Podobne
- Strona startowa
- Simak Clifford D Dzieci naszych dzieci (SCAN dal (3)
- Heyerdahl Thor Aku Aku (SCAN dal 921)
- Bulyczow Kiryl Ludzie jak ludzie (SCAN dal 756
- Moorcock Michael Zwiastun Bur Sagi o Elryku Tom VIII (SCAN da
- Clarke Arthur C. Baxter Stephen Swiatlo minionych dni (SCAN dal
- McCaffrey Anne Lackey Mercedes Statek ktory poszukiwal (SCAN d
- Norton Andre Lackey Mercedes Elfia Krew (SCAN dal 996)
- Moorcock Michael Perlowa Fort Sagi o Elryku Tom II (SCAN dal
- Moorcock Michael Elryk z Meln Sagi o Elryku Tom I (SCAN dal 8
- Żenia i Anfisa 03 Niezidentyfikowany obiekt chodzący Tatiana Polakowa
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- blueday.opx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na przekór oczom wiedział, że to wug.Tysiące tysięcy.Na całej planecie.- Ale nie każdy w tym jest.Bo dalej musicie ukrywać się przed władzami.Myślę, że powiem Hawthorne’owi.Mary Anne zaśmiała się.Drżącą ręką sięgnął do schowka.- Mary Anne usunęła pistolet - poinformował samochód.- Bała się, że jeśli policja was zatrzyma i znajdzie broń, wsadzą pana znów do więzienia.- Dokładnie - potwierdziła Mary Anne.- To wyście zabili Luckmana.Dlaczego?- Nie pamiętam.Przepraszam.- Wzruszyła ramionami.- Kto następny?- Ta rzecz.- Jaka rzecz?- Ta rzecz, która rozwija się w brzuchu Carol - odparła z błyszczącymi oczami.- Kiepska nowina, panie Garden.To nie jest dziecko.Zamknął oczy.Kiedy się ocknął, zbliżali się do Zatoki.- Prawie w domu - odezwała się Mary Anne.- I zwyczajnie pozwolisz mi wysiąść? - spytał.- Czemu nie?- Nie wiem.- Zaszył się w róg samochodu jak raniony zwierz.Mary Anne nie odzywała się już więcej i on też się nie odzywał.Co za upiorna noc, pomyślał.A miało być cudownie - moje pierwsze szczęście.Tymczasem.A teraz nie mógł nawet poważnie rozmyślać o samobójstwie, bo sytuacja jeszcze się pogorszyła, była tak zła, że nawet samobójstwo przestało być rozwiązaniem.Moje problemy dotyczą percepcji, pomyślał.Dotyczą zrozumienia i akceptacji.Przede wszystkim nie wolno mi zapominać, że nie wszyscy są w tym.Detektyw E.B.Black nie jest w tym i doktor Philipson, on czy też ono, też w tym nie jest.Coś, gdzieś, kiedyś udzieli mi pomocy.- Święta racja - włączyła się Mary Anne.- Jesteś telepatką? - spytał.- Jak jasna cholera.- Ale twoja matka mówiła, że nie jesteś.- Moja matka okłamała pana.- Czy tym wszystkim steruje Nats Katz?- Tak - odparła.- Tak myślałem.- Wcisnął się znów w oparcie, hamując nudności.- Jesteśmy na miejscu - zakomunikowała Mary Anne.Samochód zanurkował w dół, muskając chodnik bezludnej ulicy w San Rafael.- Zanim wysiądziesz, daj mi całusa - poprosiła.Zatrzymała samochód przy krawężniku.Podniósł wzrok i zobaczył swój dom.W oknie sypialni paliło się światło.Carol jeszcze nie spała, czekała na niego, chyba że zasnęła przy zapalonych światłach.- Całusa - powtórzył.- Naprawdę?- Najprawdziwszą prawdę - powiedziała Mary Anne, nachylając się wyczekująco.- Nie mogę - powiedział.- Czemu?- Z powodu tego kim.z powodu tego czym jesteś.- Co za nonsens.Co się z panem dzieje, Pete? Coś się panu przyśniło.- Naprawdę?- Naprawdę.- Spojrzała na niego z pretensją.- Dziś w nocy narkotyzował się pan i upił, i był pan niezwykle podniecony z powodu Carol.Do tego bał się pan policji.Przez ostatnie dwie godziny halucynował pan jak szalony.Najpierw pan myślał, że psychiatra, doktor Philipson, jest wugiem, a potem doszedł pan do wniosku, że ja jestem wugiem.- Zwróciła się do samochodu: - Czy jestem wugiem?- Nie, Mary Anne - odparł obwód Rushmore’a po raz drugi.- Widzi pan?- Mimo to, nie mogę tego zrobić.Proszę, pozwól mi wysiąść.- Namacał klamkę, otwarł drzwi, na drżących nogach wyszedł na chodnik.- Dobranoc.- Mary Anne spojrzała mu w oczy.- Dobranoc.- Ruszył w stronę drzwi swojego domu.- Zapaskudziłeś mnie - rzucił za nim samochód.- To straszne - zgodził się.Otworzył drzwi budynku prywatnym kluczem i wszedł do środka.Drzwi zatrzasnęły się za nim.Kiedy wszedł na górę, zastał Carol w przedpokoju w kusej, żółtej, przezroczystej koszuli nocnej.- Usłyszałam podjeżdżający samochód.Chwała Bogu, wróciłeś.Tak się o ciebie martwiłam.- Rumieniąc się wstydliwie, zasłoniła twarz rękami.- Powinnam być w szlafroku.- Dzięki, że na mnie czekałaś.- Przeszedł obok niej, wszedł do łazienki i umył twarz i dłonie zimną wodą.- Zrobić ci coś do jedzenia albo picia? Jest już tak późno.- Kawa w zupełności mi wystarczy.W kuchni przygotowała dzbanek kawy dla obojga.- Bądź tak dobra, wydzwoń mi informację w Pocatello, w autokorporacji wideofonowej, i dowiedz się, czy w spisie figuruje doktor E.R.Philipson.- Dobrze.- Carol wcisnęła klawisz wideofonu.Przez chwilę rozmawiała z serią obwodów homeostatycznych, potem odłożyła słuchawkę.- Jest.- Byłem u niego - powiedział Pete.- Kosztował mnie sto pięćdziesiąt dolarów.Mają wysokie stawki.Czy z tego, co mówił wideofon, można sądzić, że Philipson jest Terraninem?- Nic nie mówili.Mam jego numer.- Pchnęła notatnik w stronę Pete’a.- Zadzwonię i go spytam.- Z powrotem włączył wideofon.- O wpół do szóstej nad ranem?- Tak - odparł, wybierając numer.Czekał długo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]