Podobne
- Strona startowa
- Wiera Kamsza Odblaski Eterny 05 Serce zwierza 02 Kula losów
- § Saylor Steven Roma sub rosa 05 Ostatnie sprawy Gordianusa
- Tom Clancy Jack Ryan, Jr. 05 Zwierzchnik [2014]
- Jonathan Kellerman Bomba zegarowa (Alex Delaware 05)
- Alex Kava Maggie O'Dell 05 Zło Konieczne
- Olivia Cunning One Night with Sole Regret 05 Tie me
- Grisham John Obronca ulicy (SCAN dal 811)
- Sawicka Wioletta (tom 1) Wyjdziesz za mnie kotku
- Clarke Arthur C Ogrod ramy
- Weber Dav
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- qup.pev.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ten człowiek nie jest Rosjaninem.To podłośćtraktować go jak winnego chłopa!- Dlatego też jest traktowany raczej jak szpieg.Tak naprawdę tenbiedny Tournais, którego mi żal, gdyż jest artystą, został kozłemofiarnym.Teraz, gdy wielka bitwa jest już rozegrana, Roztopczynchciałby pokazać ludowi, że nie będzie miał litości dla niczego, co wjakikolwiek sposób wiąże się z Bonapartem.Stary szlachic przywołał po raz wtóry to nazwisko, a powtórzenie tonatchnęło Mariannę myślą, że należy on najwyrazniej do tychzatwardziałych emigrantów, którzy poprzysięgli sobie, że ich noga niepostanie we Francji tak długo, jak długo Napoleon, bicz boży, będzie wniej panował.Należało więc zachować pewną ostrożność.JednakżeMarianna nie potrafiła oprzeć się chęci dowiedzenia się czegoś więcej.- Wielka bitwa, powiada pan?Starzec szeroko otworzył oczy, sięgnął po lornion zwisający naczarnej aksamitnej wstążce pod żabotem, przystawił go do czubka nosa ispojrzał na młodą kobietę z osłupieniem:- Coś takiego! Skąd się pani, piękna damo, wzięła, za pozwoleniem?- Przybywam z południa tego kraju, szanowny panie, a dokładnie zOdessy, gdzie dane mi było zbliżyć się do księcia Richelieu.Dorzuciła kilka ogólnikowych wyjaśnień, których zresztą jej nowyprzyjaciel nie dosłyszał.Nazwisko Richelieu zjednało go ostatecznie icałkiem był już przekonany do tej młodej kobiety, którą uznał za osobęjemu podobną.Od tej chwili nabrał zaufania, a gdy Jolival przedstawiłmu się, pozostawiając w cieniu pozostałych, sprowadzonych do rangisłużących, okazał się po prostu niewyczerpanym zródłem wiadomości.Miłym i dystyngowanym głosem pan de Beauchamp - gdyż tak sięprzedstawił - opowiedział podróżnym, co stało się pięć dni wcześniej,trzydzieści pięć mil od Moskwy, na płaskowyżu pod Borodinorozciągającym się wzdłuż prawego brzegu Kołoczy, dopływu Moskwy.Armia rosyjska, będąca w coraz większej rozsypce pod naporempostępującej Wielkiej Armii, zdecydowała się stawić czołoNapoleonowi, by nie wpuścić wroga do starej stolicy.O reduty343RSprzerzucone przez drogę walczono zawzięcie ze straszliwym skutkiem26,jeśli wierzyć wieściom przyniesionym przez napływających rannych.- Ale kto zwyciężył? - zapytał Jolival z zapałem, którego nie potrafiłposkromić.Stary szlachcic uśmiechnął się ze smutkiem:- Powiedziano nam, że Rosjanie.Car zastąpił bowiem Barclaya deTolly'ego starym Kutuzowem, faworytem zwycięstwa, i nikomu nieprzyszło na myśl, że może być inaczej.Tutaj odśpiewano nawet TeDeum.lecz ranni mówili co innego: że armia idzie za nimi, że cofa się iże Bonaparte zbliża się do Moskwy.Jutro.lub pojutrze już tu będzie.Odkąd o tym wiadomo, kto tylko może, opuszcza Moskwę.Stąd tenokropny bałagan, w którym tonie miasto.Sam Roztopczyn wyjedzie,właśnie o tym powiedział, lecz czeka jeszcze na Kutuzowa, któregoarmia ma przejść przez miasto, wycofując się na Kazań.Pod posępnym wzrokiem Jasona Mariannie udało się pozostać wiernąswej roli i zachować całkowity spokój wobec wieści, które napełniły jąradością.Jolival podziękował starcowi za jego sprawozdanie, zwyszukaną grzecznością, w której na milę czuło się szlachcica, i poprosiłgo o łaskawe wskazanie gospody, o ile jeszcze jakieś