Podobne
- Strona startowa
- Hearne Kevin Kroniki Żelaznego Druida Tom 6 Kronika Wykrakanej mierci
- KS. DR PROF. MICHAŁ SOPOĆKO MIŁOSIERDZIE BOGA W DZIEŁACH JEGO TOM IV
- Moorcock Michael Zeglarz Morz Przeznaczenia Sagi o Elryku Tom III
- Moorcock Michael Zwiastun Bur Sagi o Elryku Tom VIII (SCAN da
- Moorcock Michael Kronika Czarnego Miecza Sagi o Elryku Tom VII
- Moorcock Michael Sniace miasto Sagi o Elryku Tom IV
- Norton Andre Smocza magia (SCAN dal 780)
- Charrette Robert N Wybieraj swych wrogow z rozwaga
- Laura E. Nym Mayhall The Militant Suffrage Movement;
- Pani McGinty nie zyje v10
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- mrowkodzik.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Płacz, Korono i Litwo, płaczcie, wszyst-kie stany, jako ja płaczę, stary żołnierz, który, do grobu zstępując,na paroksyzm wasz patrzeć musi.Biada tobie, Illium, miastostarego Priama! Biada! biada! biada!Tak to prawił pan Zagłoba, a tysiące słuchały go i gniew podno-sił szlachcie włosy na czuprynach, on zaś jechał dalej i znów biadał,i szaty darł na sobie, i piersi odkrywał.Wnikał też i w wojsko, któretakże chętnie skargom jego ucho podawało, istotnie bowiem strasz-liwa była przeciw Wittenbergowi we wszystkich sercach zawziętość.Tumult byłby wybuchł od razu, ale powstrzymał go sam Zagłobaz obawy, że gdy za wcześnie wybuchnie, wówczas Wittenberg możesię jeszcze jakoś wyratować, a jeśli wybuchnie wówczas, gdy będzie201Henryk Sienkiewiczwyjeżdżał z miasta i na oczy się pospolitemu ruszeniu pokaże, to gona szablach rozniosą, zanim się kto opatrzy, co się dzieje.I wyrachowania jego sprawdziły się zupełnie.Na widok okrut-nika szał ogarnął mózgi niesfornej a podpiłej szlachty i w mgnieniuoka burza wybuchła straszliwa.Czterdzieści tysięcy szabel zabłysłow słońcu, czterdzieści tysięcy gardzieli poczęło ryczeć: ZmierćWittenbergowi! - Dawajcie go sam! - Bigosować! bigosować!Do tłumów szlacheckich przyłączyły się tłumy niesforniejszejjeszcze, a rozbestwionej niedawnym przelewem krwi czeladzi, na-wet karniejsze regularne chorągwie jęły szemrać groznie przeciwciemięzcy i burza poczęła lecieć z wściekłością na sztab szwedzki.W pierwszej chwili stracili wszyscy głowę, choć wszyscy od razuzrozumieli, co idzie. Co czynić! - ozwały się głosy przy królu. Jezu miłosierny! Ratować! osłaniać! - Hańba nie dotrzymaćumowy!Wtem tłumy rozżarte wpadają między chorągwie, cisną je,chorągwie mieszają się, nie mogąc ustać na miejscu.Naokół widaćszable, szable i szable, pod nimi rozpalone twarze, wytrzeszczoneoczy, wyjące usta; zgiełk, szum i dzikie okrzyki rosną z przerażającąszybkością, na czele leci czeladz, ciury i wszelka wojskowa hołota,podobniejsza do zwierząt lub diabłów niż do ludzi.Zrozumiał i Wittenberg, co się dzieje.Twarz mu pobladłajak płótno, pot obfity a zimny zrosił mu w jednej chwili czoło i -o dziwo! - ów feldmarszałek, który przedtem światu całemu gotówbył przegrażać, ów pogromca tylu armii, zdobywca tylu miast,ów stary żołnierz, zląkł się teraz tak okropnie wyjącej tłuszczy,iż przytomność opuściła go zupełnie.I począł dygotać całym cia-łem, i ręce opuścił, i jęczał, i ślina poczęła mu ciec z ust na złotyłańcuch, a buława marszałkowska z ręki wypadła.Tymczasemstraszliwa ciżba była coraz bliżej i bliżej; już, już okropne postacieotaczały nieszczęsnych jenerałów naokół, chwila jeszcze, a rozniosątak wszystkich na szablach, że jednego szczątka nie zostanie.202Potop t.3Inni jenerałowie powydobywali szpady chcąc umrzeć z broniąw ręku, jak na rycerzy przystało, lecz stary ciemięzca zesłabł zupeł-nie i przymrużył oczy.Wtem pan Wołodyjowski skoczył sztabowi na ratunek.Chorągiew, idąc w skok klinem, roztrąciła tak tłuszczę, jak okrętpłynący wszystkimi żaglami roztrąca spiętrzone fale morza.Krzyktratowanej hołoty pomieszał się z krzykiem laudańskich, lecz jezdz-cy pierwej dopadli sztabu i otoczyli go w mgnieniu oka murem koni,murem piersi własnych i szabel.- Do króla! - krzyknął mały rycerz.I ruszyli.Tłum otoczył ich ze wszystkich stron, biegł z boków,z tyłu, wywijał szablami i drągami, wył coraz straszniej, lecz oniparli naprzód, tnąc szablami od czasu do czasu na boki, jak tniepotężny odyniec otoczony przez stado wilków.Wtem Wojniłłowicz skoczył w pomoc Wołodyjowskiemu, zanim Wilczkowski z królewskim pułkiem, za nim kniaz Połubińskii wszyscy razem, oganiając się ustawicznie, przyprowadzili sztabprzed oblicze Jana Kazimierza.Tumult, zamiast zmniejszać się, rósł coraz bardziej.Zdawało sięprzez chwilę, że rozhukana tłuszcza, bez względu na majestat, bę-dzie chciała dostać w ręce jenerałów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]