Podobne
- Strona startowa
- Wiktor Krawczenko Wybrałem wolnoć. Życie prywatne i polityczne radzieckiego funkcjonariusza
- Dołęga Mostowicz Tadeusz Drugie życie doktora Murka
- Kraszewski Józef Ignacy Cale życie biedna
- Neill Fiona Sekretne życie mamuki(1)
- Chmielewska Joanna Zwyczajne życie
- Nicholas Negroponte Cyfrowe Zycie
- Trocki Lew Moje życie
- Nicholas Negroponte Cyfrowe Zycie (2)
- Dav
- Sienkiewicz Henryk Potop tom 2 9789185805709
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- mieszaniec.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie chcę tu porównywać naszego zoo do ogrodów w San Diego, Toronto, Berlinie czy Singapurze, ale dobry fachowiec pozostaje w każdych okolicznościach dobrym fachowcem.Ojciec był w tej dziedzinie prawdziwym talentem.Nadrabiał braki formalnego wykształcenia intuicją i umiejętnością obserwacji.Miał wielką smykałkę do odgadywania, co dzieje się w psychice zwierzęcia.Był też bardzo troskliwy wobec swych podopiecznych i oni odpłacali mu z nawiązką, niektórzy aż w tym przesadzali.ROZDZIAŁ 10Zawsze jednak znajdą się zwierzęta, które będą próbowały uciec z zoo.Najbardziej jaskrawym przykładem są osobniki umieszczone w nieodpowiedniej klatce.Każde zwierzę ma swoje specyficzne potrzeby, które muszą być zaspokojone.Jeśli klatka jest zbyt nasłoneczniona, zbyt wilgotna lub straszy pustką, jeśli grzęda wisi zbyt wysoko lub jest za bardzo wystawiona na widok, jeśli ziemia jest zbyt piaszczysta, jeśli brakuje gałązek na gniazdo, jeśli jest za mało pokarmu, jeśli nie ma pod dostatkiem błota, w którym można się wytarzać — jeśli, jeśli, jeśli — zwierzę nie będzie spokojne.To kwestia nie tyle odtworzenia czy imitacji warunków naturalnych, ile dotarcia do ich istoty.W tej enklawie, jaką jest ogród zoologiczny, wszystko musi być właściwe — innymi słowy, musi odpowiadać zakresowi zdolności adaptacyjnych zwierzęcia.Niech sczezną złe ogrody z niewłaściwymi klatkami i wybiegami! Okrywają hańbą wszystkie ogrody zoologiczne świata.Innym przykładem skłonnych do ucieczki zwierząt są osobniki, które schwytano w okresie pełnej dojrzałości; często mają one nawyki zbyt mocno zakorzenione, aby móc odtworzyć w niewoli swe subiektywne światy i przystosować się do nowego środowiska.Jednak nawet zwierzęta, które dorastały w zoo, nie znają życia w warunkach naturalnych, a także są doskonale przystosowane do przebywania w klatce i nie odczuwają stresu w obecności człowieka, ogarnia czasem dziwne podniecenie i wtedy ulegają pokusie ucieczki.We wszystkim, co żyje, jest odrobina szaleństwa, które popycha stworzenie do dziwnych, czasem niewytłumaczalnych posunięć.To szaleństwo bywa zbawienne jako integralny składnik zdolności adaptacyjnych.Bez niego nie przetrwałby żaden gatunek.Bez względu na to, czy motyw takiej ucieczki jest racjonalny, czy irracjonalny, dyrektorzy ogrodów zoologicznych powinni sobie uświadomić, że zwierzęta nie uciekają dokądś, lecz przed czymś.Coś na ich terytorium musiało je wystraszyć — wtargnięcie wroga, napaść innego, dominującego zwierzęcia, niepokojący hałas — i wyzwolić taką właśnie reakcję.Zwierzę ucieka, lub przynajmniej próbuje uciec.Byłem zaskoczony, kiedy przeczytałem w zoo w Toronto — zresztą znakomitym — że lampart potrafi wyskoczyć pionowo w górę na wysokość ponad pięciu metrów.Mur okalający wybieg dla lamparta w naszym ogrodzie w Puttuczczeri był wysoki na cztery i pół metra.Jak przypuszczam, Rosie i Copycat nie wyskoczyły nigdy nie dlatego, że były do tego niezdolne, ale po prostu dlatego, że nie miały powodu, by uciekać.Zwierzęta, które uciekają, porzucają znane na rzecz nieznanego — a jeśli istnieje