Podobne
- Strona startowa
- Chmielowski Benedykt Nowe Ateny
- Trollope Joanna Najlepsi przyjaciele
- J.Chmielewska Slepe szczescie
- J.Chmielewska Skarby
- Pratchett Terry Nomow Ksiega Wyjscia scr
- Brooks Terry Kapitan Hak scr
- Kres Feliks W Krol Bezmiarow scr
- Colin Dexter Ktokolwiek widzial scr
- Eddings Dav
- Howard Robert E Conan Droga do tronu (SCAN dal
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- alba.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uspokajalizdyszane oddechy i odzyskiwali siły. No! sapnął niecierpliwie Pawełek. Co jest.?Janeczka ze zmarszczonymi brwiami wciągała głęboko powietrze i przyglądała się psu. Tu się coś wydarzyło zawyrokowała wreszcie. Coś niedobrego z panem Wolskim.Może.Ja nie wiem.Przyjrzyjcie się.Mnie się wydaje, że tu, gdzie on węszy, jest pognie-cione.234Spełnili polecenie, dokładnie obejrzeli miejsce, które pies wąchał najdłużej.Pomiędzyozdobnymi krzewami z resztkami liści rosła trawa, zimowa już, przywiędła, ale bujna.Wy-dawała się skopana, i zniszczona dodatkowo, a krzaki obok były trochę połamane i wyglądałona to, że świeżo.Pawełek wytchnął już po galopie i umysł jego w pewnym stopniu podjął pracę. Poniewierali się rzekł stanowczo. Co najmniej jeden, pan Wolski.Tu upadł, albozostał przewrócony, bo ja wątpię, żeby sam się wałkował dla przyjemności. Ktoś go napadł uzupełniła Janeczka. Pies mówi, przecież widzicie.Zrobili mu cośzłego i byli tu złoczyńcy.Nagle powiało grozą.Całe gadanie o niebezpieczeństwach, dotychczas traktowane lekce-ważąco, nabrało wyraznej treści i dotarło do nich z siłą młota pneumatycznego, walącego z góryw ciemię.Pan Wolski, najwyrazniej w świecie, z tym niebezpieczeństwem zetknął się osobi-ście.Wszyscy poczuli jakieś podejrzane mrowienie w karku, ale zarazem wybuchły w nichemocje.Oto znalezli się w samym środku tej podstępnej wojny z przestępcami, na własne oczyoglądają jej skutki i kto wie, może im też coś grozi.Przypuszczalny sojusznik został wyeli-minowany.O takich rzeczach czyta się w książkach, albo ogląda się je na ekranie, przeżyć to w rzeczy-wistości, to jest coś.! Pierwszy mężnie poruszył się Stefek, zdopingowany samą obecnościąJaneczki.Nie powiedział nic, bo przez chwilę miał jakieś kłopoty z głosem, ale uczynił kilkakroków w głąb pogniecionego pobojowiska.Za nim ruszył Bartek. I tu go wlekli powiedział nieco ochryple i odchrząknął. O, widać tylne nogi.!Znaczy, chciałem powiedzieć, tylne buty.235Pawełek posunął się za nim, starannie tłumiąc dreszcz zachwytu. Buty z tyłu skorygował. Obcasy.To już nie ma co, napadli go, wlekli mały kawa-łek, a potem pewnie podnieśli, bo dalej tych obcasów już nie ma.%7ływy czy zabity.?Spojrzał na psa.Chaber węszył cały czas, wyraznie okazując, że to nie koniec śledztwa.Sam jego widok wzmagał napięcie.Ostrożnie, na ugiętych łapach i z podkulonym ogonem,przesunął się za następny krzak, obwąchał jakiś przedmiot i znów warknął.Janeczka odwróciła się ku niemu, podeszła, pochyliła się i obejrzała przedmiot z bliska.Odzyskała już równowagę prawie całkowicie. Kamień oznajmiła zimno. Duży dosyć.Tym dostał w głowę, nawet nie ma cooglądać, Chaber wie, co mówi.Nie dotykaj! krzyknęła, bo Bartek skoczył i sięgnął ręką.Zwariowałeś