Podobne
- Strona startowa
- Kolodziejczak Tomasz Kolory sztandarow (SCAN dal 111
- Tomasz Olszakowski Pan Samochodzik i Arka Noego
- Komentarz do księgi o przyczynach. Tomasz z Akwinu
- Tomasz Mann Czarodziejska góra
- Lis Tomasz Co z ta Polska.WHITE
- cook islands rarotonga v1 m56577569830504030
- Anne McCaffrey Pokolenie wojownikow
- Cudzoziemiec Zygmunt Zeydler Zborowski
- Vincenzi Penny Niebywały skandal
- Harry Eric L Strzec i bronic (2)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- qup.pev.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Widziała palmy, ale rosnące na pasie zieleni biegnącym środkiem szerokiej, asfaltowej jezdni.Wielbłądów nie było wcale, za to samochodów znacznie więcej niż w Warszawie, w dodatku wszystkich możliwych marek – czasem były to najnowsze modele, czasem stare, rozsypujące się gruchoty, pamiętające lata dwudzieste i trzydzieste.Zauważyła, że te, które służą za taksówki, są czarno-białe i mają liczniki zamontowane na zewnątrz.Wszystkie pojazdy pędziły z zawrotną prędkością, a ich kierowcy bez przerwy naciskali na klakson.Trąbienie samochodów zlewało się z natarczywym dzwonieniem żółtych tramwajów, które nie miały nie tylko szyb w oknach, ale również drzwi i bocznych ścian; wchodziło się na stopień i od razu siadało na jednej z drewnianych ław, biegnących przez całą szerokość wagonu.Przejazd przez gwarne, zatłoczone ulice zajął blisko godzinę.Wreszcie taksówka zatrzymała się przed nowoczesnym, kilkunastopiętrowym budynkiem, stojącym przy rozległym placu porośniętym rzadką, spaloną słońcem trawą.Pokój na siódmym piętrze był czysty, ładnie urządzony, z łazienką, balkonem, telefonem i klimatyzacją.Alicja dała napiwek uśmiechniętemu boyowi, usiadła na łóżku i zaczęła się zastanawiać, co dalej.Żeby zaliczyć przed wyjazdem wszystkie egzaminy, musiała się uczyć niemal do ostatniej chwili.Nie miała czasu przygotować się do wyjazdu, przejrzeć przewodników, postudiować map.Cieszyła się jednak, że jest już w Kairze, i była pewna, że jakoś sobie poradzi.Umyła się po podróży, zjechała na dół i spytała w recepcji, gdzie może kupić plan Kairu i przewodnik.Okazało się, że na placu Talaat Harb, dosłownie o kilka kroków od hotelu, znajduje się księgarnia z obcojęzycznymi publikacjami.Ruszyła Szaria Kasr en-Nil we wskazanym kierunku.Szła wolno, podziwiając wspaniałe wystawy.Przyzwyczajona do szarości warszawskich ulic i nieciekawych towarów zalegających brudne witryny, wręcz upajała się widokiem barwnych sukienek, torebek, butów.W końcu nie mogła się oprzeć: weszła do sklepu z butami i kupiła eleganckie sandałki, a te, które miała na nogach, przywiezione z Warszawy, po prostu wyrzuciła do śmieci.Przez chwilę czuła się w sklepie nieco speszona, bo sprzedawca długo nie mógł znaleźć odpowiedniego rozmiaru – najwyraźniej większość Egipcjanek miała stopy o kilka numerów mniejsze – ale wreszcie przyniósł bardzo ładne czerwone sandałki, które pasowały jak ulał.I sam, klękając przed nią na posadzce, pomógł je włożyć.Do księgarni trafiła bez trudu.Oglądając wspaniałe albumy sztuki egipskiej, uświadomiła sobie, jak wiele jest do zobaczenia.Ile świątyń, grobów, obelisków, rzeźb! Miała wielką ochotę kupić najokazalszy z albumów, ale na razie wzięła tylko plan Kairu i nieduży przewodnik po Egipcie, po czym wybrała ze stojaka kilka barwnych widokówek.Szła do kasy, kiedy nagle spostrzegła angielskie przekłady powieści dwóch nie znanych jej pisarzy o rosyjskich nazwiskach.Jeden nazywał się – przynajmniej w angielskiej transkrypcji – Vladimir Nabokov, a jego książka nosiła tytuł Inuitation to a Beheading.Drugi, Mikhail Bulgakov, był autorem powieści zatytułowanej The Master and Margarita.Alicja wzięła ją do ręki