Podobne
- Strona startowa
- Dicker Joel Prawda o sprawie Harry'ego Queberta
- Harry Eric L Strzec i bronic (SCAN dal 714)
- Rowling J K Harry Potter i wiezien Azkabanu
- J. K. Rowling 4 Harry Potter i Czara Ognia
- J. K. Rowling Harry Potter i czara ognia 4
- J. K. Rowling 3 Harry Potter i więzień Azkabanu
- Rowling J K Harry Potter i Komnata Tajemnic
- Sejda Kazimierz CK Dezerterzy
- brzozowski stanisław legenda młodej polski
- Jonathan Edwards The Sermons of Jonathan Edwards; A Reader (1999)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ewelina111.htw.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszyscy poczynając od chłopców hotelowych, przez śmieciarzy, a kończąc na urzędnikach - lubowali się tu we wszelkiego rodzaju uniformach.Widocznie wierzyli, że mundur dodaje powagi stanowisku i wykonywanej pracy.Nie miałem nic przeciw temu.Mój na pewno doda mi obu w nadmiarze.Długi płaszcz skutecznie osłaniał mundur.Nie miałem ochoty wzbudzać sensacji w hotelu.Nie wiedziałem tylko, gdzie podziać lamowaną złotem czapkę i nieodłączną oficerską aktówkę.Nigdy nie udało mi się dokładnie sprawdzić możliwości mojego pseudo M-3, toteż wcale nie byłem zaskoczony, gdy rozwiązał on moje zmartwienie.- Hej, ty, mały pękaty - zawołałem.- Masz jakieś schowki czy szuflady wbudowane w swoją skromną osobę? Jeśli tak, to pokaż no je!Przez moment myślałem, że robot eksplodował.Miało toto więcej szuflad niż bateria kas sklepowych - duże, małe, głębokie, płytkie, do wyboru i koloru, i to z każdej strony kadłuba.W jednej był pistolet z zapasowymi magazynkami, w drugiej pistolet maszynowy, dwie następne były wypełnione granatami, a reszta świeciła pustką.Włożyłem do jednej czapkę, a do drugiej aktówkę i strzeliłem palcami.Szuflady schowały się błyskawicznie i metalowy kadłub znowu lśnił jednolitą powierzchnią.Włożyłem na głowę fantazyjną sportową czapkę, podniosłem kołnierz płaszcza i byłem gotów.Bagaż był bezpieczny bez mojej opieki: miał wystarczającą liczbę pułapek w rodzaju granatów, gazu, trujących igieł i podobnych rzeczy, więc nie musiałem się o niego bać.W sytuacji krytycznej mógł się nawet samoczynnie wysadzić w powietrze, toteż należało się raczej martwić o tego, kto by przy nim grzebał.M-3 pojechał windą towarową, ja powędrowałem tylnymi schodami.Spotkaliśmy się na ulicy i wzięliśmy samochód.Musieliśmy tak manewrować, aby dom prezydenta Ferraro osiągnąć po zapadnięciu zmroku.Jak przystało naczelnikowi bogatej planety, miał całkiem luksusową rezydencję, ale środki ochrony były, delikatnie mówiąc, niecodzienne.Przeprowadziłem siebie i trzystupięćdziesięciokilowego robota przez straże i systemy alarmowe bez wzbudzenia jakiegokolwiek zainteresowania.Prezydent właśnie spożywał kolację.Dało mi to wystarczająco dużo nie zakłócanego przez żadnych natrętów czasu na przeszukanie jego gabinetu.Nie znalazłem dosłownie nic.To znaczy nic o wojnie i pancernikach, bo gdybym był zainteresowany szantażem, to miałbym dostateczną ilość dowodów korupcji politycznej, żeby wcale poważnie zabezpieczyć się na stare lata.Jednak drobiazgi mnie nie interesowały, więc byłem zmuszony pogawędzić sobie z panem prezydentem.Gdy wrócił z kolacji, pokój był cichy i ciemny.Słyszałem, jak pod nosem przeklinał służbę w trakcie wymacywania kontaktu.Zanim go znalazł, robot zamknął drzwi i zapalił światło.Siedziałem sobie za biurkiem prezydenta, mając