Podobne
- Strona startowa
- Simak Clifford D Dzieci naszych dzieci (SCAN dal (3)
- Heyerdahl Thor Aku Aku (SCAN dal 921)
- Bulyczow Kiryl Ludzie jak ludzie (SCAN dal 756
- Moorcock Michael Zwiastun Bur Sagi o Elryku Tom VIII (SCAN da
- Clarke Arthur C. Baxter Stephen Swiatlo minionych dni (SCAN dal
- McCaffrey Anne Lackey Mercedes Statek ktory poszukiwal (SCAN d
- Norton Andre Lackey Mercedes Elfia Krew (SCAN dal 996)
- Moorcock Michael Perlowa Fort Sagi o Elryku Tom II (SCAN dal
- Moorcock Michael Elryk z Meln Sagi o Elryku Tom I (SCAN dal 8
- Harry Potter II Komnata Tajemni
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- asfklan.htw.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tak jest wygodnie, bo pozwala nam to unikać poważnej dyskusji na temat związku.Poważne dyskusje zawsze prowadzą do wrzasków i trzaskania drzwiami.- Oglądałaś już suknie ślubne? - spytała babka z ożywieniem.- Do sierpnia pozostało niewiele czasu.Potrzebujesz sukni.Nie mówiąc już o kwiatach i weselu.Musisz też zarezerwować sobie termin w kościele.Dowiadywałaś się o kościół? - Babka zerwała się z miejsca.- Muszę zadzwonić do Betty Szajack i Majone Swit i przekazać im nowiny.- Nie, zaczekaj! - powstrzymałam ją.- To jeszcze nieoficjalne.- Co to znaczy.nieoficjalne? - zaniepokoiła się matka.- Niewielu ludzi jeszcze wie.Jak na przykład Joe.- A co z babcią Joego? - zainteresowała się babka.-Wie? Nie chciałabym wchodzić jej w paradę.Potrafi rzucić urok.- Nikt nie potrafi rzucać uroku - zauważyła matka.- Nie ma czegoś takiego jak urok.Zauważyłam, że powstrzymała się w ostatniej chwili, by nie uczynić znaku krzyża.- Nie chcę dużego wesela z suknią i wszystkimi bajerami - dodałam.- Chcę tylko urządzić skromne przyjęcie z grillem.Nie mogłam uwierzyć własnym słowom.Nie dość że ogłosiłam datę ślubu, to jeszcze wszystko miałam zaplanowane.Grill! Jezu! Odnosiłam wrażenie, że nie panuję nad własnymi ustami.Spojrzałam na Joego i poprosiłam bezgłośnie: Pomocy!Joe otoczył mnie ramieniem i uśmiechnął się.Jego milczące przesłanie brzmiało: Kotku, poradź sobie sama.- No cóż, bardzo bym się cieszyła, widząc cię w szczęśliwym związku - wyznała matka.- Obie moje dziewczynki.szczęśliwe małżonki.- A propos - wtrąciła babka.- Valerie dzwoniła wczoraj wieczorem, jak byłaś w sklepie.Mówiła coś o podróży, ale nie mogłam zrozumieć, o co jej chodzi, bo w tle słychać było jakieś wrzaski.- Kto wrzeszczał?- To był chyba telewizor.Valerie i Steven nigdy nie wrzeszczą.A dziewczynki to takie grzeczne panienki.O mało się nie udławiłam.- Chciała, żebym oddzwoniła? - spytała matka.- Nie powiedziała.Coś nam przerwało.Babka wyprostowała się na swoim krześle.Miała dobry widok na ulicę i coś przykuło jej uwagę.- Przed domem zatrzymała się taksówka - oświadczyła.Wszyscy jak jeden mąż wykręcili szyje.Taksówka zajeżdżająca pod dom to w Burg wielka atrakcja.- O Boże! - zawołała babka.