Podobne
- Strona startowa
- Simak Clifford D Dzieci naszych dzieci (SCAN dal (3)
- Heyerdahl Thor Aku Aku (SCAN dal 921)
- Bulyczow Kiryl Ludzie jak ludzie (SCAN dal 756
- Moorcock Michael Zwiastun Bur Sagi o Elryku Tom VIII (SCAN da
- Clarke Arthur C. Baxter Stephen Swiatlo minionych dni (SCAN dal
- McCaffrey Anne Lackey Mercedes Statek ktory poszukiwal (SCAN d
- Norton Andre Lackey Mercedes Elfia Krew (SCAN dal 996)
- Moorcock Michael Perlowa Fort Sagi o Elryku Tom II (SCAN dal
- Moorcock Michael Elryk z Meln Sagi o Elryku Tom I (SCAN dal 8
- Christie Agatha Rendez vous ze smiercia
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- mrowkodzik.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszędzie za nią chodzili, utrzymując dyskretną odległość kilku kroków.Wiedziała, że dzisiaj będzie strzeżona.Poszukała wzrokiem Brandina i najpierw zobaczyła Rhuna.Obaj stali przy płaskiej krawędzi wzgórza, obaj mieli odkryte głowy i nie nosili zbroi, choć u pasów mieli identyczne miecze.Brandin postanowił się ubrać w proste brązy zwykłego żołnierza.Dianora nie dała się zwieść.Podobnie jak inni.Wkrótce potem Brandin postąpił krok ku krawędzi wzgórza i uniósł jedną rękę nad głową tak, żeby zobaczyli go wszyscy żołnierze obu armii.Bez jednego wypowiedzianego słowa, bez żadnego ostrzeżenia, z tej wyciągniętej w ciemny błękit nieba ręki wystrzelił płomień oślepiającego, krwawoszkarłatnego światła.Z dołu dobiegł stojących na wzgórzu potężny ryk.To z imieniem Brandina na ustach mniej liczebna armia Zachodniej Dłoni ruszyła przez dolinę, by zetrzeć się z żołnierzami Alberico w bitwie, która się zapowiadała od bez mała dwudziestu lat.* * *- Jeszcze nie - powiedział spokojnie Alessanjuż co najmniej piąty raz.- Czekaliśmy całe lata i nie wolno nam się teraz pośpieszyć.Devin miał wrażenie, że książę przestrzega bardziej samego siebie niż innych.Prawda była taka, że zanim Alessan nie wyda rozkazu, mogli tylko patrzeć, jak ludzie z Barbadioru, Ygrathu i prowincji Dłoni zabijają się nawzajem pod rozpalonym senziańskim niebem.Sądząc po słońcu, było południe lub nieco później.Panował morderczy upał.Devin spróbował wczuć się w sytuację ludzi walczących poniżej, siekących się nawzajem, ślizgających się we krwi i depczących po tych, którzy padli w kipiącym kotle bitwy.Znajdowali się za wysoko i za daleko, by kogokolwiek rozpoznać, ale nie na tyle daleko, żeby nie widzieć, jak umierają ludzie, i nie słyszeć ich krzyków.Alessan wybrał ten punkt obserwacyjny przed tygodniem, mając pewność co do miejsc, które wybiorą dla siebie dwaj czarnoksiężnicy.Obaj postąpili dokładnie tak, jak przewidział.Z tego pochyłego grzbietu, znajdującego się mniej niż o pół mili na południe od wyższego, szerszego wzniesienia, gdzie stał Brandin, Devin patrzył w dolinę i widział obie armie sczepione ze sobą w bezlitosnym wysyłaniu dusz do Moriany.- Ygratheńczyk dobrze wybrał pole bitwy - powiedział Sandre z niemal obiektywnym podziwem wcześniej tego ranka, kiedy dał się słyszeć kwik koni i krzyki ludzi.- Równina jest na tyle szeroka, że jego ludzie mogą wykonywać manewry, ale nie na tyle, żeby Barbadiorczycy mogli go oskrzydlić, nie narażając się na poważne kłopoty na wzgórzach.Musieliby na nie wejść, przejść po odsłoniętych zboczach i z powrotem zejść w dolinę.- Przyjrzyjcie się, a zobaczycie, że Brandin ustawił większość swoich łuczników na prawej flance, na południu, właśnie na wypadek czegoś takiego - dodał Ducas di Tregea.