przed sobą wszystkie jego osobiste papiery.Poparte były wagą spoczywającej na nich siedemdziesiątki piątki i tak oficjalnym wyrazem twarzy, do jakiego zdołałem zmusić mięśnie.Zanim zdążył otrząsnąć się z szoku wywołanego tym widokiem, szczeknąłem rozkazująco:- Chodź tu i siadaj! Ale szybko!Ponieważ w tym czasie robot najeżdżał mu na pięty, nie miał innej możliwości, jak posłuchać.Zobaczywszy na biurku papiery, wytrzeszczył oczy i wydał jakiś nieartykułowany dźwięk z głębi gardła.Zanim zdążył zrobić coś więcej, rzuciłem mu cienką książeczkę.- Jestem admirał Thar, Flota Kosmiczna Ligi.Tu są moje upoważnienia i lepiej je sprawdź; zanim przejdziemy do dalszego ciągu.Dokumenty były równie dobre jak prawdziwe admiralskie, więc nie miałem nic przeciw temu, żeby je sobie obejrzał.Zrobił to na tyle szczegółowo, na ile pozwalał mu aktualny stan psychiczny, ba, sprawdził nawet pieczątkę w ultrafiolecie.Dało mu to trochę czasu na przyjście do siebie i stawał się nawet bezczelny.- Co ma znaczyć to najście mego domu i bezprawne.- Jesteś w poważnych tarapatach - przerwałem mu grobowym głosem.Twarz pana prezydenta stała się niezdrowo szara.Poszedłem za ciosem.- Aresztuję cię za spiskowanie, korupcję, kradzież i wszystkie inne przestępstwa, które wyłonią się po dokładnym zapoznaniu się z tymi dokumentami.Obezwładnij go!Ostatnie zdanie skierowane było do robota, który dokładnie przedtem poinstruowany - świetnie zagrał swoją rolę i unieruchomił ręce prezydenta w swoich stalowych dłoniach.Prezydent ledwie to zauważył.- Ja wszystko wyjaśnię - pisnął rozpaczliwie.Wszystko da się wytłumaczyć bez zawracania głowy oficjalnym czynnikom.Nie wiem, o jakie papiery chodzi, więc nie jestem w stanie powiedzieć, czy przypadkiem nie są podrobione.Mam wielu wrogów.Gdyby Liga wiedziała, na jakie przeszkody natrafia się, chcąc rządzić taką planetą.- Wystarczy! - przerwałem mu.- Te wątpliwości zostaną rozstrzygnięte przez sąd.Sąd też znajdzie odpowiedź na wszystkie pytania.Jest tylko jedno, na które chciałbym otrzymać odpowiedź natychmiast.Po co budujecie ten pancernik?Ten człowiek był wielkim aktorem.Oczy omal nie wylazły mu z orbit, szczęka opadła, osunął się w głąb krzesła jak po trafieniu miotem w żołądek, a gdy odezwał się, głos pozbawiony był jakiejkolwiek pewności siebie.Jednym słowem przedstawiał swoim zachowaniem wszystkie objawy zranionej niewinności.- Jaki pancernik? - wyjąkał.- Pancernik klasy Warlord, budowany w Ceneventola Spaceyards, zgodnie z tym, co tu napisane.- Rzuciłem mu plany na stół i wskazałem prawy górny narożnik.- Tu jest twój podpis autoryzujący konstrukcję.Ferraro z obłędem w oczach zabrał się do sprawdzania planów, w czym robot, trzymając go chwilowo za jedną rękę, mu nie przeszkadzał.Ja też nie przeszkadzałem.W końcu i tak wyjdzie na moje.Wreszcie odłożył dokumentację i potrząsnął głową.- Nic nie wiem o żadnym pancerniku.To są plany nowego liniowca towarowego.Zgadza się, podpisywałem je.Zadałem mu pytanie, starannie modulując głos, tak jakbym właśnie doszedł do sedna tego, co chciałem od niego usłyszeć:- Zaprzeczasz, jakobyś cokolwiek wiedział o tym, że pancernik klasy Warlord jest budowany według przedstawionych ci planów?- To są plany zwykłego liniowca towarowego z pokładem pasażerskim, i to wszystko, co wiem na ten temat.Głos miał jak niewinnie posądzone dziecko
[ Pobierz całość w formacie PDF ]