Podobne
- Strona startowa
- § Saylor Steven Roma sub rosa 05 Ostatnie sprawy Gordianusa
- Saylor Steven Roma sub rosa t Morderstwo na Via Appia
- Steven Rosefielde, D. Quinn Mil Masters of Illusion, American L
- Saylor Steven Roma sub rosa t Ramiona Nemezis
- Saylor Steven Roma sub rosa t Dom Westalek
- Callan Book 5 [Stage 9 & 10] (2)
- Robinson Kim Stanley Czerwony Mars (2)
- Henryk Sienkiewicz potop
- Praktyczny komentarz do Nowego (3)
- Tolkien J.R.R Niedokonczone opowiesci t.2 (SC
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- psmlw.htw.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zmieniłem temat, ale zauważyłem,że chwilami dziadek spogląda na mnie uważnie.Cóż, trudno było mu się dziwić.Potwierdzało się, że najlepiej byłoby, gdyby Kelly ego i resztę nagły szlagtrafił, tylko że przez Franza, a raczej jego ducha, ja nie byłem w stanie tego zor-ganizować.Wyglądało na to, że największym problemem z dorwaniem Hertha było to, żemógł na mnie polować dowolnie długo, gdyż nic go to nie kosztowało.Ludzie tuograniczyli mu dochody, ale nie odcięli ich zupełnie, a poza swoją dzielnicą nicnie zrobili, bo ich to już nie interesowało.Miał zródło dochodów, kontakty i pod-władnych.Mógł czekać, aż interesy we Wschodniej Dzielnicy wrócą do normy.Był elfem, mógł żyć jeszcze z tysiąc lat, więc po co miał się spieszyć?%7łeby go zabić, musiałem go zmusić do ruchu, do wyjścia na ulicę.a dotego.hmm.Dziadek obserwował mnie w milczeniu, jakby domyślał się, iż in-tensywnie coś analizuję.A w moim umyśle rodził się właśnie nowy plan.Kiedy się urodził, obejrzałem go sobie z każdej strony.Loiosh nie miał ko-mentarzy, co było dobrym znakiem.Upiłem łyk herbaty i zastanowiłem się nadkilkoma problemami.Plan wytrzymał.Zdecydowałem się wcielić go w życie.Wreszcie dziadek spytał: Masz pomysł, Vladimir? Mam, noish-pa. W takim razie powinieneś zacząć go realizować.Wstałem. Masz rację, noish-pa.Pokiwał głową i nic nie powiedział.Pożegnałem się, a Loiosh poleciał przodem.Wyszedłem, dopiero gdy oznaj-mił, że droga wolna.Ten cały Quaysh nadal mnie niepokoił, toteż zachowywałem138znacznie większe niż zwykle środki ostrożności.Teraz były szczególnie ważne jako nieboszczyk miałbym większe problemy z wprowadzeniem swego planuw życie.Można by rzec, że nie do przezwyciężenia.* * *Przeszedłem zaledwie z dwie, trzy przecznice i mijałem jakiś zaułek, gdy za-uważyłem dziewczynę opierającą się o mur.Dłonie trzymała z tyłu, a ubrana byław chłopską spódnicę błękitno-żółtej barwy.Miała z piętnaście lat i ogolone nogi.To pierwsze nie znaczyło wiele, to drugie było praktycznie jednoznaczne.Kiedy przechodziłem obok, oderwała się od ściany i zaczepiła mnie uprzej-mie.Przystanąłem i życzyłem jej miłego dnia, nim dotarło do mnie, że to możebyć zasadzka.Odruchowo pogładziłem włosy i poprawiłem pelerynę myślała,że staram się dla niej, i uśmiechnęła się, pokazując parę dołeczków.Zastanowiłemsię, ile są warte ekstra. Zauważyłeś coś podejrzanego, Loiosh? Za duży tłok, żeby mieć pewność, ale Quaysha nie widzę.Doszedłem do wniosku, że najprawdopodobniej jest to to, na co wygląda.Zapytała, czy nie zechciałbym zabrać jej gdzieś na coś do picia.Powiedziałem,że być może.Zapytała, czy nie chciałbym zabrać jej gdzieś na małe rypanko.Spytałem za ile.Ustaliliśmy cenę na imperiała, czyli jedną trzecią tego, co biorąmoje panienki.Tym razem się nie uśmiechała, więc nie było dołeczków.Poprowadziła mnieza róg na wszelki wypadek poszedłem tam z nożem w dłoni, ale trzymałem gotak, by nie było go widać.Weszliśmy do gospody, na której kilka pszczół kręciłosię koło ula.Miłe skojarzenie nie znałem go.Porozmawiała z właścicielem,a ja schowałem nóż i wręczyłem mu siedem srebrnych monet zgodnie z umową.Wskazał mi głową schody i poinformował, że mam iść do pokoju numer 3.Jakna południe lokal był pełen i gości, i błękitnego dymu.Oraz smrodu potu, brudui zastałego powietrza.Dobrowolnie nie siedziałbym tu minuty.Dziewczę zaprowadziło mnie do pokoju numer 3 i weszło pierwsze, bo takjej kazałem.Obserwowałem ją uważnie, ale nie zauważyłem, by dała komuś jakiśznak.Można było przyjąć, że w pokoju nikogo nie ma, mimo to, gdy się odwróciłado mnie, wleciał na zwiady Loiosh. Czysto, szefie zameldował natychmiast.Dziewczę jakby dopiero teraz zwróciło na niego uwagę. Chcesz, żeby to też było w pokoju? Tak.139Wzruszyła ramionami. Niech będzie.Wszedłem, zaciągając za sobą zasłonkę zastępującą drzwi.Umeblowanie byłopodobnie wykwintne i wyszukane: materac na podłodze i stolik obok.Dałem jej imperiała i powiedziałem: Reszta dla ciebie. Dziękuję.Zdjęła bluzkę.Ciało miała młode, więc twarz nie kłamała.Nie poruszyłemsię.Spojrzała na mnie i spytała: Będziesz tak stał?Podszedłem, a ona udała, że się uśmiecha z uznaniem, i wyciągnęła ku mnieramiona.Spoliczkowałem ją.Cofnęła się zaskoczona. Co ty.?Przerwał jej drugi policzek. Tylko bez takich! oburzyła się.Wyciągnąłem z peleryny nóż i pokazałem jej.Wrzasnęła.Wreszcie!Wrzask jeszcze odbijał się od ścian, gdy ją złapałem i zaciągnąłem do kątaprzy wejściu.Teraz w jej oczach był już strach. Teraz siedz cicho! poleciłem. Wydasz dzwięk, to cię zabiję.Kiwnęła głową, nie spuszczając wzroku z mojej twarzy.Usłyszałem kroki na korytarzu, więc ją puściłem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]