Podobne
- Strona startowa
- Andre Norton Troje przeciw Swiatu Czarownic
- Terakowska Dorota Corka Czarownic (SCAN dal 797)
- Andre Norton SC 1.4 Czarodziej ze Swiata Czarownic
- Andre Norton SC 1.5 Czarodziejka ze Swiata Czarowni
- Rice Anne Godzina czarownic Tom 3 (2)
- Conan Doyle A. Przygody Sherlocka Holmesa
- Chmielewska Joanna Wielki diament T 1 (2)
- Moorcock Michael Sniace miasto Sagi o Elryku Tom IV
- Benzoni Juliette Marianna 05 Marianna i laury w ogniu
- Kr0lestwo sl0nca ksiega1 01
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- mrowkodzik.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- O co chodzi?Nieznajomy nie odpowiedział.Przestąpił próg i zatrzasnął za sobą drzwi.- Hola! Panie! - krzyknął Eric wypinając umięśniony tors.- Wolnego! Co.W dłoni mężczyzny pojawił się dziwny przedmiot.Coś syknęło i naraz potworny ból sparaliżował prawą nogę Erica.Setki tysięcy szpilek, jedna przy drugiej, zdawało się wbijać w skórę.Całą nogę ogarnęło rozrywające ciało odrętwienie.Martinet upadł i przeraźliwie krzycząc tarzał się po podłodze.Mężczyzna zajrzał do wszystkich pomieszczeń mieszkania, po czym podszedł do leżącego Erica.- Gdzie jest Tijana? - zapytał.- Co?! - jęknął Eric.Usztywniający nogę ból powoli mijał, ale niewidzialne igły wciąż drażniły skórę.- Tijana! - mężczyzna uniósł rękę z zadającym ból przedmiotem; miniparalizator był straszną bronią.- Nie.! - zaprotestował Eric.Groźba ponownej męki wywoływała w nim paniczny strach.- Ja nic nie wiem! Nie wiem kto to jest Tijana!Powtórny syk poprzedził mękę, Martinet zwinął się z bólu.Tym razem lewa noga zapłonęła jak palona żywym ogniem.- Kłamiesz - powiedział nieznajomy.- Wczoraj kupiłeś ją na targu, wielu ludzi to widziało.- Nic nie wiem.Nie pamiętam - wykrztusił Eric, gdy ból nieco zelżał.- Ja nie mam pieniędzy.Mężczyzna w odpowiedzi zgarnął z wieszaka kurtkę i rzucił ją Martinetowi na pierś.- Przy następnym strzale będę mierzył w serce.Ręczę, że nie wytrzyma bólu.Eric zobaczył rozpruła podszewkę kurtki i zapomniał o wszystkim.Jego pieniądze! Co się z nimi stało?!- Gdzie jest Tijana? - nalegał mężczyzna.Martinet, miętosząc w rozgorączkowaniu swoją kurtkę, natrafił na ukryty w kieszeni sprężynowy nóż, którym kiedyś rzucał równie dobrze jak boksował.Gdy mężczyzna znowu wyciągnął rękę uzbrojoną w miniparalizator, zdecydował się odnowić dawną umiejętność.Ostrze noża wbiło się w brzuch nieznajomego, jego twarz przybrała wyraz śmiertelnego zdumienia; przyklęknął i wydając głuchy jęk - upadł.Martinet chwycił bezwładną rękę; nie wyczuł tętna.Obecność śmierci sprawia, że człowiek czuje ból, ale jest to ból duszy i umysłu, o bólu fizycznym zapomina się, a włókna nerwowe robią przerwę w swojej działalności.Jak długa jest ta przerwa, zależy od wrażliwości człowieka.Czasem trwa ona ułamek sekundy, a czasem wieczność.Minęło wiele minut nim Martinet odzyskał sprawność myślenia.Jego nogi wciąż pulsowały bólem, lecz teraz był on już do zniesienia.Wstał i skierował się do kuchni.Włożył głowę pod kran.Lodowate zimno orzeźwiło go.Zwalczając bezwład kończyn, z trudem wykonał kilka przysiadów.Krążenie krwi przywróciło mu władzę w nogach.Wziął prysznic i ubrał się.Wychodząc z domu zabrał nieszczęsną kurtkę, której porozpruwane szwy doprowadzały go do łez.Zniknęły oszczędności odkładane pieczołowicie w latach sukcesu i powodzenia.Oszczędności na czarną godzinę, gdy życie słanie się przekleństwem.Dopóki jest nic nie warte - tak jak teraz - można żyć, bo beznadziejność da się wygonić alkoholem.Trzeba się napić!Ciało mężczyzny w czerni tarasowało przedpokój.