pozostałyotwarte , w której mogliby się zatrzymać.Ta prośba spotkała się znatychmiastowym sprzeciwem Jasona- Nie mamy żadnego powodu, by pozostawać w tym mieście,szczególnie jeżeli dotrze tu Bonaparte! Wyjedzmy, zanim zapadnie noc,a w drodze do Petersburga z pewnością znajdziemy gospodę, w którejsię zatrzymamy!Pan de Beauchamp skierował na niego swój lomion i przyjrzał mu sięz oburzeniem i zdumieniem: ten brodaty wieśniak, według wszelkiegoprawdopodobieństwa służący, pozwala sobie nie tylko mówić pofrancusku, lecz na dodatek wypowiadać swoje zdanie! Nie raczączapewne odpowiadać temu bezczelnemu człowiekowi, stary szlachcicwzruszył tylko ramionami i zwrócił się do Jolivala:- Wszystkie ulice wypełnione są powozami i wózkami, z wyjątkiemtych, które prowadzą na zachód.Nie uda się wam wyjechać stąd przed26W bitwie poległo 50 000 Rosjan i 28 000 żołnierzy Wielkiej Armii.344RSnocą, ale w Kitajgorodzie, którego mury widać w pobliżu, może zdołaciejeszcze znalezć nocleg, chociażby u.Marianna i jej przyjaciele nie mieli nigdy poznać nazwiska właścicielagospody, u którego mogliby się zatrzymać, gdyż na plac wlała sięogromna fala ludzi, kierując się z szybkością armatniej kuli kupodwyższeniu, na którym wciąż znajdował się gubernator, zajętywydawaniem rozkazów służbie.Tysiące mężczyzn i kobiet, uzbrojonychw kije, siekiery i widły, wyjąc jak wygłodniałe wilki, rzuciło się wkierunku pałacu Roztopczyna.Potężna fala załamała się na murach,tworząc wir, który porwał grupkę ludzi stojących wokół staregoszlachcica.Marianna, przekonana, że to zamieszki, w mgnieniu oka zostałaoderwana od przyjaciół i zniknęła pod masą wzniesionych rąk,nieodparcie pchana ku rzece.Sądząc, że wybiła jej ostatnia godzina,krzyknęła przerazliwie:- Do mnie! Jasonie!Usłyszał ją.Kopiąc i bijąc, dotarł do niej, pochwycił za nadgarstek iwspólnie już usiłowali walczyć z ludzkim prądem, równie brutalnym, cochaotycznym.Lecz na próżno.Lepiej było poddać się, by nie zostaćprzewróconym, ciśniętym na ziemię, zdeptanym, co oznaczałoniechybną śmierć.Nie wiedząc jak, oboje ponownie przeszli przez kremlowski most iznalezli się na małym placyku, gdzie kilka domów i cerkiew,pomalowane jak teatralna dekoracja, stłoczone było koło wysokichmurów przy dużej ciągnącej się wzdłuż rzeki, pokrytej zieloną blachąbudowli, która okazała się Domem Wychowawczym.Było tu o wiele mniej ludzi niż na moście, gdyż tłum wylewał się nanabrzeża Moskwy.Na wpół uduszona Marianna, chwytając oddech,osunęła się na kamień do wsiadania na konia, by trochę odetchnąć.Spostrzegła wtedy, że jest sama z Jasonem i Szankala, której dłoń, wciążjeszcze uczepiona pasa korsarza, wskazywała wyraznie, w jaki sposóbudało się jej podążyć za nimi.- Gdzie są pozostali?345RSJason wzruszył ramionami, wskazując na plac, który przypominałkrater szykującego się do erupcji wulkanu:- Tam!- Trzeba ich odnalezć.Pomimo zmęczenia już podnosiła się z kamienia, gotowa rzucić się nanowo w środek kłębiącego się tłumu.Schwycił ją wpół:- Oszalałaś! Zginiesz, nie uda ci się nic zrobić.Trzeba się cieszyć, żezdołaliśmy z tego wyjść cało.Ale ponieważ oczy młodej kobiety wypełniły się łzami, dodałspokojniejszym tonem:- Ani Craig, ani Gracchus nie są chuchrami, a Jolival nie jest przecieżgłupcem.Byłbym bardzo zdziwiony, gdyby nie znalezli jakiegośsposobu, by z tego wybrnąć.- Co teraz zrobimy? W jaki sposób ich odnajdziemy?- Najlepiej pozostać w okolicach tego przeklętego placu i czekać.Tak czy inaczej zamieszki muszą się kiedyś skończyć.Ci ludzie pójdąsobie, opuszczą miasto jak inni.Wrócimy wtedy do miejsca, gdzie sięrozłączyliśmy.Tamci będą mieli taki sam pomysł, jestem pewien.Byłoby szaleństwem zapuścić się w miasto, którego się nie zna.Były to mądre słowa i Marianna chętnie na to przystała
[ Pobierz całość w formacie PDF ]