Podobne
- Strona startowa
- Pierce Tamora Krag Magii [Tam Ksiega Daji
- Lackey Mercedes Cena Magii (SCAN dal 746)
- Norton Andre Na skrzydlach Magii (SCAN dal 1
- CROWLEY Aleister Księga Jogi i Magii
- Goodkind Terry Pierwsze prawo magii
- Lackey Mercedes Sluga Magii (2)
- Lackey Mercedes Obietnica Magii (2)
- Harry Potter II Komnata Tajemni
- dickens charles klub pickwicka tom ii
- Dunant Sarah Krew i Piękno
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- thelemisticum.opx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z najwyższym trudem zdołał zachować zimną krew.Przysunął sobie jedyne znajdujące się tam krzesło i usiadł.– Czy twój ojciec nigdy ci o tym nie wspominał? – spytała.Arutha nie był w stanie wydobyć z siebie żadnej rozsądnej odpowiedzi.Pokręcił tylko głową.– No tak, rozumiem.– Anita pokiwała powoli głową.– Ta cała wojna i w ogóle.Zaraz po waszym wyjeździe do Rillanonu wszystkie sprawy stanęły na głowie.Arutha przełknął z trudem ślinę.W gardle wyschło mu zupełnie.– Anita, o co tu chodzi? To znaczy.co to za plan naszych ojców, abyśmy.żeby wziąć ślub?Przyjrzał się jej uważnie.W zielonych oczach dziewczyny migotał odbity płomień świecy i coś jeszcze.– Obawiam się, że chodziło o interes państwa.Ojciec pragnął zapewne wzmocnić moje prawa do tronu, a Lyam, jako starszy, nie był zbyt pewnym kandydatem.Ty byłeś najbardziej odpowiedni, Król pewnie nie stawiałby sprzeciwu.to znaczy wtedy, jak sądzę.Teraz zaś, kiedy Guy zagiął na mnie parol i Król chyba wyraził na to zgodę.Arutha zirytował się nagle, chociaż nie wiedział właściwie z jakiego powodu.– A nas oczywiście nikt nie pyta o zdanie, prawda! – wyrzucił z siebie podniesionym głosem.– Arutha, proszę, przecież nie miałam z tym nic wspólnego.– Przepraszam.Nie chciałem ci robić przykrości.Tylko że nie myślałem właściwie do tej pory o małżeństwie, a już na pewno nie ze względu na interes państwa.– Na jego twarzy pojawił się znowu charakterystyczny trochę krzywy uśmiech.– To przeważnie problemy najstarszego syna.My, urodzeni w dalszej kolejności, musimy sobie radzić najlepiej, jak potrafimy: stara, owdowiała hrabina lub córka bogatego kupca.– Starał się przybrać lekki ton.– Piękna córka bogatego kupca, jeśli mamy szczęście, chociaż przeważnie go nie mamy.– Udawanie nie było w jego stylu.Spoważniał i zamyślił się na chwilę.– Anita, zostaniesz w Crydee tak długo, jak będzie to konieczne.Przez pewien czas może ci grozić niebezpieczeństwo, wiesz, Tsurani, ale jakoś zaradzimy temu.Może wyślemy cię na jakiś czas do Carse? Zobaczymy.Obiecuję ci, że natychmiast, gdy skończy się wojna, wrócisz bezpiecznie do domu.I nigdy, przenigdy nikt nie zmusi cię, abyś czyniła coś wbrew własnej woli.Rozmowę przerwało pukanie do drzwi.Marynarz przyniósł na tacy miskę parującej, zawiesistej zupy z ostryg, suchary i soloną wieprzowinę.Postawił tacę na stoliku i nalał wina do kubka.Przez cały czas jego krzątaniny w kabinie Arutha nie spuszczał wzroku z Anity.Kiedy majtek wyszedł, Anita zaczęła jeść.W czasie posiłku Arutha rozmawiał z nią o tym i owym, oczarowany znowu jej swobodnym i niewymuszonym zachowaniem się.Kiedy w końcu życzył jej dobrej nocy i zamknął drzwi do kabiny, uderzyła go niespodziewanie myśl, że idea zawierania małżeństwa w interesie państwa aż tak bardzo mu nie przeszkadza.Wyszedł na pokład.Mgła ustąpiła i znowu płynęli pchani lekką bryzą.Zapatrzył się w rozgwieżdżone niebo i po chwili, po raz pierwszy od wielu lat, zaczął gwizdać cichutko wesołą melodię.Amos i Martin siedzieli w pobliżu steru, dzieląc się sprawiedliwie zawartością bukłaka z winem.