i otworzyła na chybił-trafił: Kolejny, ostatni raz księżyc rozbłysł mu przed oczami, po czym rozpadł się na kawałki i zgasł.Berlioz zniknął pod tramwajem i okrągły, ciemny przedmiot potoczył się po bruku, przeskoczył przez krawężnik i wylądował na chodniku.Była to obcięta głowa.Alicja wzdrygnęła się i odłożyła książkę.Już chciała sięgnąć po powieść Nabokova, kiedy jej uwagę przyciągnęła niesamowita okładka przedstawiająca ni to ludzką, ni to zwierzęcą postać z długim dziobem, niosącą na plecach wielki wiklinowy kosz, z którego wyglądał młody mężczyzna, a jakiś ciemny stwór wpychał go z powrotem do środka.Autor książki miał niewątpliwie polskie imię i nazwisko, więc Alicja zdziwiła się, że nigdy o nim nie słyszała.Zaintrygowana, otworzyła książkę.Z drugiej strony wiedziałem, że sprawiedliwość często działa nierychliwie.W wiosce słyszałem opowieść o czaszce, która wyskoczyła z grobu i zaczęła toczyć się po zboczu, między krzyżami, omijając ukwiecone kopce.Zakrystian próbował zatrzymać ją łopatą, ale wymknęła mu się i poturlała w stronę cmentarnej bramy.Gajowy usiłował ją zatrzymać, strzelając do niej ze strzelby.Naprawdę, ludzie nie wiedzą już, o czym pisać! Sądząc po tytule, ten Nabokov też pewnie wymyśla podobne bzdury! Zapłaciła za plan, przewodnik i widokówki, po czym wyszła z księgarni.Ruszyła w drogę powrotną, ale inną ulicą.Tu sklepy były jeszcze bardziej eleganckie.Znów co kilka kroków przystawała, żeby obejrzeć witryny, a parę razy nawet weszła do środka.Pewien problem sprawiały jej ceny, wypisane innymi cyframi niż te, które w szkole nauczyła się uważać za arabskie, więc poprosiła jednego ze sprzedawców, żeby zanotował je na kartce razem z europejskimi odpowiednikami.Kupiła cienką sukienkę i dwie bluzki.Dopiero kiedy znalazła się na Midan at-Tahrir, rozległym placu, przy którym znajdował się jej hotel, zorientowała się, że zapadł zmrok.Reflektory oświetlające fontanny sprawiały, że bijąca w niebo woda mieniła się kolorami.Zafascynowana tym widokiem Alicja przeszła przez jezdnię i ruszyła środkiem placu.Przy każdej fontannie roiło się od ludzi.Na trawie porozkładały się całe rodziny; dorośli rozmawiali, pili i jedli, a dzieci uganiały się wokół.Mężczyźni ubrani byli w czarne spodnie i białe koszule rozpięte pod szyją lub w powłóczyste galabije o pastelowych barwach; niektóre kobiety, na ogół starsze, od stóp do głów spowijała czerń, lecz większość miała długie, kwieciste sukienki i tylko czarne chustki na głowach.Między siedzącymi krążyli handlarze, proponując losy na loterię albo grzebienie, lusterka, scyzoryki i breloczki; towary mieli równo ułożone na tacach, które nosili na brzuchu, zawieszone na szelkach.Inni sprzedawali orzeszki lub obwarzanki, jeszcze inni piekli na ruchomych straganach kolby kukurydzy, wachlując je bezustannie, żeby zwiększyć żar.Woń dymu z węgla drzewnego mieszała się w powietrzu z oszałamiającym zapachem jaśminu, którego pąki, nanizane na nitkę, oferowali na sprzedaż kilkuletni chłopcy w pasiastych piżamach.Mimo mroku, wciąż było niewiele chłodniej niż za dnia.Na końcu placu, za wysokim ogrodzeniem z żelaznych prętów, reflektory oświetlały rozległy gmach z ciemnożółtego piaskowca.Fasadę środkowej części budynku, przykrytej kopułą, zdobiły rzeźby, a wejścia strzegły dwie białe kolumny.Podchodząc bliżej, Alicja przekonała się, że jest to Muzeum Egipskie.Widziała przez ogrodzenie antyczne stele, płaskorzeźby, posągi.Obiecała sobie, że wróci tu nazajutrz z samego rana, po czym skręciła w stronę hotelu.Wjechała na górę i zamówiła kolację do pokoju.Kiedy skończyła jeść, zaczęła przeglądać przewodnik, ale poczuła się senna.Położyła się do łóżka i zgasiła światło
[ Pobierz całość w formacie PDF ]