Podobne
- Strona startowa
- Krasiński Zygmunt Sto listów do Delfiny
- Zygmunt Miłkowskisylwetyemigracy
- Bond Michael Jeszcze o Paddingtonie
- Moorcock Michael Zwiastun Bur Sagi o Elryku Tom VIII (SCAN da
- Hogan James P Najazd z przeszlosci
- Eddings Dav
- Morris West Arcydzielo (2)
- PoematBogaCzlowieka k.1z7
- Jedenastoletnia żona Khadija Al Salami, Nada Al Ahdal
- Ognista reka
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- oknaszczecin.pev.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na karykaturalnie długiej szyi, ozdobionejogromną grdyką, osadzona była niewielka, kanciasta głowa,porośnięta nierównomiernie kępkami rzadkich włosów.Dziwny ten osobnik przypominał żyrafę, której orzechkokosowy utkwił w gardle.- Czy pani poznała już pana profesora Znamieckiego?- Jeszcze nie miałem przyjemności być paniprzedstawionym - powiedział chudy olbrzym, obejmującdługimi, mocnymi palcami wyciągniętą ku sobie dłoń.-Bardzo się cieszę z poznania pani, doprawdy bardzo.Ewa nie mogła się powstrzymać, żeby nie patrzeć naimponującą grdykę profesora.Odczuwała coś w rodzajuniepokoju.Doznawała takiego wrażenia, że ten człowiek musiw końcu udławić się tym czymś, co mu sterczy w gardle.- Czy pan profesor mieszka stale w Warszawie? - spytała,aby coś powiedzieć.Uśmiechnął się jakoś dziwnie.- W Warszawie także czasem mieszkam, ale trudno tonazwać stałym mieszkaniem.Nie lubię nigdzie stalemieszkać.To bardzo nudne.- Zapewne pan profesor dużo podróżuje.- Owszem, gdy się tylko nadarzy okazja.Ostatnio wybieramsię w podróż na tamten świat.Nie mogę się tylkozdecydować, jaką wziąć ze sobą walizkę.Zaśmiał się chrypliwie i odszedł długim, wolnym krokiem, wktórym wyczuwało się ogromne zmęczenie.Zatrzymał się przystole, na którym stały butelki z trunkami.- Dziwak - powiedział Widecki.Ewa odwróciła głowę i spojrzała na niego.- No, więc co, panie mecenasie, jedziemy? Pożegnali się zZakrzewskim i z maleńką panią Julią.Gościnni gospodarze wyrazili ubolewanie, że tak mili gościejuż ich opuszczają.Próbowali ich zatrzymywać, ale Ewa byłanieubłagana.Gdy wychodzili, dogonił ich w drzwiach profesor Znamiecki.Ceglaste rumieńce zabarwiły jego szare policzki, a oczy nabrałyblasku.Potężna grdyka poruszała się niepokojąco.- Już wyjeżdżacie? Jedziecie samochodem?- Tak - odparł Widecki.- Może pan profesor chce się znami zabrać?- Właśnie.O to właśnie chciałem pana prosić, paniemecenasie.Szkoda mi wprawdzie zostawić tu tego indyka,ale trudno.- Komu w drogę, temu czas.Pośpiesznie pożegnał się zZakrzewskimi i narzucił na siebie niedbale ciemną jesionkę zkarakułowym, mocno wytartym kołnierzem.Wyszli.Kiedyznalezli się przy samochodzie, Ewa powiedziała:- Może pan profesor usiądzie koło mecenasa.Ja ulokuję sięna tylnym siedzeniu.Wyciągnę się trochę.Niebawem wydostali się na szosę.Widecki zwiększyłszybkość.Profesor najpierw głębokim basem odśpiewałKaczuszkę, a następnie zaczął deklamować jakieś wiersze połacinie.Nagle umilkł i pochylił się w stronę Wideckiego.- Czy pan wie, panie mecenasie, że ja ciągle nie mogęporozumieć się z Joachimem?- Z jakim Joachimem?- Z Joachimem Finke.W tej chwili z bocznej drogi wyjechał na szosę dwukonny wózi Widecki musiał gwałtownie zahamować.- A niechże go diabli! - zaklął profesor.Resztę drogi odbyli w całkowitym milczeniu.Ewa pogrążyłasię w rozmyślaniach, Widecki uważnie patrzył na szosę, aprofesor drzemał.Wjechali do Warszawy.Widecki spytał:- Gdzie odwiezć pana profesora?- Na Nowogrodzką, na stację kolejki.- Na stację kolejki?- Tak.Wracam do Podkowy.Zupełnie zapomniałem, żepani Julia obiecała lody poziomkowe.Przepadam za lodamipoziomkowymi.Nie mogę przepuścić takiej okazji.A pozatym ten indyk.Widecki wzruszył nieznacznie ramionami, ale nic niepowiedział.Pojechali na Nowogrodzką.Profesor wygramolił sięz wozu i pomachał im ręką:- Grazie, arrivederci - powiedział po włosku.- Gdzie panią odwiezć? - spytał Widecki.Wyczuła w jegogłosie rozdrażnienie.Jeżeli pan taki uprzejmy, to naMokotów, nie chciałabym jednak sprawiać panu kłopotu.- To żaden kłopot.Miała ogromną ochotę zagadnąć go o Joachima Finke, alemilczała.Bała się zdradzić, że wie coś o tej sprawie.W mieszkaniu świeciło się światło.Pani Jagodzińska czekałana córkę.Jej spojrzenie było pełne niemego wyrzutu.- Bardzo cię, mamo, przepraszam, ale tak się złożyło.Jutro ci wszystko opowiem.Dobranoc.Rozdział IVDownar czuł się zle.Bolała go głowa, łamało w kościach, wokolicach kręgosłupa pojawiały się co jakiś czas nieprzyjemnedreszcze. Grypa - pomyślał. Tego mi jeszcze brakowało. Wostatnich czasach posypały się na niego same niepowodzenia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]