Podobne
- Strona startowa
- Simak Clifford D Dzieci naszych dzieci (SCAN dal (3)
- Heyerdahl Thor Aku Aku (SCAN dal 921)
- Bulyczow Kiryl Ludzie jak ludzie (SCAN dal 756
- Clarke Arthur C. Baxter Stephen Swiatlo minionych dni (SCAN dal
- McCaffrey Anne Lackey Mercedes Statek ktory poszukiwal (SCAN d
- Norton Andre Lackey Mercedes Elfia Krew (SCAN dal 996)
- Kaye Marvin Godwin Parke Wladcy Samotnosci (SCAN dal 108
- Chalker Jack L Polnoc przy studni dusz (SCAN d
- Kirst Hans Hellmut 08 15 t.3 (SCAN dal 802)
- King Stephen Miasteczko Salem
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- zuzanka005.pev.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Quire nie rozumiał, co się z nim dzieje.Niespodziewana zmiana nastroju Gloriany zupełnie wytrąciła go z równowagi.Z pewnym lękiem pojął, że boi się o nią, że gotów jest zapłacić niemal każdą cenę, byle tylko podnieść ją na duchu.Ale przecież widywał Królową już w gorszym stanie.Czemu tym razem tak się przejął?Z wolna zaczęło do niego docierać, że zależy mu, aby Gloriana zachowała o nim dobrą opinię, że pragnie, by miała o nim jakąkolwiek opinię.To było coś nowego.Usiadł na łóżku i rozmyślał, czy by jej nie obudzić, gdy z któregoś z odległych pokoi dobiegł go krzyk.Gloriana obudziła się.- Co to?Quire wstał, odsuwając kotary.Długa koszula plątała mu się pomiędzy nogami.Znalazł szpadę i nasłuchując podszedł do drzwi; usłyszał narastający zgiełk kobiecych głosów.- Jakieś niewiasty - powiedział.- Krzyczą.Otworzył drzwi.Z dala widać było światło: lampy, świece, pochodnie.Wszędzie krążyły cienie kobiet umykających niby kury przed lisem.Nagle w drzwiach pojawił się gigant, który przedarł się przez miotające się w nocnych strojach białogłowy.Był niemal nagi, krew tryskała z kilku głębokich ran.Stanął, nie wypuszczając z rąk wyrywającej się małej dziewczynki.Był to jeden z bliźniaczych strażników seraju, albinos.Umierał.Quire podszedł bliżej.Dziewczynka była jedną z córek Gloriany, zapewne najmłodszą.Królowa wzięła dziecko od giganta i spytała:- Czy tam trwa walka?Quire wyminął strażnika w chwili, gdy ten padł na kolana, a następnie znieruchomiał na podłodze; krew przestała płynąć mu z ran.Mała postać w nocnym stroju, z długą iberyjską szpadą w prawej dłoni, pobiegła do półprywatnych apartamentów.Quire odsunął ciężkie draperie, szukając wejścia do seraju, aż znalazł je otwarte, z drzwiami, które pękły pod ciężarem giganta.Wśliznął się do środka.Słysząc coraz głośniejsze krzyki pokonał schody, przebiegł przez mroczne jaskinie.Brodząc po kostki w dywanach dotarł do drzwi, przy których zwykle stali strażnicy.Murzyna nie było na posterunku.-Quire wszedł do środka i zaraz na progu natknął się na jego ciało.