Podobne
- Strona startowa
- Ken Kesey Lot nad kukulczym gniazdem (2)
- Ken Kesey Lot Nad Kukulczym Gniazdem
- McClure Ken Dawca
- Collins Suzanne Igrzyska Âśmierci 01 Igrzyska Âśmierci
- King Stephen TO
- Piers Anthony Sfery
- Howatch Susan Bogaci są różni 01 Bogaci są różni
- Estep Jennifer Akademia mitu 02 Pocałunek Gwen Frost
- Robinson Kim Stanley Czerwony Mars
- Gaiman Neil Amerykanscy Bogowie
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- zuzanka005.pev.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy takszła potykając się i sapiąc, przypomniało jej się, jak mówiła Ellisowi: Chyba mamwiększe szansę ucieczki z tobą stąd, niż potem samotnie z Syberii.Może nie damrady i tutaj, pomyślała teraz.Nie zdawałam sobie sprawy, że będzie aż tak zle.Ale zaraz przywołała się do porządku.Oczywiście, że zdawałaś sobie sprawę,przyznała w duchu, i wiesz, że aby było lepiej, najpierw musi być gorzej.Prze-stań wreszcie biadolić, ty patetyczna idiotko.W tym momencie poślizgnęła się naoblodzonym kamieniu i zatoczyła.Ellis idący tuż za nią złapał ją za ramię i pod-trzymał, chroniąc przed upadkiem.Uświadomiła sobie, że uważał na nią przezcały czas i poczuła przypływ miłości do tego człowieka.Jean-Pierre nigdy by siętak o nią nie troszczył.Szedłby przodem wychodząc z założenia, że jeśli będziepotrzebowała pomocy, sama o nią poprosi: gdyby miała mu to za złe, spytałby,czy w końcu chce, by ją traktować na równi z mężczyznami, czy nie.Zbliżali się do szczytu.Jane pochyliła się w przód, żeby skompensować po-chyłość, i powtarzała sobie w duchu: jeszcze kawałek, jeszcze kawałek.Kręciłojej się w głowie.Idąca przed nią Maggie poślizgnęła się na obluzowanych kamie-niach i ostatnie kilka stóp podbiegła wierzgając i pociągając za sobą Mohammeda.Jane brnęła za nią ostatkiem sił, licząc kroki, w końcu postawiła nogę na płaskimterenie.Zatrzymała się.Zwiat wirował jej przed oczami.Otoczyło ją ramię Ellisa.Zamknęła oczy i wsparła się na nim. Stąd będzie cały dzień marszu z górki powiedział.Otworzyła oczy.Nigdy nie widziała tak surowego krajobrazu: nic tylko śnieg,wiatr i skały wszędzie i zawsze. Co za straszne pustkowie szepnęła.Przez chwilę patrzyli na roztaczający się przed nimi widok. Musimy ruszać dalej powiedział w końcu Ellis.Ruszyli.Droga w dół była bardziej stroma.Mohammed, który podczas wspi-naczki cały czas ciągnął Maggie za uzdę, teraz czepiał się jej ogona spełniającrolę hamulca i pilnując, by kobyła nie zsunęła się bezwładnie po śliskim stoku.Pośród bezładu luznych, przysypanych śniegiem skał trudno było wypatrzyć kop-czyki kamieni, ale Mohammed szedł bez wahania naprzód.Jane przyszło na myśl,że powinna wziąć Chantal od Ellisa, aby trochę odetchnął, ale wiedziała, że nieda rady jej nieść.Schodzili coraz niżej i pokrywa śnieżna stopniowo stawała się coraz cieńsza,aż w końcu znikła zupełnie odsłaniając szlak.Jane słyszała od jakiegoś czasudziwne pogwizdywania i wreszcie wykrzesała z siebie tyle energii, by zapytaćMohammeda, co to jest.Odpowiedział słowem z narzecza dari, którego nie znała.On z kolei nie znał jego francuskiego odpowiednika.Wreszcie pokazał jej ma-łe wiewiórkowate zwierzątko, przebiegające im drogę był to świstak.Pózniejzobaczyła ich jeszcze kilka i zastanowiło ją, czym się tu odżywiają.Wkrótce podążali już z biegiem małego strumienia i monotonię ciągnących239się bez końca szarobiałych skał zaczęły ożywiać kępki rachitycznej trawy orazniskie krzaki porastające brzegi.W wąwozie hulał wciąż jednak wiatr, przenikającubranie Jane tysiącem lodowatych igiełek.Tak jak przedtem wspinaczka stawała się z każdą chwilą trudniejsza, tak terazschodzenie szło coraz to łatwiej; ścieżka wygładzała się stopniowo, powietrzestawało się cieplejsze, a krajobraz milszy dla oka.Jane w dalszym ciągu byłaskrajnie wyczerpana, ale nie czuła się już załamana i przygnębiona.Po przejściukilku mil dotarli do pierwszej wioski Nurystanu.Tutejsi mężczyzni nosili grubeswetry bez rękawów w krzykliwe biało-czarne wzory i mówili własnym językiem,który Mohammed ledwie rozumiał.Udało mu się jednak kupić od nich chleb zatrochę afgańskich pieniędzy Ellisa.Jane miała wielką chęć poprosić Ellisa, aby zostali tutaj na noc, bo czuła sięstraszliwie skonana, ale do zmierzchu pozostało jeszcze kilka godzin i postano-wili, że spróbują dotrzeć do Linar jeszcze dziś.Ugryzła się w język i przymusiłaobolałe nogi do marszu.Ku jej niezmiernej uldze okazało się, że przez ostatnie cztery mile z kawał-kiem szło się łatwiej i dotarli do celu dobrze przed zmrokiem.Usiadła pod ogrom-nym drzewem morwowym i dłuższą chwilę siedziała w bezruchu.Mohammedrozpalił ognisko i zabrał się do przyrządzania herbaty.Nie wiadomo w jaki sposób po wsi rozniosła się wieść, że Jane jest pielęgniar-ką z Zachodu, i po jakimś czasie, kiedy karmiła i przewijała Chantal, w przy-zwoitej odległości ustawiła się mała grupka oczekujących pacjentów.Zebrała siłyi przebadała ich.Stwierdzała jak zwykle infekcje ran, pasożyty jelit i dolegliwościoskrzeli, ale zauważyła, że dzieci są tu trochę lepiej odżywione niż w Dolinie Pię-ciu Lwów, prawdopodobnie dlatego, iż w tym dzikim zakątku wojna nie poczyniłatak wielkich spustoszeń.W zamian za tę zaimprowizowaną pomoc medyczną Mohammed otrzymałkurczaka, którego ugotował zaraz w swoim rondlu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]