- Mogłabym przysiąc, że to Valerie wysiada z wozu.Wszyscy zerwaliśmy się z miejsc i pobiegliśmy do drzwi, a moja siostra i jej dzieci wpadły do domu.Valerie jest o dwa lata ode mnie starsza i o dwa centymetry niższa.Obie mamy kręcone kasztanowe włosy, ale Valerie ufarbowała je na blond i obcięła krótko, zupełnie jak Meg Ryan.Przypuszczam, że tak właśnie robi się z włosami w Kalifornii.Za naszych dziecinnych lat Valerie to był budyń waniliowy, dobre stopnie i nieskazitelnie białe tenisówki.A ja - ciasto z zakalcem, praca domowa, którą zeżarł pies, i podrapane kolana.Valerie wyszła za mąż bezpośrednio po ukończeniu college'u i od razu zaszła w ciążę.Prawdę mówiąc, zazdroszczę jej.Ja wyszłam za mąż i od razu się rozwiodłam.Oczywiście, trzeba pamiętać, że poślubiłam bawidamka idiotę, a ona całkiem miłego faceta.Valerie nie mogła wyjść za kogoś innego niż mężczyzna idealny.Moje siostrzenice wyglądają jak Valerie przed transformacją w Meg Ryan.Kręcone kasztanowe włosy, duże piwne oczy, karnacja o nieco bardziej włoskim odcieniu niż moja.Niewiele węgierskości przedostało się do genotypu mojej siostry.A jeszcze mniej udzieliło się jej córkom, Angie i Mary Alice.Angie ma dziewięć lat i zbliża się do czterdziestki.Mary Alice zaś uważa, że jest koniem.Moja matka, zarumieniona, ze łzami w oczach, hormonalnie pobudzona, obejmowała dzieci i całowała Valerie.- Nie wierzę - powtarzała.- Nie wierzę! Taka niespodzianka.Nie miałam pojęcia, że przyjeżdżacie.- Dzwoniłam - powiedziała zdziwiona Valerie.- Babcia ci nie powtórzyła?- Nie słyszałam dokładnie, co mówiłaś - tłumaczyła babka.- Był u ciebie straszny hałas, a potem nas rozłączyło.- No cóż, tak czy owak, jestem - oświadczyła Valerie.- Akurat na kolację - ucieszyła się matka.- Mam ładny kawałek pieczeni i ciasto na deser.Przez chwilę byliśmy zajęci dostawianiem krzeseł, talerzy i szklanek.Potem wszyscy usiedliśmy i zaczęliśmy sobie podawać mięso, ziemniaki i zieloną fasolkę.Kolacja natychmiast osiągnęła status przyjęcia, a dom wypełniła atmosfera święta.- Jak długo zostaniecie? - spytała matka.- Dopóki nie zaoszczędzę dość pieniędzy, żeby kupić dom - odparła Valerie.Twarz ojca pokryła się trupią bladością.Matka nie kryła rozradowania.- Przeprowadzacie się z powrotem do New Jersey?Valerie wybrała z namysłem chudy kawałek pieczeni.- Uznaliśmy, że tak będzie najrozsądniej.- Steve będzie mógł się przenieść? - spytała matka.- Steve nie przyjeżdża - wyjaśniła Valerie, usuwając z chirurgiczną precyzją skrawek tłuszczu ze swego mięsa.- Rzucił mnie.Święto, święto i po święcie.Morelli jedyny przy stole nie wypuścił widelca z dłoni.Zerknęłam na niego i doszłam do wniosku, że z trudem panuje nad uśmiechem.- A to ci numer - skomentowała babka.- Rzucił cię - powtórzyła matka.- Co to znaczy, rzucił cię? Ty i Steve jesteście idealną parą.- Też tak myślałam.Nie wiem, co poszło nie tak.Wydawało mi się, że wszystko układa się między nami doskonale, i nagle puf! Zniknął
[ Pobierz całość w formacie PDF ]