Podobne
- Strona startowa
- Simak Clifford D Dzieci naszych dzieci (SCAN dal (3)
- Heyerdahl Thor Aku Aku (SCAN dal 921)
- Bulyczow Kiryl Ludzie jak ludzie (SCAN dal 756
- Moorcock Michael Zwiastun Bur Sagi o Elryku Tom VIII (SCAN da
- Clarke Arthur C. Baxter Stephen Swiatlo minionych dni (SCAN dal
- McCaffrey Anne Lackey Mercedes Statek ktory poszukiwal (SCAN d
- Norton Andre Lackey Mercedes Elfia Krew (SCAN dal 996)
- Moorcock Michael Perlowa Fort Sagi o Elryku Tom II (SCAN dal
- Moorcock Michael Elryk z Meln Sagi o Elryku Tom I (SCAN dal 8
- Charitas Zeromski
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- mizuyashi.htw.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tak było i tym razem.Moje łzy szybko wyschły i niebawem zasnęłam.Później usadowiłam się wygodnie z kanapką z tuńczykiem, by obejrzeć Star Trek.Nigdy nie oglądałam dużo telewizji, dlatego nie widziałam tego serialu, kiedy prezentowano go po raz pierwszy.Teraz jednak, po latach, pojawił się ponownie w lokalnej stacji, codziennie o szóstej po południu.Na początku roku szkolnego, kiedy praca w klasie nie układała się zbyt dobrze, a poziom mojego rozczarowania był dość wysoki, zaczęłam oglądać kolejne odcinki w czasie kolacji i z czasem stało się to moim rytuałem.Film dzielił mój dzień na czas pracy i czas odpoczynku; oglądając go, zapominałam o wszystkich problemach i frustracjach, jakie towarzyszyły mi w szkole.Cudownie pozbawiony wszelkich emocji pan Spock spełniał rolę wieczornego martini.Tak więc zdążyłam się już pozbierać, zanim Chad wrócił o siódmej.Spotykaliśmy się od osiemnastu miesięcy.Początkowo stanowiliśmy typową parę: częste wypady do restauracji, do kina, na tańce, obojętne rozmowy.Jednak żadnemu z nas nie odpowiadał taki związek, dlatego zawarliśmy ciepłe, wygodne przymierze.Chad był młodszym partnerem w firmie prawniczej w centrum miasta i przeważnie pracował jako wyznaczony przez sąd adwokat włóczęgów i nieudaczników, którzy znaleźli się w więzieniu.Z tego powodu nie mógł się pochwalić imponującą liczbą wygranych spraw.Tak więc często wieczorami pogrążaliśmy się w rozmowach pełnych współczucia dla moich dzieci i jego klientów.Raz czy dwa wspomnieliśmy o małżeństwie, ale na tym się skończyło.Oboje stanowiliśmy typ w miarę towarzyskiego samotnika, dlatego nie szukaliśmy niczego więcej.Kiedy przyszedł Chad z półkilogramową porcją karmelowo-czekoladowych lodów, opowiedziałam mu o Sheili.Stwierdziłam, że trafiła kosa na kamień.Wyjaśniłam, że dziecko jest bardzo dzikie i chyba nie uda mi się go ujarzmić.Przyznałam się, że lepiej będzie, jeśli szybko znajdą dla niej miejsce w szpitalu.Chad roześmiał się tylko i zasugerował, żebym zadzwoniła do jej poprzedniej nauczycielki.Po lodowej orgii, z pełnym brzuchem i bardziej przyjaźnie nastawiona do świata, sięgnęłam po książkę telefoniczną i odszukałam panią Barthuly.- O Boże - odezwała się pani Barthuly, kiedy przedstawiłam się i powiedziałam, po co dzwonię.- Myślałam, że zamknęli ją na dobre.Wyjaśniłam, że w szpitalu nie mieli wolnego miejsca, i zapytałam, co robiła z Sheilą, kiedy miała ją w swojej klasie.Zanim cokolwiek odpowiedziała, usłyszałam cichuteńkie westchnienie, wyraźną oznakę porażki.