Podobne
- Strona startowa
- Reymont Chlopi IV
- Reymont Chlopi III (2)
- Chłopi tom 1 W.S.Reymont
- Reymont Chlopi III
- Chłopi tom 2 W.S.Reymont
- Reymont Chlopi IV (2)
- Chłopi tom 3 W.S.Reymont
- McCammon Robert R Godzina wilka (2)
- brzozowski stanisław legenda młodej polski
- Czerwone i czarne t.1 Stendhal
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- oknaszczecin.pev.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zrzuciłyokrywki, prezentując z pewną bezwiedną dumą swoje śmieszne stroje, pełne świecideł; jednaz nich, wyższa, była dość głęboko dekoltowana.Drgnął naraz, dojrzawszy na jej plecach czerwoną pręgę jakby od bata. Skąd jesteście? zapytał przypatrując się nieznacznie. Mr jest sam dziedzic? Prawda? Znam, znam! odpowiadał myśląc o tej dziwnej prędze. Pan zna Kutno? Rózia! Mr zna nasze miasto! wykrzyknęła zdumiona. Cicho, Salcia, bo może mr jest sam dziedzic? uspokajała ją przezornie. Mr jest sam dziedzic! Prawda?Skinął potakująco nie rozumiejąc pytania, nie mogąc oderwać oczów od tej czerwonej prę-gi, przeniesiony rozbłysłym nagle przypomnieniem tam, w szaleńcze koło biczowników, aone, rozradowane, wzruszone do głębi, ośmielone już, zaczęły opowiadać na przemian o tymmieście rodzinnym, wyrywały sobie z ust przeróżne szczegóły, rozbudzały wspomnienia,stając w olśnieniu szczęśliwości wobec jakichś dni nagle wyłonionych z pamięci, wobec latprzepadłych w kurzu poniewierki, a zmartwychwstających teraz radością samą i szczęściem.Przestały jeść, wrzeszczały coraz głośniej, śmiały się jak dzieci, upijając się wspomnieniami iwódką, której już sobie nie żałowały, zrywały się z miejsc i zmęczone, rozgorzałe, nabrzmiałełzami, zapominając o nim, o sobie, o całym świecie, oszalałe zgoła, przycichły naraz, wybu-chając długim, żałosnym płaczem, ale i wtedy nie przestając snuć wspomnień przełzawio-nych.45 Ty, Salcia, pamiętasz dziedzica? Pamiętasz: on miał cztery konie czarne jak smoki, ka-retą jezdził, co się świeciła jak lustro? Pamiętasz? A ty pamiętasz, Róziu, dom pana burmistrza?. Ja bym nie pamiętała! To nie dom, to pałac! Pokaż mi taki pałac w Londynie! Na całymświecie nie ma takiego drugiego! A ty pamiętasz tę górę za miastem, a za nią wieś?Nic z tego nie rozumiał ani słyszał, ale naraz, budząc się z zapatrzenia, dotknął tej pręgipalcem i zapytał cicho: Od czego masz ten znak? To.zadrapałam się, to mój narzeczony dodała spiesznie pod jego rozkazującymwzrokiem, przyginając się z trwogi. Nieprawda.musiałaś być tam syknął nachylając się do niej. Gdzie? Gdzie ja miałam być? wołała, przestraszona jego nieprzytomnymi oczyma. Byłaś.cała ociekasz krwią.cała jesteś w ranach.cała w pręgach.pokaż. szeptałurywanie, wyciągając chciwe rozdrgane ręce; a gdy dziewczyna chciała uciekać, pochwycił jąjak w szpony i z błyskawiczną szybkością podarł jej stanik i wyłupał z niego jej nagie, sinaweplecy.Opadły mu naraz ręce bezwładnie i zatoczył się na ścianę.Dziewczyny zaś, zaskoczone błyskawicznością tego, co się stało, wpadły w osłupienie, nieśmiejąc się ruszyć ni podnieść głosu, patrzyły zamarłym wzrokiem, obłąkane prawie ze stra-chu i grozy. Nie bójcie się, nie, ja krzywdy wam nie chciałem zrobić, darujcie, nie szeptał, samprzerażony tym, co się stało, i oddawszy im, co tylko miał pieniędzy, uciekł z szynku.W hotelu już wszyscy spali, światła były pogaszone, dom objęła ciemność i cisza, ledwierozwidnione korytarze ciągnęły się ponurymi tunelami, w których jak przyczajone oczy pan-tery migały się gdzieniegdzie przyćmione światełka.Położył się zaraz, ale nie zasnął, leżał z otwartymi oczyma, daleki od snu, daleki odwszystkiego, jakby na dnie ostatecznego zamętu duszy; a na krawędziach lękliwej i roz-chwianej świadomości czaiły się posępne, złowrogie zjawy nadchodzącego jutra-mary, lękupełne, przepływały mu przez mózg, zatapiając w nim ostre, drapieżne szpony majaczeń bole-snych. Coś się strasznego dzieje ze mną! to jedno teraz czuł tylko i wiedział.Drzwi wchodowe trzasnęły tak silnie, że się wyrwał z odrętwienia, jakby ktoś szedł przezpokój, zatrzeszczała posadzka i meble zadrgały dość głośno. Kto tam? pytał donośnie.Nie było odpowiedzi, kroki przycichły, ale jakieś ręce przebiegły po klawiszach, ciche,przebudzone dzwięki zadrgały na mgnienie; wyskoczył z łóżka i chwycił rewolwer
[ Pobierz całość w formacie PDF ]