Podobne
- Strona startowa
- Simak Clifford D Dzieci naszych dzieci (SCAN dal (3)
- Heyerdahl Thor Aku Aku (SCAN dal 921)
- Bulyczow Kiryl Ludzie jak ludzie (SCAN dal 756
- Moorcock Michael Zwiastun Bur Sagi o Elryku Tom VIII (SCAN da
- Clarke Arthur C. Baxter Stephen Swiatlo minionych dni (SCAN dal
- McCaffrey Anne Lackey Mercedes Statek ktory poszukiwal (SCAN d
- Norton Andre Lackey Mercedes Elfia Krew (SCAN dal 996)
- Moorcock Michael Perlowa Fort Sagi o Elryku Tom II (SCAN dal
- Moorcock Michael Elryk z Meln Sagi o Elryku Tom I (SCAN dal 8
- 3.Glen Cook Biala Roza
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- mrowkodzik.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Agresja telepatyczna, mam zakłócenia aury.- Atakuje tylko istoty rozumne, Klyx tego nie odbiera.Umysł Daniela cały czas porządkował odbierane wizje próbował nadać im zrozumiałą postać, znaleźć sens.Pojedyncze dźwięki, zjawy i odczucia łączyły się w większą całość, uruchamiały uśpione, atawistyczne instynkty, pobudzały wyobraźnię.Daniel ujrzał mrowie istot o różnych kształtach, czasem pożerających się nawzajem, czasem łączących, przenikających.Pojawiła się myśl o samotności i oddzieleniu o straszliwych eksplozjach cierpienia towarzyszącego starciu różnych ras, o bezwzględnym wykorzystywani kultur niższych przez rasy dominujące.Wizja na moment zniknęła, zakryta jaskrawą mgłą Potem Daniel ujrzał błysk przemykający do każdej istoty Blask otaczał stworzenia, pochłaniał, przetapiał na wrzące kule ognia.W pewnym momencie między świetlnymi punktami przeskakiwała iskra.Na ten znak kule ognia zaczynały pędzić ku sobie, kreśląc przy tym skomplikowane figury.Łączyły się, by na koniec stopić w bryłę wrzącej lawy.Z niej zaczął wyrastać nowy kształt, złożony, wielki, ogarniający całą przestrzeń.- To informacja - głos Klyxa zerwał wizję Daniela.- Otrzymujecie informację.Prawdopodobnie ci ludzie są nadajnikami.- Co.co to było? - spytał zdezorientowany Rendell.- Dość czytelne - włączył się Korolian.- Pojedyncze istoty doznają czegoś, co sprawia, że stają się takie same, podporządkowane jednemu celowi.Łączą się i w ten sposób powstaje twór wyższego rzędu.- Mam analogię! - krzyknął Hoffman.- Prymitywne, ziemskie organizmy, śluzowce.Pojedyncze, amebowate osobniki żyją samodzielnie.Jednak czasem któryś wysyła impuls chemiczny.Znajdujące się blisko ameby pełzną ku niemu, łączą w jedną całość, a potem zaczynają specjalizować.Z indywidualnych osobników powstaje twór wyższego rzędu, nie wiadomo, jedno stworzenie czy kolonia.Dość, że porusza się ono jako samoistny twór.Wytwarza owocnię i rozmnaża się.- Czyżby to model życia korgardów? - spytał Forbi.- W mojej wizji widziałem różne istoty - powiedział Daniel.Potwierdzili to pozostali.- A może to ich schemat postępowania z napotkanymi rasami? Przekształcają je i przyłączają do swojego super-organizmu.Coś w rodzaju społecznej symbiozy wielu gatunków.- O, Boże - jęknął Hoffman.- To niezwykłe! To nie musi być agresja, to po prostu wyższa faza rozwoju.Ewolucja istot rozumnych tak, by stały się podobne sobie, równe, współdziałające.- Nie chrzań, Ivan - przerwał mu Puchatek.- A ci w klatkach, to co? Superludzie?- Przecież.to nie o to chodzi.Nawiązaliśmy kontakt z niezwykłą rasą, co ja mówię, z metarasą, symbiontem wielu gatunków wspólnie penetrujących kosmos.Możemy przyłączyć się do tej wspólnoty, to, co ujrzeliśmy to chyba propozycja.Po tylu latach wojny.- Albo zwykły bluff - powiedział Daniel.- Albo kurewskie oszustwo, po to, byśmy zgodzili się zostać ich królikami doświadczalnymi.- A co z nimi? - Puchatek ponownie wskazał tłum i pełne więźniów klatki.- Może tak naprawdę nam się tylko wydaje, że cierpią.Może oni już wkraczają do świata korgardów? - szukał wyjaśnień Hoffman.