Podobne
- Strona startowa
- Sandemo Margit Saga o Czarnoksiazniku Tom 6
- Sandemo Margit Saga o Czarnoksiazniku Tom 7
- Sandemo Margit Saga o Czarnoksiezniku Tom 3
- Sandemo Margit Saga o Czarnoksiazniku Tom 5
- Sandemo Margit Saga o Czarnoksiazniku Tom 1
- Gwiezdne Wojny Uczeń Jedi Narodziny Mocy Dave Wolverton
- Margit Sandemo Saga o czarnoksiezniku t. 3
- Brown Dan Anioly i demony (2)
- Harrison Harry Stover Leon Stonehenge (2)
- Dziennikow tom odnaleziony Zeromski
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- nea111.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Spoglądając na roziskrzone pochodniami wielobarwne szyby okien sali biesiadnej, wsłuchując się w gromkie okrzyki i rycerskie śpiewy, dziwiłem się wesołości wojowników w większości idących jutro na rzeź.Nie mogłem wszakże nie podziwiać tak niezwykłej odwagi, nawet jeśli ich zamroczone winem umysły nie do końca mogły rozeznać, z jakim przeciwnikiem przyjdzie im się zmierzyć następnego dnia.„Chrystusowi rycerze! – śpiewało coś w mojej duszy.– Na nic wasza śmiałość, na nic tęgie ramię, na nic mocne kolczugi! Diabelskie karły w szarych i brunatnych kapotach, szpetne i krzywonogie, zetrą was na proch i zmiażdżą kopytami drobnych, śmiesznych koników! Albowiem dano im moc szarańczy ziemskiej, moc tysiąca skorpionów, aby mogły uciskać i gubić rodzaj ludzki.Nie powstrzyma ich fetysz krzyża, na którym skonał Nazarejczyk, nie osłabią łzy dziewicy Marii.Już po was, waleczni! Tylko mroczne czary mogą ich pokonać i odesłać z powrotem w czeluście Tartaru.Wam jednak nie przyjdzie nawet do głowy, ile może zdziałać kaprys mściwego chłopaczka, którego zwą Witelonem.Zginiecie, mężni krzyżowcy!”Stałem pod zamkowym murem, wpatrzony w mieniące się różnymi kolorami szybki sali biesiadnej, oblepiony napływającym ze wszystkich stron ciepłym, dusznym oparem nadciągającej od wschodu wiosennej burzy, która szła ku Legnicy nabrzmiała bólem i przerażeniem tysięcy ludzi.Obcy głos, mówiący do mnie jak gdyby wprost do serca, wywołał niemiły dreszcz.Pragnąłem go uciszyć, bałem się go więcej niż hord Tatarów, chociaż zarazem wydawał mi się dziwnie znajomy.Dlatego podobnie jak wtedy, gdy mistrz Orkan nasycił mnie czarodziejskim napojem w smoczej jamie, wysłałem mego ducha hen, w dal.Próbowałem zobaczyć starą księżnę Jadwigę, jak przechadza się w Krośnie po rajskim wirydarzu, urządzonym ongiś przez jej zmarłego małżonka, obecnie zaniedbanym.Czy wspomina, obojętna ziemskim rozkoszom, trącająca bosą stopą uschłe zeszłoroczne liście, swego szlachetnego męża, czy odczuwa wyrzuty sumienia, że go zostawiła w chorobie, że dopuściła, by samotnie umierał, i nawet po wyklętym nie zapłakała? Było to z jej punktu widzenia słuszne, lecz nieludzkie.Wiele osób, nawet z najbliższego otoczenia, nie rozumiało takiej nieczułości, wręcz potępiało postępowanie księżnej.Czy tego właśnie pragnie Pan od swoich najwierniejszych sług? Wyrzeczenia się człowieczeństwa? Ciężkie nakładasz jarzmo, Panie, skoro każesz swoim gorliwym wyznawcom stać się obcymi wśród swoich.Niezbadane są Twoje ścieżki.Niezbadane i splątane jak alejki tego dziwnego mężowskiego ogrodu.Stara księżna szybko zdusiła w sobie wszelkie wątpliwości, wiedząc, że podsuwa je zły duch.Trzeba trzymać się nauk Pisma.A co innego jest, od złego jest.Nie mogła jednak uwierzyć, aby tęsknota za umiłowanym synem Henrykiem mogła