Podobne
- Strona startowa
- Malpas Jodi Ellen Ten mężczyzna 03 Jego namiętnoć
- Namiętnoć po zmierzchu
- manuela gretkowska dom dzienny
- Weber Dav
- 3 Tolkien J R R Wladca Pierscieni T 3 Powrot Krola
- McClure Ken Dawca
- Diabel z wiezienia dluznikow Antonia Hodgston
- Sams' Teach Yourself Linux In 24 Hours
- Quinnell A J Mahdi
- Flagg Fennie Smazone zielone pomidory
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- qup.pev.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.MURW dramacie greckim nie podróżowano.Jedność miejsca i akcji trzymała bohaterów na wybiegu sceny.Chór komentował los przytrzaśniętych przez fatum.Dramat rozgrywał się tu i teraz.Jeśli Grek skazany został na wędrówkę, zajmowało mu to całą epopeję.Człowiek nowożytny zachował zmysł dramatyzmu, lecz jedność miejsca i akcji umieścił nie na scenie, tylko we własnym wnętrzu.Pogmatwał tym czystość gatunku.Ludzkie życie stało się dramatyczną epopeją, człowiek - widzem i aktorem zarazem.Bohaterem romansów, wsiadającym do pociągu, by jadąc z miasta A do miasta B spełnić swój los.Zerwawszy z jednością miejsca i czasu akcji, podróżujemy między dzielącymi przestrzeń miejscami.Z braku wiary w przeznaczenie czas stał się prześladującym nas fatum.Nie potrafimy czekać cierpliwie na jego spełnienie.Rozjeżdżamy przestrzeń, tratujemy ją w rozpaczy i zemście za zburzenie bezpiecznej jedności.Od podróży oczekujemy fabuły, wyjaśniającej sens drogi.Pociągi z XIX-wiecznych powieści rozwożą we wszystkich kierunkach postacie dramatu.Paradoksalnie (od greckiego paradoksos, poprzez dziedzictwo Bizancjum) pojazd, służący do wygodniejszego pokonywania przestrzeni, staje się narzędziem śmierci na rosyjskich dworcach.Spełnieniem fatum literackich desperatów, rzucających się pod jego kota.Pociąg, zamiast przenieść bohatera ku przeznaczeniu, sam staje się przeznaczeniem.Ostatnie dwieście lat jest czasem rewolucji i coraz częstszych podróży idei.Pomińmy frazes Lenina, przemyconego z Zachodu pociągiem, że rewolucja to parowóz dziejów.Prawdziwym rewolucjonistą był Kant.Skalpelem najczystszej myśli rozdzielił nieodwołalnie jedność czasu i przestrzeni.Dzięki temu, zdając sobie sprawę z metafizycznej trywialności podróży, nie opuszczał Królewca.Chociaż raz jeden złamał swe zasady i wyjechał do Gołdapi.Za ten czyn, niegodny filozofa, postanowiono wznieść mu na rynku miasteczka pomnik.Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie i spiżowy Kant w Gołdapi nie zaświadczy o przewadze nierozsądku filozofa nad filozofią rozumu.Anyway, wracając do drogi przebywanej przez nieświadomych niebezpieczeństw podróżnych - nadal wsiadają beztrosko do pociągów w Moskwie, Kutnie czy Denver.Naiwnie sądzą, że dotrą do miejsca przeznaczenia, będącego tak naprawdę pospolitym fatum.Pułapką skleconą z jedności czasu i przestrzeni.Na przykład Maria w pustym przedziale nocnego pociągu z Tuluzy do Tarn.Poddająca się posłusznie taktowi jazdy.Jej opalone, szczupłe nogi okrywa biała spódniczka.Materiał układa się na kształt baldachimu, osłaniającego wewnętrzną stronę ud i trójkąt podbrzusza.Światło, przeciekające przez tkaninę, nagrzewa skórę ciepłym odcieniem.Promieniuje z panieńskich, zaciśniętych nóg.W przedziale obok, przy otwartym oknie, w łopocie parnego powietrza, siedzi komisarz Garden.Każdy łyk wody z plastikowej butelki rozlewa się plamą na jego jasnobłękitnej koszuli.Garden przysypia.Gaśnie światło, pociąg hamuje.W ciemnościach jękliwy zgrzyt wagonów zagłusza cykady.Pustawy pociąg staje pośrodku sierpniowej nocy.Przewozi ludzi, ale mógłby też przewozić mrok, wlewający się otwartymi oknami.Korytarzem idzie kobieta z ujadającym pieskiem na ręku.- No, cicho już, cicho - głaszcze psiaka, zaciskając dwoma palcami jazgoczący pysk.- Nie wie pani, co się stało? - Garden wychylił się z przedziału.- Nie znam się na technice - odburknęła.- Czemu zaraz technice? Może to krowa stanęła na torach?Damulka chuchnęła pastisem.Poszła dalej, obijając się o ściany, jakby pokonywała pęd pociągu.Maria zablokowała drzwi paskiem torebki.Lokomotywa gwizdnęła na wagony.Dotoczyli się do Tarn.Z pociągu na opustoszały peron wysiadło tylko dwoje podróżnych.Przed zamkniętym dworcem nie było taksówek.Garden zaproponował Marii podwiezienie.- Dziękuję -odmówiła.- Pójdę pieszo.- Dokąd? Miasteczko jest pięć kilometrów stąd.- A klasztor? - Maria nie bała się poczciwie wyglądającego Cardena, ale z zasady nie dawała się podwozić obcym facetom.- Jeszcze dalej - komisarz wziął od niej papierową torbę z zakupami.Jechali pod górę wąską drogą.Zapachniało igliwiem i lawendą.- Nie trafiłaby panienka nocą.Czemu nikt nie czekał na dworcu?- Szykuję niespodziankę.Mój chłopak przyjechał miesiąc temu do klasztoru.Wakacyjna medytacja, modlitwa.Wie pan, dużo ludzi teraz tak robi.Zajechali przed bielejący w ciemnościach pałac.- Jest północ, klasztor to nie klub nocny.Wszyscy śpią.Trzeba nie mieć rozsądku, żeby wybierać się w drogę o tej porze.- Dziękuję za podwiezienie.- Jeżeli nie wpuszczą do klasztoru, zawiozę panienkę do hotelu - nie wyłączył silnika.Oświetlił furtę.Maria uderzyła w drewniane drzwi kołatką.Otworzyły się, wpuszczając najpierw jej cień.-Jestem narzeczoną Juliana -powiedziała zaspanemu furtianowi.Nie pytał o więcej.Zaprowadził ją na piętro do pokoju gościnnego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]