Podobne
- Strona startowa
- Dicker Joel Prawda o sprawie Harry'ego Queberta
- Harry Harrison Stalowy Szczur idzie do wojska
- Harry Harrison Stalowy Szczur Spiewa Blesa
- Harrison Harry Stalowy Szczur Spiewa Blesa
- Harrison Harry Stalowy Szczur idzie do wojska
- Prus Boleslaw Lalka 9789185805365
- King Stephen Lsnienie
- Nienacki Zbigniew Dagome Iudex t.1
- Eco Umberto Zapiski na pudelku od zapalek (2)
- Sejda Kazimierz CK Dezerterzy
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- thelemisticum.opx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nic nie odmieni faktu, że właśnie tu i teraz mam do czynienia z najlepszą armią, jaka kiedykolwiek stawała w polu.Dekker milczał.Kiedy się wreszcie odezwał, w jego głosie nie było już śladu poprzedniej wściekłości.- Dobrze wiesz, że powinienem cię zdjąć z tego przeklętego stanowiska, zdegradować o dwa stopnie i odesłać w stan spoczynku z połową emerytury.Ale jeśli zdołacie utrzymać tę pieprzoną bazę, pewnie dostaniesz kolejny order.- Nie przyjmę go.Formalnie wcale mnie nie było w Birobidżanie.Nie znajdziesz tego w żadnym raporcie.Ale czuję przez skórę, że bazę utrzymamy.Zaczynamy wysyłać wzmocnione patrole, żeby oczyścić teren ze snajperów.Ludzie naprawdę dali z siebie wszystko, żeby obronić bazę, a ja nie miałem z tym nic wspólnego.- Powiesz to korespondentowi “Newsweeka” - rzekł Dekker.- Już do mnie dzwonili z redakcji.Chcą dać na okładkę twoje zdjęcie i wielki tytuł: "Przybyłem, zwyciężyłem!".Nie mogę cię teraz wylać, Nate.Jesteś bohaterem.Ale jeśli jeszcze raz zlekceważysz mój rozkaz, nawet najmniej ważny, przysięgam, że postawię cię pod murem i spełnię twoje życzenie śmierci! Słyszysz?!- Tak jest, generale-odparł Clark.Dekker cisnął słuchawkę na widełki.W drzwiach stał goniec z radiogramem.Nadeszła wiadomość od jednego z oddziałów okrążonych na drodze do Chabarowska: “Amunicja się skończyła.Zniszczyliśmy całą broń.Nadal brak kontaktu z wrogiem.Poddamy się zgodnie z rozkazem.Zaraz zniszczę radio.Módlcie się za nas.Bez odbioru”.13NA POŁUDNIE OD BIROBIDŻANU, SYBERIA27 stycznia, 21.00 GMT (7.00 czasu lokalnego)Z czasem ich sytuacja stawała się coraz gorsza.Blisko kryjówek grupki Stempela przechodziło coraz więcej chińskich oddziałów.Dziesiątki tysięcy żołnierzy maszerowało w kierunku bazy lotniczej.Wreszcie jeden oddział przemaszerował kolumną między zaspami, w których leżeli zakopani.Harold aż wstrzymał oddech, żeby obłoczki pary nie zdradziły jego kryjówki.Ale nikt ich nie zauważył.Chińczycy też byli przestraszeni i zbyt pochłonięci rozważaniami o tym, co ich czeka, żeby zwracać baczniejszą uwagę na otoczenie.Przed świtem minęły ich ostatnie formacje i wkrótce rozpoczęła się bitwa.Przez tajgę przeszło tak wielu atakujących, że Stempel nabrał wątpliwości, czy obrona bazy wytrzyma szturm.Przez parę minut dolatywały odgłosy zaciekłej strzelaniny, ale dopiero potem nastąpiło najgorsze.Cały las dookoła eksplodował.Tak przynajmniej Haroldowi się wydawało.Ziemią wstrząsały kolejne fale detonacji.Nad ich głowami przemknęły cztery odrzutowce, zalewając tajgę strumieniami ognia.Ostatnia zrzucona bomba wybuchła zaledwie sto metrów od niego.Nie ustały jeszcze wstrząsy, gdy między drzewami zaroiło się od uciekających Chińczyków.Gnali jak spłoszone zwierzęta.Przeskakiwali przez zwalone pnie, przewracali się w głębokich zaspach, na oślep wpadali głowami w nisko wiszące, obciążone śniegowymi czapami gałęzie.Podnosili się i pędzili dalej.Stempela znów obleciał strach, tym razem przed uciekającą w panice piechotą.Wiedział jednak, że największym zagrożeniem jest nadal lotnictwo.Wysokie śnieżne nawisy na brzegach strumienia stanowiły dogodną kryjówkę, ale jego zamarznięte koryto było zarazem doskonałym celem dla pilotów.Rzeczywiście pojawiły się nad nimi śmigłowce.Powietrze wypełnił łopot wirników i wycie silników pracujących pełną mocą.Chińczycy, którzy uciekali po lodzie, zostali dosłownie ścięci z nóg.Pociski z wielkokalibrowych karabinów maszynowych odrywały gałęzie, a nawet kosiły młodsze drzewka.W górę wylatywały wielkie bryły oderwanego lodu.Ziemia znów zadygotała od wybuchów.Na odkrytej przestrzeni padały całe pododdziały wroga.Mimo to zdesperowani Chińczycy, przerażeni żniwem zbieranym przez powietrzne drapieżniki, wciąż próbowali przeskoczyć przez dziesięciometrową przerwę w zbitym gąszczu tajgi.Śmigłowce zawracały i wznawiały ostrzał strumienia.W powietrze strzelały gejzery śniegu i lodu.Nie sposób było policzyć zabitych.W śniegu czerwonym od krwi walały się poodrywane kończyny.Helikoptery szturmowe typu Apache zdziesiątkowały formacje wroga.Tylko szczęśliwcy zdołali ujść cało.Bezsensowny ślepy los rozstrzygał sprawy życia i śmierci
[ Pobierz całość w formacie PDF ]