- Gdyby Barbadiorczycy chcieli ich obejść, łucznicy mogliby ich wystrzelać wśród tych oliwek na stokach jak jelenie.Jeden oddział Barbadiorczyków próbował przed godziną takiego manewru.Zostali zdziesiątkowani i wycofali się pod deszczem strzał łuczników Zachodniej Dłoni.Devin poczuł nagłą falę podniecenia, które jednak szybko przerodziło się w niepewność.Owszem, Barbadiorczycy oznaczają tyranię i wszystko, co ona ze sobą niesie, ale jak można się cieszyć z sukcesu Brandina z Ygrathu?Czy powinien zatem pragnąć śmierci mieszkańców Dłoni z ręki najemników Alberico? Devin nie wiedział, co ma myśleć i czuć.Miał wrażenie, że wszystko to rozdziera mu duszę wystawioną na palące senziańskie słońce.Catriana stała tuż przed nim, obok księcia.Od czasu, kiedy Erlein przyniósł ją z ogrodu, Devin nie widział ich chyba oddzielnie.Następnego poranka spędził trudną godzinę, starając się przyzwyczaić do owego blasku, który najwyraźniej ich poraził.Alessan wyglądał tak, jak kiedy grał, jakby odnalazł dom.Kiedy Devin zerkał na Alais, widział, że patrzy na niego z dziwnym, bardzo tajemniczym uśmiechem, co jeszcze bardziej mąciło mu w głowie.Miał poczucie, że nie nadąża nawet za samym sobą, a co dopiero mówić o zmianach zachodzących wokół niego.Wiedział także, że w związku z nadchodzącymi wydarzeniami nie będzie miał ani chwili na takie sprawy.W ciągu następnych dwóch dni z północy i z południa przybyły wrogie armie, przynosząc ze sobą przejmujące poczucie przeznaczenia ciążącego nad nimi wszystkimi, jakby ważyło się na jakiejś boskiej wadze zawieszonej w letnim powietrzu.Stojąc tak na wzniesieniu górującym nad bitwą, Devin obejrzał się i zobaczył, jak Alais podaje wodę Rinaldo, siedzącemu w półcieniu pod powykręcaną oliwką, czepiającą się stromego zbocza.Uzdrowiciel uparł się, żeby przyjść tu z nimi, zamiast ukrywać się “U Solinghiego” w mieście.- Jeśli czyjeś życie ma być w niebezpieczeństwie, to moje miejsce jest właśnie tam - powiedział tylko tyle i wraz z wszystkimi innymi przyszedł przed świtem na wzniesienie, podpierając się swoją laską z głową orła.Devin spojrzał za nich, tam gdzie stał Rovigo z Baerdem.Wiedział, że powinien być z nimi.Miał takie samo zadanie jak oni: bronić wzniesienia, gdyby któryś z czarnoksiężników lub nawet obaj wysłali przeciwko nim żołnierzy.Mieli sześćdziesięciu ludzi: bandę Ducasa, dzielną garstkę marynarzy Rovigo oraz starannie dobranych ludzi, którzy udali się samotnie na północ do Senzio po odebraniu wiadomości rozsianych po różnych prowincjach.Sześćdziesięciu ludzi.Będą musieli wystarczyć.- Sandre! Ducasie! - powiedział ostro Alessan, wyrywając Devina z rozmyślań.- Popatrzcie teraz i powiedzcie, co o tym sądzicie.- Właśnie miałem to zrobić - odparł Sandre z nutą podniecenia w głosie.- Jest tak, jak się domyślaliśmy: dzięki obecności Brandina na wzgórzu jego wojsko nie jest słabsze.Jego moc znacznie przewyższa moc Alberico.Nawet bardziej, niż sądziłem.Jeśli zapytałbyś mnie teraz o zdanie, powiedziałbym, że nie minie godzina, a Ygratheńczyk przebije się przez środek.- Zrobi to wcześniej - odezwał się swym głębokim głosem Ducas.- Kiedy zaczyna się coś takiego, sprawy toczą się bardzo szybko.Devin postąpił do przodu, żeby lepiej widzieć.Środek doliny jak przedtem był wypełnimy ludźmi i końmi, żywymi i wielu już martwymi.Ale kiedy Devin przyjrzał się sztandarom, to nawet jego niedoświadczone oko spostrzegło, że ludzie Brandina prą do przodu, mimo że Barbadiorczycy nadal mają znaczną przewagę liczebną.- Jak to? - mruknął.- Osłabia ich swoimi czarami - odezwał się głos z prawej strony.Devin spojrzał na Erleina.- W taki sam sposób, jak przed laty pokonał nas.Czuję, jak Alberico próbuje ich bronić, ale Sandre ma chyba rację: Barbadiorczyk słabnie z każdą chwilą.Z miejsca, skąd przyglądali się bitwie, nadeszli szybkim krokiem Baerd i Rovigo.- Alessanie? - powiedział Baerd.Padło tylko to imię.Książę spojrzał na niego.- Wiem - odezwał się.- Myśleliśmy o tym samym.Chyba nadszedł czas.Chyba już czas.- Patrzył Baerdowi w oczy jeszcze przez chwilę; żaden z nich się nie odezwał.Potem Alessan przeniósł wzrok ze swego najdroższego przyjaciela na trzech czarodziejów.- Erleinie - rzekł cicho.- Wiesz, co trzeba zrobić.- Wiem - odparł Senzianin.Zawahał się.- Módlcie się o błogosławieństwo Triady dla nas trzech.Dla nas wszystkich.- Cokolwiek macie zrobić, lepiej zróbcie to szybko - powiedział bez ogródek Devin
[ Pobierz całość w formacie PDF ]