Podobne
- Strona startowa
- Grochola Katarzyna Podanie o milosc.BLACK
- Grochola Katarzyna Podanie o milosc.WHITE
- Motylek Lipowo 1 Katarzyna Puzyńska
- Katarzyna Berenika Miszczuk Szeptucha
- Katarzyna Grochola Upowaznienie do szczescia (2)
- Grochola Katarzyna Upoważnienie do szczescia (2)
- Ekspedycja Kolitz Katarzyna Rygiel
- Grochola Katarzyna Nigdy w zyciu
- Morressy John Kedrigern w krainie koszmarow
- Huxley Aldous Nowy wspaniały Âświat
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- bezpauliny.htw.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.-Hubert położył na blacie recepcji swoją wizytówkę i delikatniezamknął za sobą drzwi.Ola otworzyła oczy.Wokół była zielona mgła.Po bąbelkach,które wypuściła z ust, zorientowała się, że jest pod wodą.Przezchwilę nie czuła niepokoju.Przeciwnie, wreszcie była wolna.Dryfowała w dół, miała wrażenie, że zabiera ją otchłań.Ręcemiała wolne, nie poruszała nimi, spadała.Kiedy poczuładelikatne mrowienie i nagłe szarpnięcie, spróbowała poruszyćnogami, ale nie mogła.Były ciasno związane bandażem.Ktośzałożył jej też opaskę uciskową.Wiedziała, że nawet gdybypróbowała się uwolnić, nie zdąży.Przestraszyła się.Odruchowonabrała powietrza w płuca i natychmiast zachłysnęła się wodą.Zaczęła się dusić, ale jednocześnie włączyło się racjonalnemyślenie.Kiedyś doskonale pływała.Ryzykując, że spadniejeszcze niżej, gwałtownie rzuciła się w bok.Był to jedynysposób, by wydostać się z wiru.Nie był zbyt silny.Przesunęłasię jeszcze trochę.Dopiero teraz spróbowała rozpiąć opaskę,ale jedną ręką nie potrafiła.Spadła jeszcze niżej.Pochyliła się iłamiąc paznokcie, rozpięła zacisk.Rozpaczliwie machałanogami.Widziała, że bandaż się rozplata.Poruszając jedynierękoma, usiłowała wzbić się do góry i jednocześnie kręciła sięniczym wrzeciono, by bandaż spłynął z niej, uwalniając nogi.Starała się w tym czasie nie oddychać, choć było to bardzotrudne.Widziała coraz mniejsze banieczki powietrza, którewypływały z jej nozdrzy.Nie wiedziała, jak głęboko sięznajduje, ani na ile starczy jej sił.Temperatura i ciemny kolorwody wskazywały, że była blisko dna.Przymknęła oczy iskupiła się, by wzbić się ponad powierzchnię.Płynęłaostatkiem sił.Kiedy ponownie otworzyła oczy, dostrzegła, żetafla jest bardziej przejrzysta i cieplejsza.To dodało jej mocy.Sprężyła się jak do skoku i wynurzyła na powierzchnię,chwytając łapczywie powietrze.Nie widziała nic poza granatemrozgwieżdżonego nieba.Oddychała, spokojniej poruszającrękoma.Nagle koś chwycił jej głowę i ponownie zanurzył.Walczyła, nie będąc w stanie pokonać tak silnego oporu.Chciała krzyczeć, ale głos wiązł jej w gardle.Nabierała przy tymzbyt wiele powietrza.Odpuściła, poddała się.Wtedy naciskzelżał.Ktoś szarpnął ją za rękę.Ola chwyciła się pomocnejdłoni z całych sił.Dryfowała do brzegu, praktycznienieprzytomna.- Już dobrze.- Amadeusz pogłaskał ją po głowie i uśmiechnąłsię figlarnie.W pierwszej chwili nie poznała go.Dorósł izmienił się w młodego mężczyznę, choć wciąż nosił te sameubrania.Spodnie miał przykrótkie, a bluza nie dopinała się.Nagłowie miał za małą czapkę.Tę samą, z daszkiem i trzemaiksami na przedzie.Była tak brudna, że nawet Ola nie zgadłaby,że kiedyś była cytrynowa.- Nie gniewasz się? - Amadeusz przekrzywił głowę i Olazobaczyła, jak bardzo jest do niej podobny.Te same wielkie,przezroczyste oczy i wydatne usta.Ten sam grymas wyższości.Wystające kości policzkowe, ostry zarys podbródka.Serce jejsię ścisnęło, że został uwięziony w Ogrodzie.Mógł żyć dobrze, anie tkwić tutaj w nieskończoność.- Sprawdzałem coś - dodał.Kiedy wydostała się na zewnątrz, przede wszystkim byławściekła.Chciała go nawet zrugać, ale sam jego widok sprawił,że złość szybko minęła.Znała go aż nadto dobrze.Zabawy wpodduszanie jej poduszką, zakładanie torebek foliowych nagłowę czy straszenie ostrymi przedmiotami bawiły go też w jejrealnym świecie.W Ogrodzie jednak nigdy dotąd jej nieatakował.Nie mógł jej przecież dotykać.Co się zmieniło? Czyto znaczy, że wreszcie umarła? Nie miała sił, by zapytać.Niebyła w stanie wydobyć słowa.Syn też się nie odzywał.Wydawało się nawet, że czuje się winny.Przytulał się do niej zczułością, patrzył wyraznie stęskniony.Ola wiedziała, że taknaprawdę cieszy się na jej widok.Agresja była jedynymzachowaniem, na jakie sobie pozwalał, odkąd odszedł doOgrodu.Pomógł jej się wydostać z sadzawki, okrył ją kocem,który zabrał ze stojącego pod drzewem wózka.Dopiero wtedyOla dostrzegła, że w wózku znajduje się dziecko.KiedyAmadeusz zabrał jej okrycie, Zosia otworzyła oczy.Byławychudzona, biała koszula wisiała na niej jak na kościotrupie.Patrzyła na Olę z obawą.Ola była wstrząśnięta.- Co ty tutaj robisz? - Rzuciła się w jej kierunku, aledziewczynka zerwała się i uciekła przed nią w krzaki.Olaspojrzała badawczo na Amadeusza.Wzruszył ramionami.- Na początku też się bałem.Przyzwyczai się - odpowiedział iwziął matkę za rękę.- Kochasz mnie?Ola pospiesznie przytuliła chłopca.Tak dawno nie trzymałago w ramionach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]