pochodzić od diabła.Prawda, zgrzeszyła wyrzucając ze swego serca starszego, który zaledwie dożył pierwszej młodości, Konrada.Był jasnowłosy i kędzierzawy jak wielu jego przodków i kuzynów.I podobnie jak wielu z nich miał niesforny charakter.Uciekał często z domu, włóczył się po lasach z wszetecznymi wieszczkami, po Odrze pływał nago ustrojoną w zieleń łodzią z dziewkami bezwstydnymi.Nic sobie nie robił z troskliwych napomnień matki i poważnych ojcowskich kazań.Biedny Radek.Widać poganin z ducha, bo wreszcie spuścił nań swą karzącą prawicę Bóg.Nie, nie, o tym zdarzeniu w tarnowskiej puszczy matka nie chce pamiętać.Nazbyt przypominało jej starą balladę, śpiewaną na bawarskim dworze, znaną również tutaj, na Śląsku, o dwóch nienawidzących się braciach, którzy wyruszyli razem na łowy.Wspomniała co innego.Już na zamku ojcowskim w Andechs tłumaczono młodziutkiej Jadwisi, że mężczyźni z rodu Piastów dzielą się zasadniczo na dwa typy: północny o płowych puklach, nieco chłodny, niezależny i trudny w pożyciu oraz wschodni, scytyjski, z wystającymi kośćmi policzkowymi i czarnobrody, pewnie po licznych matkach Rusinkach gorący i porywczy.Jej mąż należał do tego drugiego typu, podobnie jak młodszy syn, prawdziwa pociecha i opoka, na której budowała w twardym trudzie i znoju Bożą świątynię, pragnąc, aby świętość władającej dynastii przelała się w umysły i serca tego dziwacznego, na swój sposób wspaniałego i nieznośnego zarazem narodu, z którym przyszło jej żyć.Cała nadzieja to synaczek kochany, mądry książę ochrzczony ojcowskim imieniem.Obecnie prawy dziedzic ziem polskich i korony Chrobrego.Co czyni teraz, gdy czeka go bitwa tak straszna z mocami ciemności, poczwarami Szatana?Na skrzydłach matczynej miłości i tęsknoty pomknąłem w duchu z powrotem ku Legnicy.Tym bardziej mnie poruszyły, że w dzieciństwie podobnych uczuć nie zaznałem, pozbawiony matki okrutnym wyrokiem losu.W jednej chwili znalazłem się niewidzialny w sali biesiadnej pośród ucztujących rycerzy.Niektórych mogłem rozpoznać, widywałem ich przecież przejeżdżających ulicami miasta.Oto brat poległego pod Chmielnikiem krakowskiego wojewody, Sulisław z rodu Łabędziów, topi swój żal w kielichu.Oto młody, dwudziestoletni, rumiany i krągły jak świeżo upieczony kołacz książę opolski Mieszko, syn bohatera węgierskiej krucjaty Kazimierza i Wioli Bułgarki.Mieszka także obwołano dopiero co bohaterem, zniósł bowiem w śmiałym podjeździe mały oddziałek wrogów pławiących konie w Odrze.Tłumy wiwatowały na jego cześć i obsypały wiosennym kwieciem, a śląski książę uściskał na oczach wszystkich i nazwał swoim dzielnym kuzynkiem.Przyobiecał także zwrócić ojcowiznę.Nic dziwnego, że tłusty młokos pęcznieje z dumy.Tyle wspaniałych sukcesów za jednym zamachem! Martwi go tylko, że nie przywiódł ze sobą skośnookich jeńców, wszyscy wiedzą jednak, iż barbarzyńcy w chwili ostatecznego zagrożenia zwykli sami kończyć ze sobą, nie mogą bowiem liczyć na wykup ze strony groźnego chana ani na przebaczenie, gdyby zdołali ujść żywi z hańbiącej niewoli.Właśnie dlatego nikt jeszcze nigdy nie pochwycił ani jednego tatarskiego jeńca.Mieszko nie słucha zbyt uważnie nachylającego się ku niemu niewiele odeń starszego księcia morawskiego Bolesława Dypoldowica, brata ciotecznego Henryka, zawsze wesołego wygnańca, którego dla śmiesznej sepleniącej mowy przezwano Szepiołką
[ Pobierz całość w formacie PDF ]