Podobne
- Strona startowa
- Gloria Victis Orzeszkowa
- ImportantConcepts01
- Chmielewska Joanna Studnie Przodkow 1
- Wampir Reymont
- Heath Lorraine Najwspanialsi kochankowie Londynu 01 Odzyskana miłoÂść
- Darwin Karol O powstawaniu gatunków drogą doboru naturalnego (1)
- Makuszynski Kornel Przyjaciel wesolego diabla
- Ruiz Zafón Carlos Cień Wiatru
- Cornwell Bernard Trylogia Arturiańska Tom 1 Zimowy Monarcha (2)
- Scott Justin Blekitne Bractwo (2)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- letscook2011.keep.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie, to być nie może, abywszystko skończyło się już na zawsze.Wprawdzie jeden dzień tylko spędzili razem, ale wdzieciństwie i pierwszych latach młodości często bywali razem i on zawsze okazywał dla niejwielką sympatię.Ileż razy powtórzył teraz: Pysznie we wszystkim zgadzamy się z sobą! Iistotnie, mieli oni jednostajne gusty i jednostajne o wszystkim zdania.W dodatku zaś sym-patia! Ją do niego, a jego do niej zawsze od dzieciństwa coś pociągało, a teraz, gdy po wielulatach zobaczyli się dojrzałymi już ludzmi, więcej niż kiedykolwiek, mocno, o, jak mocnopociągnęło.O sobie wie ona dobrze, że poszłaby za nim przez góry i lasy, do piekła choćby,ale że i on również względem niej czuł to samo, była tego pewną.Więc dlaczegóż, dlacze-góż?.60Spostrzega, że znowu głowę jej napełniły myśli, których tyle razy sobie wzbraniała, aletym razem nie walczy już z nimi, owszem, dobrowolnie, świadomie pogrąża się w nich cała zgłową i sercem, miękko im się poddaje jak niewymownie słodkiej pieszczocie. Jedyne tomoje szczęście! myśli i z rozkoszą wpatruje się w obraz, który wyobraznia stawia przednią z wielką wyrazistością kształtów i rysów.Rysy te podobają się jej bardzo, najbardziejdlatego, że przegląda przez nie szczery, czysty, odważny charakter.W siwe, ogniste oczy,osadzone pod czołem szerokim i ogorzałym wpatruje się tak długo, że aż w ich głębi spo-strzega wielką dla siebie czułość.Potem wzrok jej z siwych oczu spuścił się ku rumianymustom, ciemnopłowym wąsem ocienionym i tak długo na nich spoczywał, aż na swoichustach uczuła całe płomię i cały miód ich pocałunku.Wtedy już oczy dłonią zakryła, bo stałosię z nią coś takiego, jakby miała zemdleć, lecz nie z osłabienia, tylko przeciwnie, z gorącegoi zarazem niewymownie miłego upojenia, które rozlało się po jej żyłach i uderzyło do głowyzupełnie tak, jak wtedy, w ciemnawym pokoiku, po walcu przetańczonym pod takt obertasa.Zerwała się z ziemi dziwnie zmieniona.Rumieńce pokryły żółtawość czoła jej i policz-ków, oczy spod nieco zaczerwienionych powiek jaśniały błękitem turkusów, blade usta roz-wierał uśmiech.Wyprostowała się też i gdy w stojącej już postawie kilka jeszcze szpilek dostanika panienki bez głowy wpinała, ruchy jej były zgrabne i gibkie. Nie myślała to takprzejść i skończyć się nie może.Daremnie tylko martwię się i desperuję.%7łe nie napisał do-tąd? cóż ważnego! Zlusarze do pisania nie muszą być skorzy.Pracuje zapewne bardzo, bar-dzo, aby byt swój w fabryce ustalić, a spracowaną i stwardniałą ręką za pióro chwytać niełatwo.Z dnia na dzień odkłada, ale kiedykolwiek przecież zbierze się na czas i ochotę i napisze. Wśród tych myśli, cicho, nieśmiało przewinęła się jeszcze jedna: Może samprzyjedzie! I śmielej trochę snuła się dalej: No, nie tak prędko zapewne, nie jutro lub poju-trze, ale kiedykolwiek.może w zimie.może znowu na wigilię. Na koniec rozwinęła sięjuż zuchwale: Prędzej czy pózniej, przyjedzie niezawodnie.Przyrzekać cokolwiek, na pew-no zamierzać jeszcze on nie może.Pałacu kosztownego żadnego nie ma zbudowanego, a niedo takich należy, którzy przyrzekają i zamierzają na wiatr.Przy pożegnaniu mówił przecież: Bądz jak dotąd dzielną i cierpliwą! Złe przeminie, dobre nadejdzie. I pewno nadejdzie.Rozumniejszy i odważniejszy on jest ode mnie.Ja choć niby staram się nie być cielęciem, comoment w smutki i desperacje wpadam.A jednak z doświadczenia wiedzieć powinnam, żepieczone gołąbki nie lecą do gąbki.Na wszystko cierpliwie czekać trzeba.E! wszystko jesz-cze będzie może dobrze!.