Podobne
- Strona startowa
- Elliott Kate Korona gwiazd 04 Dziecko płomienia
- Wylie Jonathan Słudzy Arki Tom 3 Magiczne Dziecko
- Elliott Kate Korona Gwiazd 4 Dziecko płomienia
- Carroll Jonathan Dziecko na niebie (2)
- Hayden Torey L Dziecko (SCAN dal 957)
- Robert Jordan Ten Ktory Przychodzi Ze Switem
- Smith Wilbur Odglos Gromu
- Susan C. W. Abbotson Critical Companion to Arthur Mi
- Czechow Antoni Trzy siostry (5)
- Chmielewska Joanna Najstarsza prawnuczka
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- pero.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mimo wszystko miała jej dużo w sobie.Praca z dziećmi, których życie najczęściej było chaotyczną tragedią, utwierdziła mnie w przekonaniu, że ludzie z natury są niezwykle radosnymi istotami.Nastroje Sheili zmieniały się bardzo i nigdy nie potrafiła w pełni pozbyć się skutków emocjonalnych zniszczeń, jakie w niej zaszły.Jednakże z drugiej strony, nigdy nie odbiegała daleko od stanu szczęścia.Najdrobniejsze szczegóły zapalały w jej oczach wesołą iskierkę i nie było dnia, żebyśmy nie słyszeli jej niosącego się śmiechu.Przyczynił się do tego także fakt, że ze względu na zubożoną przeszłość tak wiele rzeczy było dla niej nowych.Nigdy nie miała dość cudów, które niósł każdy następny dzień.W marcu jej największym odkryciem stały się kwiaty.O tej porze w naszej części stanu każdy wolny skrawek ziemi pokrywa się krokusami i żonkilami.Choć trudno w to uwierzyć, ale w obozie emigrantów nie rosły kwiaty, dlatego Sheila nigdy wcześniej nie widziała z bliska żonkila.Pewnego ranka przyniosłam ogromny bukiet tych kwiatów z ogrodu domu, w którym wynajmowałam mieszkanie.Sheila przybiegła z piskiem i ustami pełnymi pasty do zębów.Tupała bosymi nogami, biegnąc; miała na sobie tylko bieliznę.- Co to? - zapytała, gulgocząc.- To żonkile, głuptasie.Na pewno widziałaś je wcześniej.Potrząsnęła głową, przyglądając się kwiatom uważnie.- Tylko w książkach.A te prawdziwe?- Oczywiście.Dotknij ich.Odłożywszy szczoteczkę do zębów, wyciągnęła ostrożnie rękę i dotknęła końcem palca krawędzi jednego z kwiatów.- Och! - zapiszczała uradowana i wypluła fontannę piany.Skakała przez chwilę podekscytowana, a potem nagle zatrzymała siej w miejscu i dotknęła niepewnie drugiego kwiatu.- Skończ myć zęby i ubierz się.Chcę, żebyś mi pomogła wsadzić je do wazonu.Sheila popędziła do łazienki, wypluła pastę, lecz nie zdążyła powstrzymać swej radości na tyle długo, by jeszcze włożyć spodnie.Powróciła w podskokach.- One takie delikatne.Pozwól mi ich dotknąć.- Powąchaj też.Żonkile nie pachną tak ładnie jak róże, ale mają swój specyficzny zapach.Wciągnęła głęboko powietrze.- Chcę je przytulić.- Kwiaty chyba nie przepadają za przytulaniem - zachichotałam.- Ale pachną tak ładnie i być takie milutkie, że mam ochotę je uściskać.- Rozumiem.- Wyjęłam wazon, który kiedyś zrobiło dla mnie jedno z moich dzieci.Był za mały, by pomieścić wszystkie kwiaty.Sheila podskakiwała radośnie u mego boku.Całym ciałem wyrażała swą ogromną radość.- Sheil, chcesz mieć swój kwiatek?Spojrzała na mnie oczyma otwartymi chyba najszerzej, jak potrafiła.- Mogę?- Tak.Nie zmieszczę wszystkich w wazonie.Włożymy go do kartonu po mleku i postawimy tam, gdzie lubisz siadać.- I naprawdę będzie mój? Skinęłam głową.- Dla mnie?- Tak, głuptasie, dla ciebie.Twój własny kwiat.Nagle jej twarz posmutniała.- Tata, on nie pozwoli mi go zatrzymać.- Kwiaty to co innego - uśmiechnęłam się.- Szybko więdną.Twój tata nie będzie miał nic przeciwko temu, zobaczysz.Wyciągnęła powoli rękę i pogłaskała jeden z żonkili.- Pamiętasz książkę o lisie i Małym Księciu? Jak Książę oswoił swój kwiat? Pamiętasz? - Spojrzała na mnie pełna oczekiwania.- Myślisz, że mogłabym jednego oswoić? Byłby to mój własny wyjątkowy kwiat i byłabym za niego odpowiedzialna.Mogłabym go i oswoić tylko dla siebie.- Musisz tylko pamiętać, że kwiaty nie żyją zbyt długo.Ale l łatwo je oswoić.Chyba byś to potrafiła.Który chcesz? - Wskazałam na kwiaty, które nie zmieściły się do wazonu.Przyjrzała się im uważnie, po czym wybrała jeden.Dla mnie nie różnił się niczym od pozostałych, lecz jej pewnie coś powiedział.Być może już zaczęła go oswajać, ponieważ, podobnie jak w przypadku Małego Księcia i jego róży, tak i ten żonkil należał już do Sheili i był jak żaden inny żonkil na świecie.Uśmiechnęła się, trzymając delikatnie łodygę i głaszcząc złocisty kwiat.Poszłam do łazienki i przyniosłam jej spodnie, po czym namówiłam ją, żeby wsunęła w nie nogi.Przychodziły pozostałe dzieci, rozkrzyczane i zaciekawione tym, co się dzieje.Ale Sheila nie zwracała na nie najmniejszej uwagi.Pozwoliła mi się ubrać zapatrzona w swój kwiat, a na jej ustach promieniał uśmiech.- Moje serce teraz takie duże - wyszeptała.- Ono takie duże, a ja chyba najszczęśliwsza ze wszystkich dzieci.Pocałowałam ją w czoło i uśmiechnęłam się.Potem wzięłam wazon pełen żonkili i postawiłam go na stole.14Często było u nas wesoło.Ale nie zawsze mieliśmy powód do śmiechu.Często śmiałam się z rzeczy, które po głębszym zastanowieniu wydawały się raczej tragiczne.Może właśnie umiejętność śmiania się jest największym cudem ludzkiego ducha.Śmiania się z nas samych, z siebie nawzajem, z naszej, czasem beznadziejnej, sytuacji.Whitney, bardziej niż ktokolwiek inny, trzymała nas w ryzach normalności.Bardzo ją lubiłam za to, że ani mnie, ani Antenowi czy nawet dzieciom nie pozwoliła uwierzyć, iż nasza klasa jest inna.Pomimo swojej nieśmiałości Whitney miała poczucie humoru, które czasem nie znało granic.W takich chwilach, szczególnie kiedy była tylko ze mną i Anionem, potrafiła okazać zdumiewające opanowanie.Ponadto Whitney okazała się mistrzynią w płataniu figli innym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]