coś takiego, czego zwierzę nienawidzi ponad wszystko, to jest to właśnie nieznane.Zbiegłe zwierzę chowa się zwykle w pierwszej kryjówce dającej poczucie bezpieczeństwa, i jest groźne tylko dla tych, którzy przypadkiem staną mu na drodze do tego uznanego za bezpieczne miejsca.ROZDZIAŁ 11Przyjrzyjmy się bliżej przypadkowi samicy czarnej pantery, która uciekła z zoo w Zurychu zimą 1933 roku.Była w ogrodzie nowicjuszką i początkowo robiła wrażenie zaprzyjaźnionej z nowo poznanym samcem, choć liczne rany od pazurów wskazywały na poważne konflikty małżeńskie.Zanim podjęto w tej sprawie jakąkolwiek decyzję, pantera przecisnęła się przez otwór między prętami w górnej części klatki i rozpłynęła w mroku.Wiadomość, że w mieście grasuje mięsożerna bestia, wywołała popłoch wśród mieszkańców Zurychu.Zastawiono rozmaite pułapki i spuszczono psy myśliwskie.Ale te ostatnie tylko oczyściły miasto z innych, bezpańskich psów.Przez dziesięć tygodni nie natrafiono na najmniejszy ślad zbiegłego zwierzęcia.W końcu jakiś parobek natknął się na nie przypadkiem w stodole odległej od miasta o dwadzieścia pięć mil i zastrzelił zbiega.W pobliżu znaleziono niedojedzone szczątki sarny.To, że wielki kot tropikalny zdołał przeżyć ponad dwa zimowe miesiące w Szwajcarii i nikogo w tym czasie nie zaatakował, świadczy dowodnie o tym, że tacy uciekinierzy nie są niebezpiecznymi mordercami, lecz po prostu dzikimi stworzeniami, które usiłują dostosować się do warunków, w jakich się znajdą.Historia ta jest tylko jedną z wielu.Gdyby tak wziąć jakieś miasto, na przykład Tokio, odwrócić je do góry nogami i potrząsnąć nim porządnie, bylibyśmy zdumieni, ile wypadłoby z tego miasta zwierząt.I zapewniam, że nie byłyby to jedynie psy i koty.Węże boa, warany, krokodyle, piranie, strusie, wilki, rysie, kangury, manaty, jeżozwierze, orangutany, dziki — taki właśnie deszcz mógłby spaść na nasze parasole.A oni liczą na to, że uda im się znaleźć.ha! I to w środku meksykańskiej dżungli! Ha, ha! Śmiechu warte i tyle.Co oni sobie wyobrażają?ROZDZIAŁ 12Czasami ogarnia go wzburzenie.I nie chodzi o to, co mówię (mówię zresztą niewiele).Porusza go jego własna historia.Pamięć to ocean i on kołysze się na jego falach.Martwię się, że przestanie mówić.Ale on chce mi opowiedzieć swoją historię.Kontynuuje opowieść.Po tylu latach Richard Parker wciąż czai się w jego świadomości.Jest przemiłym człowiekiem.Za każdym razem, kiedy go odwiedzam, przygotowuje prawdziwą ucztę złożoną z południowoindyjskich wegetariańskich potraw.Powiedziałem mu kiedyś nieopatrznie, że lubię pikantne jedzenie.Nie wiem, skąd mi przyszła do głowy taka bzdura.To wierutne kłamstwo.Teraz popijam wszystko litrami jogurtu, ale to nic nie pomaga.Za każdym razem jest tak samo: moje kubki smakowe więdną i obumierają, czerwienieję jak burak, w oczach wzbierają łzy, moja głowa zamienia się w płonącą chałupę, a przewód pokarmowy jęczy i skręca się w męce jak wąż boa, który połknął kosiarkę do trawy.ROZDZIAŁ 13A zatem jeśli wpadniecie przypadkiem do klatki lwa, to ten rozerwie was na strzępy nie dlatego, że jest głodny — zapewniam was, że zwierzęta w zoo mają pożywienia pod dostatkiem — czy krwiożerczy, ale dlatego, że wtargnęliście na jego terytorium.Nawiasem mówiąc, to właśnie dlatego treser musi zawsze wchodzić na arenę pierwszy, i to tak, żeby lwy dobrze to widziały.Czyniąc to, ustanawia pewien porządek, daje do zrozumienia, że arena to jego terytorium, a nie ich, i przypomina im o tym ciągle, pokrzykując, tupiąc i strzelając z bata.Na lwach robi to wrażenie.Odczuwają przewagę tresera bardzo intensywnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]