Podobne
- Strona startowa
- Baka Józef Uwagi o mierci niechybnej i inne wiersze (2)
- Kraszewski Józef Ignacy Cale życie biedna
- Flawiusz Jozef Dawne dzieje Izraela
- Kraszewski Józef Ignacy Półdiable weneckie
- Dziekoński Józef Bohdan Sędziwój
- Alistair Maclean Szatanski Wirus (2)
- Oriana Fallaci Kapelusz cały w czereÂśniach
- James Clavell Krol szczurow
- Card Orson Scott Dzieci Umyslu (2)
- Trylogia arturiańska 03 Bernard Cornwell Excalibur
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ayno.opx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pienię-dzy często brak na drogę lub jedzenie, więc kłopot jeszcze bardziej się zwiększa i komi-wojażerowie często pożyczają u tego lub owego znajomego odpowiednią walizkę lub ko-szyk i wówczas oprócz innych interesów, leżących na ich głowie, powstaje nowy: odebra-nie i odwiezienie pożyczonej na czas pewien walizki.W dodatku, jeśli sobie czytelnik przypomni to, com mówił o trzecim pasie pogranicz-nym, zrozumie, że takie lub inne opakowanie bibuły ma swe znaczenie dla nadania pozo-rów odpowiednich wobec zielonych, stojących na dworcach i stacjach kolejowych.Podtym względem są brane pod uwagę wszystkie właściwości danej walizki lub torebki po-dróżnej i specjalnie jest cenioną cecha, nie często się spotykająca, mianowicie pakow-ność, tj.możność umieszczania wielkiej ilości bibuły przy zewnętrznych pozorach niedu-żej objętości.Jak wielką wagę przywiązują komiwojażerowie do swych walizek i torebek,wnioskować można z pewnego uosabiania tych martwych rzeczy.W języku ich walizki itorebki noszą nazwy blondynek , brunetek , rudych facetek stosownie do koloruskóry, która stanowi zewnętrzną stronę opakowania bibuły.Wobec tego, że te szanowne panie zwykle ulegają zaprzepaszczeniu, czyli posia-niu w zajazdach i składach, toczy się o nie wieczna wojna pomiędzy komiwojażerami itowarzyszami lub towarzyszkami, zarządzającymi powyższymi instytucjami.I oto do in-strukcji, udzielanych sobie wzajemnie przez komiwojażerów, wciskają się nowe szczegóły. A nie zapomnij pan dodaje jeden z nich przed odjazdem drugiego wyciągnąć zN.N.brunetkę, com ją posiał ostatnim razem.Wspaniała facetka: lekka, jak anioł, a pa-kowna, jak studnia! Taka mi jej szkoda, jakby mi rękę kto uciął.Te szelmy z zajazdu go-towi ją nam zaprzepaścić na amen!Albo też do przeładowanej już szczegółami podróży głowy wyjeżdżającego komiwo-jażera dodaje się jeszcze jeden szczegół: Słuchaj! jak będziesz w Zagłębiu, wstąp tam do X.U nich od dawna już leży posianabrunetka.Podła to sztuka i nic nie warta, ale pożyczyłem ją u Z.i ten ananas gwałtowniedomaga się zwrotu.Trzeba być uczciwym w interesach, bo jak przyjdzie bieda, nie znaj-dziemy nigdzie pomocy.Zawiez ją chociażby do kogokolwiek w Warszawie, będzie potemłatwiej zrobić z nią porządek.Opisany wyżej system pośrednictwa jest, zdaniem moim, jedynym systemem, mogą-cym zabezpieczyć prawidłowe i stałe rozpowszechnianie druków nielegalnych w warun-kach politycznych państwa rosyjskiego.Gdzie tych ogniw, łączących wytwórców z kon-sumentami, nie ma, tam nie może być i mowy o stałym dopływie bibuły krwi ożywczejdla organizacji rewolucyjnej pod caratem.KOLPORTERKANajbardziej pierwotnym sposobem