- Nigdy wcześniej nie spotkałam podobnego dziecka.Całkowicie destruktywne zachowanie.Niszczyła coś za każdym razem, gdy tylko spuściłam ją z oczu.Swoje prace, prace innych dzieci, gazetki ścienne, wystawy, wszystko.Kiedyś wzięła kurtki innych dzieci i wpakowała wszystkie do muszli klozetowych w dziewczęcej ubikacji.Zalała całą piwnicę.- Westchnęła.- Próbowałam wszystkiego, by ją powstrzymać.Zawsze niszczyła swoją pracę, zanim zdążyłam choćby na nią spojrzeć.Dawałam jej laminowane arkusze, żeby nie mogła ich podrzeć.I wie pani, co zrobiła? Wsadziła je do klimatyzacji i zablokowała całe urządzenie.Panował wtedy taki upał, a my przez trzy dni nie mieliśmy klimatyzacji.Pani Barthuly opisywała kolejne wydarzenia.Początkowo mówiła bardzo szybko, jakby nigdy dotąd nie miała okazji opowiedzieć o katastrofie, jaka nawiedziła jej klasę w pierwszych trzech miesiącach roku szkolnego.Z czasem jednak jej głos stawał się coraz bardziej znużony.Mimo wszystko lubiła Sheilę, chociaż nie potrafiła powiedzieć, jaka to siła przyciągała ją do niej.Dziewczynka wydawała jej się bardzo podatna na zranienie, a jednocześnie taka dzielna.Bardzo chciała jej pomóc.Lecz wszystkie jej wysiłki spełzły na niczym.Sheilą nie chciała z nią rozmawiać.Nie pozwalała się dotykać, nie chciała, żeby jej pomagano, żeby ktoś ją polubił.Początkowo pani Barthuly starała się być dla niej miła.Próbowała okazać uczucie dziecku, które nie pozwalało się pokochać, starała się poświęcić mu więcej czasu niż innym, otoczyć specjalną troską.Szkolny psycholog opracował program dla Sheili z zastosowaniem nagród za dobre zachowanie, lecz zdawało się, że ona znajduje przyjemność w tym, by nie robić niczego, za co mogłaby zostać nagrodzona.Pani Barttiuly była przekonana, że Sheila celowo torpedowała jej wysiłki, celowo przestawała robić dobrze coś, co już potrafiła, kiedy znalazło się to w programie.Potem pani Barthuly przyjęła inną taktykę, mniej pozytywną.Odbierała jej przywileje, wysyłała do kąta, aż wreszcie Sheila wylądowała u dyrektora, który wierzył w skuteczność kar cielesnych.Mimo to Sheila nie przestawała terroryzować klasy; atakowała inne dzieci, niszczyła przedmioty, nie chciała pracować.Ostatecznie pani Barthuly poddała się.Praca nad Sheila pochłaniała zbyt wiele czasu.Tak więc pozostawiła ją samą sobie i wtedy w klasie zapanował względny spokój.Nie niepokojona, Sheila przez większą część dnia chodziła po klasie albo przeglądała czasopisma.Jednak gdy tylko ktoś zaczynał czegoś od niej wymagać, krzyczała i rzucała się, niszcząc wszystko na swojej drodze.Jej zachowanie poprawiało się, kiedy nikt nie zwracał na nią uwagi.Nadal się nie odzywała, nic nie robiła i nie uczestniczyła w żadnych zajęciach.Potem wydarzył się listopadowy incydent, po którym natychmiast usunięto ją ze szkoły w odpowiedzi na obawy rodziców innych dzieci.Głos w słuchawce był smutny i przepełniony zniechęceniem.Pani Barthuly żałowała, że tak niewiele zrobiono.Nie stwierdzono nawet, czy Sheila potrafi czytać i liczyć w podstawowym zakresie.Nic nie wiedziano o jej uczuciach i wykształceniu.Pani Barthuly przyznała, że Sheila była najbardziej opornym dzieckiem, jakie spotkała.Jeśli istniało coś, co można było zrobić dla Sheili, przekraczało to granice jej cierpliwości, możliwości i czasu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]