– Książę jest wyjątkowo radosny – zauważył cichym głosem Amos.Martin pyknął z fajki, a kłąb szarego dymu, niesiony podmuchem wiatru błyskawicznie zniknął z pokładu.– Idę o zakład, że nawet nie ma pojęcia, z jakiej przyczyny.Anita jest młoda, ale nie aż tak młoda, by mógł dłużej ignorować jej zainteresowanie sobą.Jeśli powzięła postanowienie, a wygląda mi na to, że tak właśnie jest, nie minie rok, nim skutecznie go usidli.A on będzie cały szczęśliwy, że dał się złapać.Amos zaśmiał się cicho.– Chociaż minie jakiś czas, zanim się sam przed sobą przyzna do tego.Idę o zakład, że młody Roland zostanie zaciągnięty przed ołtarz wcześniej niż Anita.– Eee tam, to żaden zakład.– Martin pokręcił głową.– Roland wpadł po uszy już ładnych kilka lat temu, a przed Anitą jeszcze sporo pracy.– A ty nigdy nie byłeś zakochany?– Nie, Amos.Leśniczy, podobnie jak i żeglarz, to kiepski materiał na męża.Nigdy nie usiedzi spokojnie w domu.Całe dni, a nawet tygodnie spędza w samotności, włócząc się po leśnych głuszach, dumając nad światem i sobą.A ty?– Jak widzisz.– Amos westchnął ciężko.– Im robię się starszy, tym bardziej się zastanawiam, co utraciłem.– A nie chciałbyś zmienić czegoś w swym życiu?– Raczej nie, Martin, raczej nie.– Amos zachichotał pod nosem.Kiedy statek dobił do nabrzeża, Fannon i Gardan zsiedli z koni.Arutha sprowadził Anitę z pokładu i przedstawił Mistrzowi Miecza Crydee.– Nie mamy co prawda w Crydee powozów, Wasza Wysokość, lecz natychmiast każę sprowadzić jakiś wygodny wóz.Do zamku daleka droga.Anita uśmiechnęła się.– Potrafię jeździć konno, mistrzu Fannonie.Każdy niezbyt narowisty wierzchowiec będzie odpowiedni.Fannon nie zwlekając rozkazał dwom żołnierzom, by podążyli na zamek i przyprowadzili jednego z rumaków Carline z odpowiednim, damskim siodłem.– Co nowego? – spytał Arutha.Fannon odprowadził Aruthę nieco na bok.– Odwilż w górach opóźnia się, więc jak do tej pory nie zauważono dużych ruchów wojsk Tsuranich, Wasza Wysokość.Było kilka sporadycznych napadów na pomniejsze garnizony, lecz nic jeszcze nie wskazuje, aby mieli u nas rozpocząć wiosenną ofensywę.Być może wyruszą przeciwko twemu ojcu?– Mam nadzieję, że się nie mylisz.Oddziały ojca zostały zasilone prawie całym garnizonem z Krondoru.– W zwięzłych słowach przedstawił to, co zaszło w Krondorze.Fannon słuchał z uwagą.– Dobrze zrobiłeś, nie płynąc do obozu ojca.Tak.chyba prawidłowo oceniłeś sytuację.Trudno sobie wyobrazić coś gorszego niż zmasowane uderzenie Tsuranich na pozycje Borrica w chwili, kiedy właśnie wyruszałby przeciwko Guyowi.Na razie zatrzymajmy te wieści dla siebie.Twój ojciec i tak się wkrótce dowie, lecz im później, tym większe szansę, że przez kolejny rok uda się utrzymać Tsuranich w ryzach.Arutha zasępił się.– To nie może tak dłużej trwać, Fannon.Czas najwyższy, by już zakończyć tę wojnę.– Odwrócił się na chwilę i zauważył, że ludzie z miasta gapią się na Księżniczkę.– No cóż, my przynajmniej mamy jeszcze trochę czasu, by wymyślić, jak się przeciwstawić wrogowi.jeśli nam się uda.Fannon zastanawiał się nad czymś przez dłuższą chwilę.Już, już miał się odezwać, ale nagle zrezygnował.Posmutniał, a na twarzy zagościł bolesny grymas.– Mistrzu, o co chodzi?– Arutha
[ Pobierz całość w formacie PDF ]