- Pieprzę lepszy świat korgardów, jeśli po drodze trzeba ucinać nogi i wyłupywać oczy - powiedział spokojnie Puchatek.- Pieprzę.- Prawdopodobnie - kontynuował Korolian - na tych jeńcach korgardzi eksperymentują.Badają reakacje biologiczne, psychologiczne, społeczne.Być może, nasze “sto cech” ma znaczenie dla tych badań, na przykład wpływa na właściwe przekształcanie człowieka.- To ja też to pieprzę - Forbi poparł Puchatka.- I życzę sobie, żeby mnie ktoś przekształcał, szczególnie taki sposób.I zwłaszcza dla mojego dobra.Wskazał na jednego ze stojących blisko więźniów.Młody chłopak miał wycięte wargi i wyrwany język, jego obie nogi zastąpiono sztywnymi, pałąkowatymi kończyna: o czterech stawach.- Ważna wiadomość - do rozmowy włączył się Klyx.Spokojnie, bez cienia emocji poinformował: - Odnalazłem człowieka, który w rejestrze zaginionych figuruje jako Tiwold Ritter.Czerwony punkt wskaźnika przeniknął po wyświetlaczach hełmu Daniela i zatrzymał się obok twarzy jedne z więźniów.Daniel przybliżył obraz.Jakby stanął tuż obok tego mężczyzny.Łysa głowa, zapadnięte policzki, wielkie oczy.Obrzmiałe usta wypełnione czarnymi zębami.Nagie, wychudzone ciało.Przez pergaminową skórę widać każdą kość.Z chudych palców dłoni zeszły paznokcie.Ale to był on - Tiwold Ritter.Bohater.Żywy trup.Samobójca.Człowiek.- Gdzie są korgardzi? - spytał Daniel.- Żadnych danych.Równie dobrze mogą siedzieć w tych pojazdach, albo być tymi właśnie pojazdami.Może obserwują nas z zewnątrz.Muszą przecież gdzieś rób operacje medyczne, produkować żywność i energię.Nie wiemy, czy jesteśmy w statku kosmicznym, czy na planecie.Albo w czymś, co istnieje tylko we wszechświecie korgardów.- Jak nawiązać z nimi łączność?- Jesteśmy obserwowani.Jeśli zdołali zasugerować nam te obrazy, to może potrafią odbierać nasze myśli.- No dobrze, panowie, czas ruszyć tyłki.Próbujemy przejąć Rittera.Może wyciągniemy go z tego gówna.Pomoże nam dotrzeć do korgardów.Jeśli nic z tego nie wyjdzie, wracamy.- Zgodnie z wcześniejszymi szacunkami siły solarne właśnie powinny wedrzeć się na pokład Bazy Zero - spokojnie poinformował biomat Klax Klyx.- Pilnować szyku! Puchatek, idziesz po Rittera.Kajus Klein przeładował swój skafander, który natychmiast otoczył się własną bańką pola siłowego.Kiedy przekraczał strefę ochronną całego oddziału, przestrzeń w miejscu styku pól siłowych zamigotała.Żołnierze lekko się rozsunęli, wypełniając okrąg.Puchatek powoli kroczył ku gromadzie stojących niemal w bezruchu ludzi.Było cicho.Nie słyszał głosów towarzyszy, nie docierały do niego żadne dźwięki gladiańskiego świata, w mózgu nie powstawały już te dziwne głosy.Zbrylona, szorstka powierzchnia pod stopami wydawała się lekko uginać, migotliwe czerwone światło co chwila wydobywało z mroku inne twarze.Niektórzy więźniowie poruszali ustami, jakby coś żuli, inni rytmicznie nadymali policzki, byli i tacy, którzy cały czas szczękali zębami.Kiedy wszedł pomiędzy więźniów, zobaczył twarze oszpecone i zniekształcone, czoła, na których pojawiły się dodatkowe oczy, gładkie płaszczyzny różowej skóry w miejscu, gdzie powinny być usta, mechaniczne wszczepy, pulsujące ciała pasożytów.Więźniowie rozstępowali się przed nim, jeśli nie zdążyli, byli po prostu odpychani i przewracam przez pole siłowe.Kajus Klein zdawał sobie sprawę, jak słaba to osłona.Niewielki generator skafandra był w stanie wytworzyć warstwę ochronną, która powstrzyma zwykły pocisk, neurowirusy biobroni czy laserowy strzał.Ale każde silniejsze uderzenie kontrpola rozłupie ten ochronny kokon bez żadnych problemów.Więc - Kajus Klein nie miał większych oporów przed wyłączeniem pola, gdy stanął twarzą w twarz z pułkownikiem Ritterem.- Pułkowniku Ritter - powiedział spokojnie - przyszliśmy po pana
[ Pobierz całość w formacie PDF ]