Podobne
- Strona startowa
- Makuszynski Kornel Skrzydlaty chlopiec (SCAN dal 1
- Parsons Tony Mezczyzna i chlopiec.BLACK
- Parsons Tony Mezczyzna i chlopiec
- Hornby Nick Byl sobie chlopiec
- Makuszynski Kornel Skrzydlaty chlopiec
- Rok1794 t. 3 Reymont
- Rok1794 t.2 Reymont
- Wampir Reymont
- streszczenie iinny (4)
- Robert Jordan Spustoszone Ziemie
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- adam0012.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Rychtyk najlepsze, wieś naprzeciw i bór pod bokiem, łacniej będzie o drzewo i ciszej na zimę -rozważał i oznaczywszy kamieniami cztery węgły ściepnął kożuch, przeżegnał się i splunąwszy wgarście wziął się do równania ziemi a karczunków.Dzień się już był podniósł złocisty, od wsi leciały porykiwania stad wypędzanych na paszę, skrzypiałyżurawie, ludzie wychodzili do roboty, turkotały po drogach wozy i niesły się przeróżne głosy wraz zleciuśkim wiaterkiem, któren zaswywolił we zbożach, wszystko szło jak co dnia, tylko Szymek, niebacząc na nic, jakby się zapamiętał w pracy, niekiedy jeno prostował grzbiet, odzipiał, przecierał oczyzalane potem i znowu przypinał się do ziemi kieby ta pijawka nienasycona, mamrocząc cięgiem wedleswego zwyczaju do każdej rzeczy, jakby do czegoś żywego.Jął się był właśnie wyważania wielgachnego kamienia i prawił:- Wyleżałeś się, odpocząłeś, to mi teraz możesz chałupę podeprzeć.A wycinając krze tarniny, mówił ze szydliwym prześmiechem:- Nie broń się, głupie! myśli, co mi się oprze! Hale! ostawie cię to, byś portki ozdzierało, co?Zaś do kamionek odwiecznych rzekł:- I was ruszę, ciężko gnieść się na kupie! Bruk z waju wyrychtuję kole obory, jak u Borynów!A niekiedy nabierając oddechu ogarniał swoją ziemię miłującymi oczami a szeptał gorąco:- Mojaś ty! Moja! Nikto mi cię nie wydrze!I współczując tej biedocie zachwaszczonej, płonej, nieurodzajnej i opuszczonej, dodawał pieszczotliwiekieby do dzieciątka:- Poczekaj zdziebko, sieroto, uprawię cię, napasę, wyceckam, że rodzić będziesz jak i drugie.Nie bójsię, dogodzę ci, dogodzę.Słońce się podniesło na pola i zaświeciło mu prosto w oczy.- Panie Boże zapłać! - wyrzekł przymrużając oczy.- Na gorąc znowu idzie i susze - dodał, bo wynosiłosię srodze rozczerwienione.Pokrótce ozwała się i sygnaturka na kościele, a nad lipeckimi kominami podnosiły się z wolna modrawesłupy dymów.- Podjadłbyś se tera, gospodarzu, co? - przyciągnął pasa - jeno ci już matka dwojaków nie przyniesą,nie - westchnął smutnie.I na podleskich rolach zaroiło się od ludzi, stawali, jak i on, do roboty na co dopiero nabytych ziemiach;dojrzał Stacha Płoszkę, orzącego w parę tęgich koni.- Mój Jezu, kiedy to dasz choćby jednego - pomyślał.Wachnik Józef zwoził kamienie na fundamenta chałupy, Kłąb ze synami okopywał rowem swoją ziemię,a Grzela, wójtów brat, przy samym krzyzie nade drogą coś długo rozmierzał tyką.- Miejsce jakby wybrane pod karczmę - zauważył Szymek.Grzela oznaczywszy kołkami wymierzony plac przyszedł z pozdrowieniem.- Ho, ho! robisz, widzę, za dziesięciu! - podziw miał w oczach.- A bo mi to nie potrza? Cóż to mam? Jedne portki a te gołe pazury! - mruknął nie odrywając rąk odroboty.Grzela poradził mu to i owo i wrócił do swojego, a po nim zachodziły i drugie, kto z dobrym słowem,kto na pogwarę, a kto jeno wykurzyć papierosa i zębów naszczerzyć, ale Szymek, odpowiadał corazniecierpliwiej, że już w końcu ostro krzyknął na Pryczka:- Robiłbyś swoje i drugim nie przeszkadzał! Zwiątki se juchy robią !I ostał sam, bo go już omijali.Słońce podnosiło się coraz wyżej, wisiało już nad kościołem, niesło się niepowstrzymanie zalewającświat ślepiącą jasnością i żarem, wiater się był kajś zadział, że już gorąc bez przeszkody ogarniałziemię rozmigotaną przysłoną, w której zboża pławiły się kieby w tym rozbełtanym, cichuśkim wrzątku.- Mnie ta rychło nie spędzisz - rzekł jakby przeciw słońcu i dojrzawszy Nastusię ze śniadaniem wyszedłnaprzeciw, łapczywie zabierając się do dwojaków.Nastusia jakoś markotnie spozierała po polach.- A bo się to co urodzi na takich zdziarach i mokradłach!- Wszystko się urodzi, obaczysz, co i pszenicę miała będziesz na placki.- Czekaj tatka latka, jak kobyłę wilcy zjedzą.- Nie zjedzą, Nastuś! Gront jest, to i łacniej przeczekać, dyć całe sześć morgów nasze - prawiłpojedając z pośpiechem.- Juści, to ziemi pewnie ugryzie! A jak to przezimujemy?- Moja w tym głowa, nie turbuj się! O wszyćkim deliberowałem i wszyćkiemu najdę zaradę! - Odsunąłpuste dwojaki, przeciągnął koście i powiódł ją pokazując i tłumacząc.- W tym miejscu stanie chałupa! - zawołał radośnie.- Stanie! Z błota ją pewnie ulepisz kiej jaskółka!- A z drzewa i gałęzi, i z gliny, i z piasku, i z czego się jeno da, bele tylko w niej przetrzymać z jakiśroczek, póki się nie wspomożemy.- Sielny dwór, widzę, zamyślasz! - warknęła niechętnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]