rozpowszechniania bibuły jest rozrzucanie niele-galnych wydawnictw.Sposób ten ma niezaprzeczenie swoje dobre strony.Przede wszyst-kim jest nadzwyczaj konspiracyjnym.Znajdujący bibułę gdziekolwiek: na ulicy, podwórku, warsztacie lub fabryce nie znai nie widzi tego, który bibułę rozrzucał, i w razie złapania u niego książki niecenzuralnejma łatwy i naturalny sposób usprawiedliwienia się przed władzą. Znalazłem tam, i tam brzmi lakoniczna, nikogo nie kompromitująca odpowiedz na żandarmskie rozpytywanie obibułę.Następnie rozrzucenie daje się względnie łatwo uskutecznić i nie wymaga wcale ist-nienia szerszej organizacji kolporterskiej, ani też obszernych stosunków wśród ludzi, dlaktórych bibuła jest przeznaczona.Przecie znacznie łatwiejszym i bezpieczniejszym jestrozrzucenie, dajmy na to, stu egzemplarzy jakiegoś wydawnictwa, niż posiadanie stu zna-jomych ludzi, którzy wezmą te egzemplarze z rąk do rąk.Idz i syp na prawo i lewo re-cepta to nietrudna, a wykonanie jej uwarunkowane jest jedynie krótkotrwałym wyładowa-niem pewnej energii u niewielkiej ilości ludzi.Wobec tego rozrzucanie nielegalnych wydawnictw partyjnych spotykamy wszędzieprzy pierwszych krokach, stawianych przez organizację rewolucyjną.Jak mnie zapewnia-no, więcej, niż połowa nakładu Robotnika w początkach jego istnienia, w r.1894 i 1895,była rozsypywana wśród ludności fabrycznej i rzemieślniczej w głównych ogniskachprzemysłowych Polski.To samo było z Górnikiem , wydawanym przez PPS.dla Zagłę-bia Dąbrowskiego.Według relacji, otrzymanych przeze mnie co do Rosji i Ukrainy, i tamdotąd przeważa system rozrzucania wydawnictw odezw i broszur rewolucyjnych wśródludu pracującego.Jeden z towarzyszów, który pracował właśnie w tym pierwszym okresie ruchu w Za-głębiu Dąbrowskim, opowiadał o swych wrażeniach w sposób następujący: yle staliśmy wówczas pod względem organizacyjnym w Zagłębiu.Ludzi w organi-zacji było bardzo mało, socjalizm też był ideą o tyle nową, że wśród robotników, stojącychna dosyć niskim stopniu kulturalnym, trudno było go rozpowszechniać ustnie.Oswajali-śmy masy z dobrą nowiną socjalizmu przez rozrzucanie wydawnictw naszych w wielkiejilości.Prawie co wieczór garstka nasza wychodziła na robotę.W kieszeniach każdy z nasmiał kupkę najpopularniejszych broszur głównie rozpowszechnialiśmy Sprawę Górni-czą , specjalnie dla górników przeznaczoną.Każdy z nas znał wertepy Zagłębia, jak swojąkieszeń.Było to koniecznie potrzebnym, bo wypadało nam trafiać do określonych zawcza-su punktów w nocy, omijając zarówno bardziej zaludnione miejscowości, jak doły i od-krywki kopalniane, w których łatwo kark skręcić.Chodziliśmy dla bezpieczeństwa parami i z góry określaliśmy dla każdej pary miej-scowość, którą obejść należało.Dopiero nad ranem, po nużącej wędrówce po błocie dą-browskim, przychodziło się do domu zmęczonym i wyczerpanym zupełnie.Wkrótce zaczęły krążyć legendy o tajemniczych ludziach, rozrzucających książeczki.Dochodziły do nas wieści o rozmowach, toczonych wśród robotników pod wpływem bi-buły.Nasze broszury spodobały się ludziom.W pamięci zostało u mnie parę scen, świad-czących o takim sympatyzującym stosunku ludności robotniczej do bibuły
[ Pobierz całość w formacie PDF ]