Podobne
- Strona startowa
- Simak Clifford D Dzieci naszych dzieci (SCAN dal (3)
- Heyerdahl Thor Aku Aku (SCAN dal 921)
- Bulyczow Kiryl Ludzie jak ludzie (SCAN dal 756
- Moorcock Michael Zwiastun Bur Sagi o Elryku Tom VIII (SCAN da
- Clarke Arthur C. Baxter Stephen Swiatlo minionych dni (SCAN dal
- McCaffrey Anne Lackey Mercedes Statek ktory poszukiwal (SCAN d
- Norton Andre Lackey Mercedes Elfia Krew (SCAN dal 996)
- Moorcock Michael Perlowa Fort Sagi o Elryku Tom II (SCAN dal
- Moorcock Michael Elryk z Meln Sagi o Elryku Tom I (SCAN dal 8
- Corel DRAW (3)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- qup.pev.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z własnego popędu zabiłbym chyba tylko szantażystę.To jest największa podłość.Zawsze uważałem, że każdego szantażystę należałoby zastrzelić.A pan co na to?Przyznałem, że podzielam w pewnej mierze jego punkt widzenia.Potem, w towarzystwie młodego architekta, który wyszedł nam na spotkanie, obejrzeliśmy, jak postępują prace przy remoncie.Dwór w Knatton pochodzi prawie w całości z epoki Tudorów, z jednym skrzydłem dobudowanym później.Nic w nim nie przerabiano ani nie unowocześniano od zainstalowania dwóch prymitywnych łazienek w 1840 lub coś koło tego.Boyd Carrington wyjaśnił mi, że jego wuj był niemal pustelnikiem, mizantropem, który zaszył się w kącie rozległego domostwa.Tolerował obecność Boyda Carringtona i jego brata, i obaj spędzali tu wakacje jako młodzi chłopcy, zanim jeszcze sir Everald całkiem zdziwaczał.Stary odludek nie był nigdy żonaty i wydawał zaledwie jedną dziesiątą swoich dochodów, tak że nawet po zapłaceniu podatku spadkowego obecny baronet poczuł się bogatym człowiekiem.- Ale bardzo samotnym - dodał z westchnieniem.Milczałem.Zbyt dojmująco podzielałem jego żal, żeby ująć to w słowa.Ja również byłem bardzo samotnym człowiekiem.Odkąd Cinderella umarła, żyłem jakby połową swej istoty.Z pewnym wahaniem spróbowałem wyrazić trochę z tego, co czułem.- Tak, Hastings, ale pan zdążył zaznać szczęścia, a ja.Chwilkę odczekał, a potem urwanymi zdaniami opowiedział mi o swojej tragedii.O pięknej, młodziutkiej żonie, uroczej kobiecie, utalentowanej i pełnej wdzięku, ale z dziedziczną skazą.W jej rodzinie wszyscy prawie byli alkoholikami i ona też padła ofiarą nałogu.W niespełna rok po ślubie przestała walczyć i po krótkim czasie umarła z przepicia.Nie winił jej.Zdawał sobie sprawę, że okazała się bezsilna wobec wrodzonej skłonności.Po jej śmierci zdecydował się na życie samotne.Po tak smutnym doświadczeniu postanowił nigdy się nie żenić.- Wolałem być sam.Czułem się bezpieczniej.- Tak, mogę to zrozumieć.W każdym razie przez dłuższy czas.- To była taka straszna tragedia.Wyszedłem z niej przedwcześnie postarzały i zgorzkniały Potem, co prawda, omal nie uległem pokusie.Ale ona była taka młoda.Nie czułem się w prawie proponować jej, aby związała się z człowiekiem zawiedzionym.Byłem dla niej za stary.Dla tego dziecka, tak ślicznego i niewinnego.Potrząsnąłem głową.- Czy nie powinna była sama rozstrzygnąć?- Nie wiem, Hastings.Uważałem, że nie.Wyglądało na to, że mnie lubi.Ale przecież była jeszcze taka dziecinna.Na zawsze zapamiętałem ją tak, jak ją zobaczyłem ostatniego dnia mojego urlopu.Z głową lekko przechyloną na bok.Jakby dziwiła się czemuś.Jej mała rączka.Przerwał.Jego słowa wywołały przede mną obraz, który wydał mi się znajomy, choć nie umiałem go umiejscowić.Głos Boyda Carringtona lekko zachrypł.- Byłem głupcem.Każdy mężczyzna, który rezygnuje z szansy szczęścia, jest głupcem.I oto jestem tu z tym wielkim dworzyszczem, o wiele za obszernym dla mnie samego, i u szczytu mego stołu nie siedzi ukochana kobieta.Ten nieco staroświecki sposób wysławiania się miał dla mnie wiele uroku.Cofał nas w przeszłość, w świat spokojny i pełen wdzięku, który dawno przeminął.- Gdzie teraz znajduje się ta pani?- Ech, wyszła za mąż - uciął krótko.