta³.Peter le¿a³ dalej.- Rusz siê, Peter.Shannon przykry³ twarz d³oñmi.- Daj mi spokój.Dok¹d chcesz iœæ?- Naprzód! W góry!- Po co?McNeill uœmiechn¹³ siê k¹cikiem ust.- Amor patriae [87] - odpowiedzia³.- Daj spokój z ³acin¹, przesta³a mnie bawiæ.- Peter! Czas na nas.Dopiero potê¿ne kopniêcie w poœladek zmusi³o Shannona do podniesienia siê.Pokrêci³ siê w miejscu, uklêkn¹³, wsta³, przeci¹gaj¹c rêk¹ po twarzy.- Wziê³o i mnie - przyzna³.- Ale.naprawdê to nie ma sensu.Nic nie ma sensu, Alan.- Ma sens! - odpar³ twardo McNeill.- Pamiêtaj, ¿e toczy siê wojna i ¿e jesteœ oficerem!Umys³ Shannona pogr¹¿a³ siê g³êbiej i glêbiej w jakiejœ mgle czy chmurze, tak truj¹cej, jak wisz¹cy nad d¿ungl¹ niebieskawy ob³ok.Wojna, ojczyzna, walka, s³u¿ba wojskowa, stopieñ oficerski to by³y nic nie mówi¹ce, puste frazesy.Kiedyœ dawno, okropnic dawno, mia³y inne znaczenie.Tutaj, w d¿ungli centralnej Sumatry, w zgni³ej atmosferze tropiku, w g³odowych mêkach, s³owa Alana nie zdo³a³y wykrzesaæ cienia zainteresowania, nie wzbudzi³y ¿¹danego oddŸwiêku.- Peter! - McNeill brutalnie trz¹s³ koleg¹ - Peter!- Zostaw.Mam wszystkiego dosyæ, idŸ sobie - Shannon ponownie osun¹³ siê na ziemiê, odwróci³ twarz.Alan McNeill sta³ nad nim przez d³ug¹ chwilê.Zastanawia³ siê, rozwa¿a³, medytowa³.- Pos³uchaj mnie, Peter powitpowiedzia³ wreszcie mocnym, zdecydowanym tonem, ostro akcentuj¹c ka¿dy wyraz.- S³uchaj, cz³owieku.Czy pamiêtasz, swoj¹ ¿onê? Elisabeth Shannon? Czy pamiêtasz?Brodata twarz by³ego lotnika uœmiechnê³a sie bezmyœlnie, g³upkowato.Peter popada³ w zupe³ne otêpienie.- Pewnie, ¿e pamiêtam - odpar³ g³ucho i bez zainteresowania.- Mia³em kiedyœ ¿onê, to prawda.Mia³em domek ko³o Seletar.nawet kiedyœ lata³em i zestrzeliwa³em.kiedyœ podobno by³em szczeœliwy.Co z tego.Daj mi spokój.G³os McNeilla zadŸwiêcza³ niezwykle uroczyœcie:- Czy pamiêtasz Teruci?! Czy pamiêtasz, co ci mówi³ o statku „Nigeria”? Czy pamiêtasz, Peter?!Shannon przesypywa³ przez palce grudki ziemi.- Pewnie, ¿e pamiêtam.„Nigeria" zosta³a zatopiona przez ³odzie podwodne w kilka godzin po opuszczeniu Singapuru.W szeœæ godzin.Wtedy.wtedy.- rzuci³ resztki ziemi i leniwie otrzepal d³onie – Wtedy wszystko siê skoñczy³o.Oczy McNeilla, b³yszcz¹ce, rozszerzone, rozkazuj¹ce, napotka³y oczy Shannona.Magnetyzowa³y, hipnotyzowa³y, nie pozwala³y na spuszczenie wzroku.- S³uchaj uwa¿nie, Shannon! Statek „Nigeria” nie.zosta³.zatopiony! - brzmia³o to niemal jak wystrza³y karabinowe.- Kapitan Teruci Amado k³ama³!Peter z wysi³kiem prze³kn¹³ œlinê, przeci¹gn¹³ jêzykiem po spêkanych wargach.Ostatnie s³owa przyjaciela dotar³y wreszcie do jego œwiadomoœci.Obudzi³y drzemi¹c¹ wolê, zmusi³y do myœlenia, otrzeŸwi³y.- Kapitan Teruci k³ama³, Peter! - powtórzy³ z moc¹ McNeill.Z nieoczekiwan¹ energi¹ Shannon zerwa³ siê, doskoczy³ do niego i wpi³ palce w ¿ylaste, chude ramiê.- Ty k³amiesz, Alan! - wrzasn¹³ dziko, histerycznie.- Oszukujesz mnie! Po co k³amiesz! Jakim prawem.jakim prawem rozdrapujesz rany?! Zostaw mnie w spokoju, ty.ty diable!- Kapitan Teruci Amado k³ama³ - powtórzy³ po raz trzeci McNeill - Statek „Nigeria” nie zaton¹³!Pod og³uszonym Shannonem ugiê³y siê nogi.Upad³ na trawê, os³oni³ g³owê ramieniem.Tkwi³ w tej pozycji przez d³ugi czas.Gdy wreszcie podniós³ siê i wyprostowa³, wargi mia³ zaciête, twarz poblad³¹, ale oczy spogl¹da³y przytomnie, ch³odno, twardo.- Idziemy, Alan - powiedzia³ spokojnie i zrównowa¿onym tonem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]