%7ływo, prawie z podskokiem zbliżyła się do stołu i usiadłszy, drugą falbankę obrębiać za-częła.Naturę miała sprężystą, która do samej, zda się, ziemi ugięta zawsze odginać się i wy-prostowywać usiłowała; młodą była i młodość jej odzyskała w tej chwili najwyższe swojeprawo i dobro nadzieję.Z błękitnymi wciąż jak turkusy oczami i uśmiechem wijącym się poustach obracała kółko maszyny, którego turkot wydawał się jej wesołym.Jakże wiele bo-wiem, jakże wiele kółku temu zawdzięczała! Byt swój i matki, możność hardego noszenianiezależnej od nikogo głowy i jego szacunek.Szacunek tego pracowitego, niezależnegochłopca, który by przecież próżniaczki i żebraczki pokochać nie mógł!. Kręć się więc, ko-chane kółko, kręć się raznie i żywo, a ja przez całe życie, od rana do wieczora, obracać cięgotowam, bylebym tylko w turkocie twoim słyszała śpiew nadziei: Ktoś mię kocha, ktoś omnie myśli! Złe przeminie, dobre nadejdzie!W turkot maszyny wmieszał się trochę piskliwy, trochę ordynaryjny, ale bardzo żywy iszczebiotliwy głos, który w drzwiach pokoju przemówił: Dzień dobry pannie Jadwidze! Jak się panna Jadwiga ma? Wybierałam się do pani, wy-bierałam się jak czajka za morze i może bym jeszcze nie wybrała się, bo i ślubną suknię nałeb na szyję kończę, i pan Bolesław wiecznie mię za spódnicę trzyma, ale takie mam dla paninowiny, takie nowiny, że już koniecznie muszę je pani opowiedzieć.61Przysadzistsza jeszcze niż wprzódy, bo przez upłynione miesiące nieco utyła, ale też wię-cej niż kiedy fertyczna i wystrojona, Paulina, z szelestem jasnej, wykrochmalonej sukni i fi-luternym, tajemniczym śmieszkiem, obok Jadwigi, która uprzejmie ją powitała, usiadła. Pani sama? a gdzież panny do szycia? Toż ich pani tyle ciągle potrzebowała! Aha! terazniepotrzebne! W tej porze zawsze nikt roboty nie ma.Otóż to, psie życie szwaczek, niechjego diabli wezmą! Wolę ja za mąż iść, przynajmniej o te wrony i ich głupie suknie dbać niebędę! Sobie samej szyć, to i owszem.Caluteńką wyprawę już sobie uszyłam, a żeby pannaJadwiga wiedziała, jaka moja kaszmirowa suknia śliczna.z dżetami. Ale pani ma dla mnie jakieś nowiny przerwała Jadwiga. Ajej! cały worek nowin, taki duży, że ledwie go idąc tu udzwignęłam. A czy dobre? Są dobre i są złe.Nawet przyznam się pani, że nie wiedziałam sama, czy wszystko panipowiedzieć, czy nie wszystko.Ale pan Bolesław radził, żeby powiedzieć wszystko. Powiemtobie mówi że panna Jadwiga powinna o wszystkim wiedzieć; ale co się tyczy starej, topowiem tobie, że bądz ostrożna.Jadwiga, która dla rozmawiania z gościem maszynę porzuciła i zaczęła w ręku materię ja-kąś zszywać, ręce z robotą na kolana opuściła. Pewno cokolwiek o moich braciach!.A! prawda! Wszakże to pan Bolesław po papieryswoje tam jezdził.Czy już powrócił? Zawczoraj powrócił.Papiery przywiózł i teraz poszedł do kościoła na zapowiedzi dawać.Jutro pierwsza nasza zapowiedz wyjdzie.Ach, jak to śmiesznie będzie z ambony spadać!.Chusteczkę do ust podniosła i tak długo chichotała, że Jadwiga, szyjąc znowu, ozwała się: Jakież to nowiny? Może pan Bolesław widział którego z moich braci?Paulina ciągle chichotała. Co to panna Jadwiga ciągle pyta się tylko o braciach i o braciach.Są przecież na świeciebracia r o d z o n e i n i e r o d z o n e.Ja mam nowiny o rodzonych i o nierodzonych
[ Pobierz całość w formacie PDF ]