Podobne
- Strona startowa
- Issac Asimov Nemesis
- Asimov Pozytronowy Czlowiek
- Andrzej Ziemiański Pomnik Cesarzowej Achai t2
- Ziemianski Andrzej Achaja Tom 2
- Ziemianski Andrzej Achaja tom 1
- Ziemianski Andrzej Achaja Tom 2 (2)
- Dusza zaczarowana t. 1 i 2 Rolland R
- Chmielewska Joanna Najstarsza prawnuczka
- Craig Rice Roze Pani Cherington (2)
- Professional Feature Writing Bruce Garrison(3)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ewelina111.htw.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Czy teraz pora na zastanawianie się nad świętością życia?- Chodzi o życie Pela.I moje.Rób, jak powiedziałam.Mała moc i mierz tylko w jednego.Nie zdołam ich już dłużej powstrzymać.Psy wyniosły się spod drzewa i otoczyły Bliss i Pelorata, którzy stali, opierając się plecami o rozsypujący się mur.Te, które znajdowały się najbliżej nich, próbowały niepewnie podejść jeszcze bliżej, skomląc cicho, jakby chciały odgadnąć, co je trzyma, skoro niczego nie mogą wywąchać ani zobaczyć.Niektóre starały się bezskutecznie wskoczyć na mur i zaatakować od tyłu.Trevize nastawił drżącą dłonią bicz na małą moc.Bicz neuronowy zużywał o wiele mniej energii niż miotacz i jeden ładunek zasilający wystarczał na setki uderzeń, ale Trevize nie pamiętał, tak jak w przypadku miotacza, kiedy ostatnio zmieniał ładunek na nowy.Nie musiał dokładnie celować.Przecież oszczędzanie energii nie było tu tak ważne, jak w przypadku miotacza, mógł przeciągnąć nim po całej sforze.Była to tradycyjna metoda powstrzymywania tłumu, kiedy pojawiały się oznaki świadczące, że może się on stać groźny.Poszedł jednak za wskazówką Bliss.Wycelował w jednego psa i nacisnął spust.Pies przewrócił się na grzbiet, z podkurczonymi łapami i zaczął przenikliwie skowyczeć.Pozostałe psy odsunęły się od niego, kładąc uszy po sobie.Potem odwróciły się i skowycząc jak ten, którego Trevize smagnął biczem, zaczęły uciekać, najpierw powoli, potem coraz prędzej, a wreszcie całym pędem.Ten, który leżał, podniósł się z trudem i zawodząc i kulejąc z bólu, pobiegł za resztą.Skowyt zamarł w oddali.Bliss powiedziała:- Lepiej chodźmy na statek.One tu wrócą.Jeśli nie te, to inne.Trevize miał wrażenie, że jeszcze nigdy nie otwierał tak szybko wejścia do statku.I może nigdy nie będzie się już z tym tak spieszył.38Zapadła noc, zanim Trevize doszedł do w miarę normalnego stanu.Kawałek syntetycznej skóry na otartej dłoni uśmierzył ból fizyczny, ale ból psychiczny nie mijał tak szybko.Nie chodziło tu o samo wystawienie się na niebezpieczeństwo.Zareagował na nie jak każdy przeciętnie odważny człowiek.Chodziło o tę zupełnie niespodziewaną stronę, z której się pojawiło.O to, że czuł się ośmieszony.Ładnie by wyglądał, gdyby ludzie dowiedzieli się, że zgraja warczących psów zapędziła go na drzewo.Nie byłby chyba w gorszej sytuacji, gdyby to nie psy, ale rozzłoszczone kanarki zmusiły go do ucieczki.Przez wiele godzin nasłuchiwał, czy psy nie ponowią ataku, czy nie usłyszy ich wycia i drapania pazurami o kadłub statku.Pelorat, dla odmiany, wydawał się zupełnie spokojny.- Nie miałem, stary, absolutnie żadnych wątpliwości, że Bliss sobie z tym poradzi, ale muszę przyznać, że umiesz doskonale posługiwać się bronią.Trevize wzruszył ramionami.Nie był w nastroju do rozmowy na ten temat.Pelorat trzymał w ręku swoją bibliotekę - płytę kompaktową, na której zostały zapisane wyniki jego kilkudziesięcioletniej pracy nad mitami i legendami.Szybko schronił się z nią w swej sypialni, gdzie miał mały czytnik.Wydawał się zupełnie zadowolony z siebie.Trevize zauważył to, ale nie miał ochoty o nic pytać.Będzie miał na to czas, kiedy jego umysł nie będzie tak pochłonięty psami.Kiedy zostali sami, Bliss powiedziała niepewnie, jakby badając, czy Trevize ma ochotę na rozmowę:- Przypuszczam, że cię zaskoczyły.- Całkowicie - odparł ponuro Trevize.- Kto by pomyślał, że na widok psa - będę uciekał, w obawie o życie.- Po dwudziestu tysiącach lat bez ludzi to już nie są psy, jakie znamy.Teraz są tu na pewno głównymi dużymi drapieżnikami.Trevize skinął głową.- Zrozumiałem to, kiedy siedziałem na drzewie w charakterze głównej potencjalnej ofiary.Miałaś rację, mówiąc o braku równowagi ekologicznej.- Owszem, z ludzkiego punktu widzenia, ale biorąc pod uwagę to, jak świetnie te psy wydają się dbać o swoje sprawy, zastanawiam się, czy przypadkiem to Pel nie miał racji, wysuwając przypuszczenie, że przyroda sama potrafi zadbać o równowagę i że ta względnie niewielka liczba gatunków, które zostały sprowadzone na jakiś świat może dać początek odmianom, które zapełnią nisze ekologiczne.- To dziwne - rzekł Trevize.- Mnie to też przyszło do głowy.- O ile, oczywiście, brak równowagi nie jest tak duży, że proces dochodzenia do niej musiałby trwać zbyt długo.W takiej sytuacji, zanim zapanowałaby równowaga, na planecie mogłyby powstać warunki uniemożliwiające istnienie życia.Trevize mruknął coś niezrozumiałego w odpowiedzi.Bliss spojrzała na niego z zastanowieniem.- Co cię skłoniło, żeby zabrać ze sobą broń? spytała.- Na niewiele mi się ona przydała - odparł Trevize.- To twoja umiejętność.- Niezupełnie - przerwała mu Bliss.- Potrzebna była twoja broń
[ Pobierz całość w formacie PDF ]