- Na Ariocha!Po całym podziemiu kręciły się obryzgane krwią postacie zarzynające wszystko, co dawało oznaki życia.Krzyk przeradzał się w coraz bardziej przenikliwy wrzask.Poznał bandę z murów, która najwyraźniej postanowiła zabić każdego mieszkańca seraju.Większość tych nieszczęsnych istot była już martwa.Nieliczni biegali jeszcze w poszukiwaniu ukrycia: karły, gejsze, kaleki i młodzieńcy, których Gloriana otaczała opieką w tej menażerii zmysłowości.Przerażony, kulejący małpolud wpadł na ozdobną fontannę i wylądował z pluskiem w środku; z jego kosmatego grzbietu sterczały dwie długie piki.Obok Quire’a przebiegł mały chłopiec wymachujący kikutem odciętej dłoni.Odrażająca rzeź tworzyła obraz godny piekła.Napastnicy dostali się tutaj paroma tajnymi przejściami, które, jak sądził Quire, znane były tylko jemu.Spojrzał na przejście do pokoi, w których mieszkały dzieci.Tam też spoczywały ciała, małe i duże: dziewczynki i ich opiekunki.Osiem córeczek Gloriany.Quire widział już pola bitewne, abordaże okrętów, masakry całych tłumów, ale ten widok był straszniejszy.Szedł przez ciała na pół metra wysoko zaścielające podłogę i próbował wydobyć z siebie głos.Dojrzał biegnącego ku niemu Phila Starlinga.Paciorki podzwaniały na jego pokrytym oliwą i malunkami ciele.- Pomocy, panie! Ratuj mnie, kapitanie! Nie chciałem ich wpuścić! Szukałem Alys!Quire pragnął wycofać się, ale okazało się, że za plecami ma Glorianę.Wzdrygnął się i ruszył ku Philowi.- Dalej, Phil, tędy!Ale ktoś dopadł już Phila od tyłu i jednym uderzeniem miecza rozłupał jego ciało od szyi do bioder, niczym doświadczony rybak oprawiający solę.Phil padł, zwinął się i umarł.Jego zabójca stanął nad ciałem.Dyszał, przerażony swym postępkiem i wypatrywał świadków jego czynu.Na głowie miał futrzaną czapkę równie znoszoną i zużytą, jak jego oblicze z ustami niemal pozbawionymi zębów.Jedwabny płaszcz zbryzgany był krwią.Quire poznał go.- Tink!Tinkler zamrugał, poruszył mieczem i wbił oczy w półmrok.- Kapitanie?Quire zebrał się na odwagę.- Czy to ty kierujesz tym napadem?- W twoim imieniu, kapitanie - powiedział Tinkler przywykły do posłuszeństwa.- W twoim imieniu.- Łapał ciężko powietrze jak ktoś, kto wpadł nagle do lodowatej wody.- W moim imieniu? - Quire wykrzywił usta w piekielnym grymasie.- W moim, Tink? - Podszedł powoli do sługi.Głos jego brzmiał matowo.- Przyprowadziłeś ich tutaj i uczyniłeś to wszystko w moim imieniu?- Montfallcon wydał mi takie polecenie.Wiedział, że mianowałeś mnie przywódcą podziemi, albo domyślił się.Nie wiem.Kazałeś go słuchać.Nie mogłem cię znaleźć, kapitanie.Montfallcon powiedział, że Królowa kazała nam to zrobić, i że ty się zgadzasz.Wydawało mi się, że mówi prawdę.- Zauważył Glorianę.- Kazał mi zniszczyć seraj, Wasza Wysokość.Czy zrobiłem coś złego?- Złego? - Gloriana była równie zdumiona i przerażona jak Quire.- Montfallcon.? Ach, mściwy, ponury Achilles!- Wasza Wysokość? - Tinkler chciał się skłonić, jak ktoś, kto wykonał skomplikowane zadanie.Nagle, z krzykiem boleści i wściekłości, Quire złapał znów za szpadę i wbił stal prosto w serce swego sługi.- Łotrze! - łkał.- Tępy rzeźniku! - Wycofał ostrze i przymierzył się do drugiego ciosu.- Dość! - krzyknęła na niego Królowa.- Powstrzymaj ich, jeśli możesz! Dość zabijania!Quire uspokoił się i opuścił szpadę stojąc ponad drgającym jeszcze ciałem Tinklera.Odchrząknął, po czym przemówił głośno i wyraźnie:- Starczy, chłopaki.- Wiedział, że zdradza w ten sposób swą prawdziwą tożsamość, przyznaje się do związków z bandą.- Do mnie! Kapitan wam rozkazuje.Quire przyszedł
[ Pobierz całość w formacie PDF ]