chyba, chcesz, żeby było na ciebie?! Teraz ten kamień śmierdzi tylko panem Wol-skim i tym opryszkiem! Chaber by ci zaraz powiedział, kto to był, a jak dotkniesz, wymieszaszsię z nimi!Już przy pierwszym słowie Bartek cofnął rękę, jakby ukąsiła go sama bliskość narzędziazbrodni.Emocje po nich szalały ciągle, ale nabierały innego charakteru.Bez żadnego gadaniawszyscy czuli, że teraz należy pokazać klasę.Stanąć na wysokości zadania i działać racjonalnie.Stefek w skupieniu, bardzo przejęty, rozgarniał krzaki swoją Szwedką. A tu stał długo odezwał się wreszcie, dumny z odkrycia. Popatrzcie, odcisnęły siębuty.To chyba jego, nie? Stał jak przymurowany, kawałka kroku nie zrobił! I patrzył na coś odgadła żywo Janeczka. Na coś przed sobą, bo nie patrzył przecieżdo tyłu.Więc ten bandyta musiał się zakraść z tamtej strony i walnął go kamieniem.Zaraz, po236co my.Chaber, piesku, co tu było? Pokaż, co było! Gdzie pan Wolski i gdzie ten zbój?Pokazuj wszystko!Chaber zabrał się do rzetelnej pracy.Węszył gorliwie, w skupieniu, informując o spostrze-żeniach prawie ludzkimi słowami. Zgadza się, pan Wolski przyszedł tu okrężną drogą tłumaczyła Janeczka. Najpierwtu, potem się cofnął i podszedł z drugiej strony.Coś zobaczył, zatrzymał się i stał.Na cośczekał. Ciekawe, co widział zainteresował się nagle Pawełek.Podszedł ostrożnie na miejsce postoju pana Wolskiego i ustawił się tuż obok jego śladów,pilnując, żeby ich na wszelki wypadek nie zadeptać.Wspiął się na palce i pomiędzy gąszczemprawie bezlistnych gałęzi ujrzał wrota do garażu.Gwizdnął z nagłym zrozumieniem. Coś mi się widzi, że czatował na następnego do przedziabania oznajmił. Ktoś tumieszka podejrzany.Niech on pokazuje dalej. Bandyta zakradł się od tyłu podjęła Janeczka. Nie wiem, dlaczego pan Wolski gonie usłyszał, pewnie coś zagłuszało.Walnął go.Tam pan Wolski upadł.I ten bandzior się naniego rzucił.Krótko się bili, bo mało połamane i tylko w jednym miejscu, więc nie wałkowalisię wszędzie.No dobrze, piesku, doskonale, dalej! Zgadza się, tu go powlekli.Co? Zaraz.Przez chwilę pilnie obserwowała psa.237 No tak.Te drzwi do garażu musiały być otwarte.No, może uchylone.Ktoś z nich wy-szedł, podszedł tutaj i razem z tym zbrodniarzem wzięli pana Wolskiego.Nieśli go.No oczy-wiście, wnieśli go do tego garażu. A teraz patrzą przez okno i widzą, co robimy zauważył zgryzliwie Bartek.- Zacznie-my udawać, że się bawimy w Indian? Zaczniemy udawać byle co zadecydowała Janeczka. Odsuńmy się trochę i za-stanówmy.Nie wiem, gdzie ten pan Wolski jest w tej chwili, ale Chaber go znajdzie.Tylkomusimy trochę pomyśleć.Wycofali się aż na jezdnię tego dziedzińca pomiędzy budynkami i przeszli kawałek dalej,za następny dom.Zatrzymali się dość gwałtownie, bo Chaber cichutko pisnął. Piesku, co.? zaniepokoiła się Janeczka.Chaber nie musiał odpowiadać, bo z drugiej strony zza budynków wyłonił się jadący powolisamochód.Podjechał pod podejrzaną budowlę i zatrzymał się.Wysiadło z niego dwóch ludzi,zostawili samochód na ulicy i skierowali się ku wejściu.Sierść na grzbiecie psa zjeżyła się,z gardła wyszedł głuchy, ledwie dosłyszalny warkot.Emocje strzeliły na nowo. To oni powiedziała Janeczka bez tchu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]