- Faktem jest, Hastings, że jestem skazany na kawalerskie życie.Mam swoje drobne nawyki.Chodźmy obejrzeć ogród.Jest okropnie zaniedbany, ale zupełnie niebrzydki na swój sposób.Obeszliśmy posiadłość i to, co zobaczyłem, zrobiło na mnie duże wrażenie.Była to bez wątpienia piękna rezydencja i nie dziwiłem się, że Boyd Carrington jest z niej dumny.Dobrze znał te okolice i większość swoich sąsiadów, choć oczywiście w czasie jego nieobecności przybyło trochę nowych ludzi.Od dawna znał pułkownika Luttrella i szczerze mu życzył, żeby pensjonat w Styles okazał się dochodowy.- Biedny stary George Luttrell jest całkiem bez forsy.Porządny chłop.Dobry żołnierz i świetny strzelec.Byłem z nim kiedyś na safari w Afryce.To były czasy! Miał już wtedy żonę, ale jego pani, dzięki Bogu, nie wybrała się z nami.Ładna była, ale już wtedy trochę jędza.Śmieszne, co mężczyzna potrafi znieść od niewiasty! Stary George Luttrell, wobec którego podwładnym łydki trzęsły się ze strachu, takim był surowym służbistą! A tu, proszę, siedzi pod pantoflem, sterroryzowany i potulny, że bardziej nie można! Nie ma wątpliwości, ta kobieta zalewa mu sadła za skórę.Ale ma głowę na karku.Tylko ona potrafi zarobić na tym pensjonacie.Luttrell nigdy nie miał zmysłu do interesów, lecz pani pułkownikowa oskubałaby własną babkę.- Ale dlaczego jest przy tym taka niemożliwie serdeczna? - poskarżyłem się.Boyd Carrington wyglądał na rozbawionego.- Wiem.Sama słodycz.Grał pan z nimi w brydża?Potwierdziłem z westchnieniem.- Staram się trzymać z daleka od brydżystek - mówił dalej - i radzę panu z głębi serca, niech pan ich też unika.Opowiedziałem mu, jak przykro nam było obu z Nortonem pierwszego wieczoru mojego pobytu.- Właśnie.Nie wiadomo, gdzie podziać oczy.Miły facet ten Norton.Bardzo spokojny.Ciągle tylko ptaki i ptaki.Ale nie poluje na nie, gdzie tam.Sam mi to mówił.Żaden sportowiec z niego.Ostrzegłem go, że wiele traci.Nie mogę zrozumieć, co to za przyjemność brnąć przez zimny las, żeby popatrzeć przez lornetkę na ptaka.Nie przyszło nam do głowy, że hobby Nortona może odegrać ważną rolę w przyszłych wydarzeniach.ROZDZIAŁ VIIIMijały dni.Był to nieprzyjemny okres, wypełniony niejasnym oczekiwaniem na coś, co mogło każdej chwili nastąpić.Właściwie nic się nie działo.Przytrafiały się drobne incydenty, docierały do mnie strzępy przypadkowych rozmów, dodatkowe informacje o mieszkańcach Styles, znamienne aluzje.Wszystko to, zebrane razem i odpowiednio zestawione, już wtedy mogło wiele mi wyjaśnić.To Poirot w dosadnych słowach zwrócił moją uwagę na coś, na co byłem karygodnie ślepy.Skarżyłem się po raz nie wiem który, że uparcie nie chce mi zaufać.Tłumaczyłem mu, że to nieuczciwie z jego strony.Zawsze znaliśmy obaj te same fakty, nawet jeśli ja byłem tępy, a on przenikliwy w wyciąganiu z nich wniosków.Machnął niecierpliwie ręką.- Masz rację, przyjacielu.To nieuczciwie! Niesportowo! Wbrew regułom gry! Powiedz sobie to wszystko i skończ z tym wreszcie.To nie jest gra.I to nie jest le sport.Ciągle starasz się odgadnąć na chybił trafił, kto to jest Iks.Nie po to prosiłem, żebyś tu przyjechał.Niepotrzebnie tym sobie zaprzątasz głowę.Ja znam odpowiedź na to pytanie.Nie znam odpowiedzi na inne, a muszę ją znać: „Kto ma umrzeć.już wkrótce?”.Problem, mon vieux, nie polega na tym, jak ty masz rozwiązać łamigłówkę, ale jak zapobiec czyjejś śmierci.Zmieszałem się.- Oczywiście.No tak.ja.pamiętam, że już to kiedyś mówiłeś, ale właściwie nie dotarło to do mnie w pełni.- To niech dotrze.i to natychmiast!- Dobrze, zaraz, to znaczy, rozumiem już, rozumiem.- Bien! Powiedz mi więc, Hastings, kto z tych ludzi ma umrzeć?Popatrzyłem na niego stropiony.- Doprawdy nie mam pojęcia.- Ale powinieneś mieć.Po to właśnie tu jesteś!- Na pewno - przerwałem mu, nawiązując do moich poprzednich rozważań - musi istnieć jakiś związek między ofiarą a Iksem.Gdybyś mi powiedział, kim jest Iks
[ Pobierz całość w formacie PDF ]