Podobne
- Strona startowa
- Foster Alan Dean Tran ky ky Czas na potop
- Foster Alan Dean Tran ky ky Lodowy Kliper
- Foster Alan Dean Tran ky ky Misja do Moulokinu
- Foster Alan Dean Gwiezdne Wojny Nadchodzšca Burza
- Foster Alan Dean Zaginiona Dinotopia
- Foster Alan Dean Spotkanie na Mimban
- Dean R. Koonz Ziarno Demona (2)
- Higgins Jack Nieublagany wrog
- Koontz Dean R Moonlight Bay T 1 Zabojca strachu
- Feist R.E Mistrz magii
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- prymasek.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wypadła na uliczkę.Było tu mroczno, ale nie tak ciemno jak w pasażu.Lisa wybiegła za nią potykając się, pośliznęła się na mokrym asfalcie, prawie lądu-jąc na ziemi.Jenny złapała siostrę, uratowała przed upadkiem.Wycofywały się, obserwując wyjście z pozbawionego światła, krytego pasażu.Jennyuniosła rewolwer. Czułaś to? Lisa nie mogła złapać tchu. Coś w dachu.Może ptaki albo w najgorszym razie nietoperze.Lisa potrząsnęła głową. Nie, nie.N.nie w dachu.Czaiło się przy ś.ścianie.32Dalej wpatrywały się w wylot pasażu. Widziałam coś w krokwiach powiedziała Jenny. Nie. Dziewczyna z uporem potrząsała głową. A ty gdzie widziałaś? Było przy ścianie.Po lewej.W połowie pasażu.Prawie na to wpadłam. Co to było? Dok.dokładnie nie wiem.Nie widziałam dobrze. Słyszałaś coś? Nie. Lisa nie odrywała wzroku od pasażu. Jakiś zapach? Nie.Ale.ta ciemność była.No, tam w jednym miejscu ciemność była.inna.Czułam, że coś się rusza.coś jakby się ruszało.posuwało. Mnie tak samo wydało się, że coś widzę.tylko że w krokwiach.Czekały.Nic nie wyszło z pasażu.Stopniowo serce Jenny zwolniło, z dzikiego galopu przeszło w szybki kłus.Oddechsię uspokoił.Opuściła rewolwer.Nocna cisza napływała z powrotem jak gęsty olej.Teraz ogarnęły ją wątpliwości.A jeżeli uległy histerii? To wyjaśnienie za grosz jej niezadowalało.Nie, to do niej niepodobne.Ale była na tyle uczciwa wobec siebie, by spoj-rzeć w twarz niemiłej prawdzie.Mogła wpaść w panikę. Po prostu jesteśmy rozdygotane powiedziała. Gdyby coś albo ktoś niebez-pieczny tam siedział, dobrałby się już do nas, nie sądzisz? Może. Hej, wiesz, co to mogło być? Co? spytała Lisa.Podniósł się znów zimny wiatr.Sucho zaszeleścił w uliczce. To mogły być koty stwierdziła Jenny. Kilka kotów.Lubią się pałętać w takichkrytych przejściach. Nie wydaje mi się, żeby to były koty. A może? Kilka kotów między krokwiami.I jeden, dwa na podłodze, przy ścianie,tam gdzie coś zobaczyłaś. To było większe niż kot.Dużo większe. Lisa była zdenerwowana. Dobra, więc może nie koty.Najprawdopodobniej niczego nie było.Jesteśmy pod-minowane.Mamy napięte nerwy. Westchnęła. Zobaczmy, czy tylne wejście cukier-ni jest otwarte.Po to tutaj przyszłyśmy, pamiętasz?Poszły na tyły Cukierni Libermannów, ale wciąż oglądały się za siebie, na wylot pa-sażu.33Drzwi nie były zamknięte na klucz.Padało spod nich ciepłe światło.Jenny i Lisa we-szły do długiego, wąskiego magazynu.Następne drzwi oddzielały magazyn od ogromnej kuchni.Pachniało cynamonem,ciastem, czarnymi orzechami włoskimi i esencją pomarańczową.Jenny głęboko wcią-gnęła powietrze.Apetyczne wonie snujące się od kuchni były tak zwykłe, tak naturalne,tak jednoznacznie i uspokajająco związane z powszednim dniem i powszednimi miej-scami, że czuła, jak opuszcza ją napięcie.Cukiernia była dobrze zaopatrzona: podwójne zlewy, specjalne pomieszczenie-chłodnia, kilka piekarników, kilka ogromnych, emaliowanych na biało gablot, maszynado wygniatania ciasta i bogaty zestaw innych urządzeń.Zrodek zajmowała długa, sze-roka lada, podstawowe miejsce pracy, składające się z dwóch części: błyszczącego bla-tu z nierdzewnej stali i po drugiej stronie grubej, drewnianej stolnicy.Półki krytetakże nierdzewną stalą najbliższe drzwi magazynu były wysoko zastawione garn-kami, blachami do pieczenia, foremkami na babeczki, uchwytami do blach, formami dobab, tortownicami.Wszystko wypucowane do połysku.Cała kuchnia lśniła. Nikogo tu nie ma stwierdziła Lisa. Na to wygląda powiedziała Jenny.Im dalej zapuszczała się w kuchnię, tym bar-dziej podniesiona była na duchu.Jeżeli rodzina Santinich uciekła i jeżeli Jakobowi i Aidzie udało się uratować, tomoże większość mieszkańców miasta nie była martwa.Może.Och, Boże!Za spiętrzonymi naczyniami, na środku stolnicy leżał ogromny placek surowego cia-sta.Na nim drewniany wałek.Dwie ręce zacisnęły się na uchwytach wałka.Dwie odcię-te, ludzkie ręce.Lisa cofnęła się z taką siłą na metalową gablotę, że zawartość zagrzechotała. Co się tu, d o diabła, dzieje? Cóż, do diabła.?Popychana złowrogą fascynacją, a jednocześnie nieprzemożoną chęcią zrozumienia,Jenny podeszła do kontuaru.Wpatrywała się w odrąbane ręce.Patrzyła z obrzydzeniemi niewiarą i ze strachem, tnącym głęboko jak ostrza brzytew.Ręce nie były posinia-czone ani spuchnięte.Zachowały kolor ciała, choć był on sino szary.Krew pierwszakrew, jaką Jenny dziś ujrzała kapała z poszarpanych przegubów.Jej świeże, wilgotneślady, strużki i krople, błyszczały na cienkiej powłoce rozsypanej mąki.Ręce były silne,ściślej rzecz biorąc kiedyś były silne.Mocne palce.Duże kłykcie.Bez wątpienia byłyto męskie ręce.Pokryte siwym, kędzierzawym włosem.Ręce Jakoba Libermanna. Jenny!Jenny podniosła wzrok, zaskoczona.Uniesiona sztywno ręka Lisy wskazywała drugi kraniec kuchni.34Przy długiej ścianie stały trzy piekarniki.Jeden podwójny ogromny, wysoki, z pa-rą solidnych drzwiczek z nierdzewnej stali, dwa skromniejsze, choć i one były okazal-sze niż zwykłe modele w większości domów; oba w drzwiczkach miały szklane pły-ty
[ Pobierz całość w formacie PDF ]