* * *Nóż wbity po rękojeść.Krew.Śmierć.Brak tętna, brak czucia.Brak myśli.Śmierć.Krew.Śmierć.Ciało mężczyzny w czerni.Martwe ciało.Ostrze noża opuszcza ciało.Powoli, powoli - opuszcza ciało.Ciało we władzy śmierci.Martwe ciało walczy.Przeklina śmierć.Wydala obcy przedmiot.Obcy przedmiot to nóż.Brak tętna, brak czucia.Są myśli.Precz śmierci.Nóż opuścił ciało.Leży mężczyzna i obok nóż.Już obok - okrwawiony, lecz zabrał ze sobą śmierć.Ciało pozbyło się noża i pozbyło się śmierci.Pojawia się tętno, wraca czucie.Tak odchodzi śmierć.Otwarte oczy mężczyzny.Żywe oczy.Nie tylko wiarą można pokonać śmierć.Czasem wystarcza SŁOWO.* * *Eric Martinet siedział w barze i popijał piwo.Kończył drugi kufel i wreszcie opuszczała go niemoc, a ucisk w okolicach żołądka znacznie zelżał.Razem z nim przy stoliku siedział otyły mężczyzna.Nazywał się Gramp i był trenerem pięściarzy.W czasach, gdy nazwisko Martinet poruszało serca kibiców boksu, byli nawet przyjaciółmi.Gdy skończył się ring, skończyła się przyjaźń, ale Eric nie miał o to do Grampa żalu.Rozumiał, że dobry trener nie ma czasu zajmować się wykolejeńcem, którego gwiazda zgasła już bezpowrotnie.Od czasu do czasu Gramp starał się pomóc Martinetowi finansowo, oferując mu pewne nieźle płatne prace, jak na przykład teraz, gdy mówił:- Jutro moi chłopcy jadą na mecz.Potrzebny jest ktoś do załadunku sprzętu.Reflektujesz?- Odczep się - odpowiedział Martinet tak, jak odpowiadał zazwyczaj.- Ktoś jest potrzebny.Nie ty, to pojedzie ktoś inny.Martinet nie odzywał się (w takich sytuacjach przeważnie milczał); popijał piwo długimi łykami.Wreszcie - jak zawsze zresztą - zgodził się:- O której wyjazd?- O szóstej.Nie pij dziś dużo, bo zaśpisz.- Moje zmartwienie.- Moje też.Nie mam zamiaru szukać o świcie kogoś do pomocy.Dokończyli piwo i wyszli z baru.- Ale numer wczoraj wykręciłeś - zauważył nagle Gramp.- Jaki numer? - zdumiał się Martinet.- Z tą niewolnicą.W całym mieście nie gadają o niczym innym.Skąd, u licha, wytrzasnąłeś dwieście siejów?Martinet miał minę człowieka, który zobaczył diabła.- Chcesz powiedzieć, że kupiłem niewolnicę?- Jak to: „chcę powiedzieć”! Nie żartuj.Widziałem przecież.- Widziałeś jak ją kupowałem?- Eric! - Gramp spojrzał na niego zaniepokojony.- Czy ty przypadkiem.- Ma na imię Tijana?- Skąd mam wiedzieć jak ma na imię? Ty naprawdę nie pamiętasz niczego?- Nie - przyznał Martinet.Głos mu drżał.Ostatnimi czasy coraz częściej natrafiał na luki w swojej pamięci.Rozstali się przed willą Grampa.Eric miał ochotę wrócić jeszcze do baru, lecz brak gotówki sprawił, że zaczął myśleć rozsądnie.Gdy stanął przed własnym domem, starym, niszczejącym barakiem, poczuł jak serce zaczyna mu szamotać się w klatce piersiowej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]