Podobne
- Strona startowa
- Chmielewska Joanna Najstarsza prawnuczka
- Chmielewska Joanna Najstarsza prawnuczka (3)
- Terry Pratchett Zbrojni
- W pustyni i w puszczy Sienkiewicz
- Henryk Sienkiewicz Ogniem i mieczem
- Tara Sivec W sieci. Igrając z ogniem
- (30) Niemirski Arkadiusz
- Petersin Thomas Ogrodnik Szoguna (1)
- Kiernan Denise Dziewczyny atomowe
- Fermenty t. 1 i 2 Reymont W
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- asfklan.htw.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zajęcie to było przerażające, co kolejno stwierdzili wszyscy.Barbara, Bole-sław, Amelia, Pawełek, Marynka i nawet Idalka.O katordze powiadomili resztękrewnych, ich żona, siostrzenica i matka wdaje się w coś, co przerasta badaniehieroglifów egipskich, jakaś subtelna, bladozielona, nieczytelna pajęczyna, którą73z wyraznie widocznym mozołem przetwarza na ludzki język.Trudno się dziwić,że przy takim zajęciu traci przytomność umysłu i zapomina, ile ma dzieci, niktjej przy tym zastąpić nie ma prawa, możliwe, że wolałaby galery, ale wyboru jejnie zostawiono.Siła wyższa, czyta pamiętnik prababci.Obarczające ją brzemięnależy szanować.Musiała go czytać, wszyscy to rozumieli i nikt nie zgłaszał zastrzeżeń.Wciążjeszcze testament Matyldy rzutował na egzystencję rodziny, wciąż istniał Kośmin,błogosławieństwo mięsne w kraju, gdzie świnie, niepojętym sposobem, nie posia-dały szynek i schabów, a bydło rzezne składało się z łbów, ogonów i niekiedyodnóży, wciąż istniały drobnostki na czarną godzinę w postaci smętnych resztekporozdzielanych między wnuczki garniturów.Nadal wisiał na ścianie portret na-poleońsko podejrzanej pra-prababci, sczerniałej tak, że już nawet płeć jej trudnobyło stwierdzić.Gdyby nie pra-pradziadek obok, można by mniemać, iż dziełoprzedstawia sobą wizerunek szwoleżera.Ewentualnie popa.Rabin z siwą brodąteż byłby do przyjęcia.Z drugiej zaś strony Justyna uparcie stanowiła rodzaj opoki moralnej.Miałaautorytet.Nadal była tą najważniejszą prawnuczką.Czując, że jej zajęcie zostało niejako zalegalizowane, z niejasną ulgą na nowoprzeniosła się w przeszłość.spokoju nie mogłam sobie znalezć.Trzeba trafu, przyjechała ciotka Kle-mentyna.Napadła mnie zaraz na drugi dzień, kiedym jeszcze opanowania nieodzyskała i sama nie wiedziałam, co jej powiedzieć, bo natrętna się zrobiła i na-molna.Połapałam się rychło, że mnie podejrzewa o jakieś konszachty przeciwkoMateuszowi, który zaraz po naszych rozważaniach wyjechał, a nie wiedziałamgdzie, przeto jej rzekłam, że tu idzie o panienkę, w leśniczym jednym na śmierćzakochaną.Całą historię wymyśliłam, o majątek i ubóstwo opartą, a z takim prze-jęciem mówiłam.Zenię mając na myśli, że mi całkiem uwierzyła.Przyznała mirację, że gdyby ów leśniczy nagły spadek dostał albo co, to choćby i zaściankowaszlachta, do towarzystwa przyjętyby został, bo na pieniądzach świat stoi.Sama minawet przykład podała, z Francji prosto, jako handlarz wołów córki za arystokra-cję wydal.Obawy mając o Zenię okropne, namówiłam ją na wizytę.tyleśmy jeno słów zamieniły, co przy tych sukniach, zdążyła mi rzec, żepomysł już ma, ale do Warszawy musi pojechać.W hotelu stanie.Wcześniejsze zdanie o sukniach Justyna bardziej odgadła niż przeczytała.Wy-szło jej, że Zenia z prababcią symulowały przegląd garderoby, żeby chwilę pouf-74nie pogadać.ilem się nadenerwowała, naszamotała, namęczyła okropnie, wypowiedziećtrudno! A i tak nie wiem, co by było, żeby nas ciotka nie podsłuchała i doświad-czeniem swoim nie wspomogła.%7łe romansowa, z dawna wiedziałam, alem niemyślała, żeby aż tak!Zwitem najwcześniejszym Zenia przyjechała, mniemając, że wszyscy śpią i bę-dziemy same, a łatwiej jej się tak wyrwać nizli mnie, bo panią jest sobie i nikt pra-wa nie ma pytać, dokąd jedzie i po co.Pani Lipowiczowa całkiem się nie wtrąca,a służba niech sobie myśli, najwyżej się rozejdzie, że pani Fularska w głowie maprzewrócone, bo o wschodzie słońca kaczki strzela, a cóż to szkodzi.Fuzję jawniezabrała, a pan Roztocki przez czas naszej rozmowy już się o te kaczki postarał.Tedyśmy do altany poszły, ja w peniuarze, Zenia w amazonce, i tam siedząc,wszystko mi powiedziała.O to, jeśli męża wezmie i zaraz testament napisze, już jejzabijać nie będzie potrzeby.Kłopot tylko jeden, bo sprzeczność występuje.Ogło-sić tego nie można, a trzeba.Trzeba, by ów zbrodniarz na jej śmierć czyhającywiedział, że nic mu z tego nie przyjdzie i zamiaru poniechał.A nie można, bo odśmierci pana Fularskiego jeszcze nawet rok nie upłynął i kto widział, żeby wdowatak nieprzyzwoicie prędko do ołtarza szła znowu, i do tego z koniuszym.Jedenskandal jeszcze by może wszyscy strawili, dwóch już nie da rady.%7łebyż tak cho-ciaż na pana Roztockiego jaka sukcesja spadła, ale na to nie ma nadziei.A doWarszawy jedzie, by tam się notariusza poradzić, a nie tu, gdzie od razu wszystkoby się rozeszło, ale najgorsze, że żadnego nie zna i na łajdaka może trafić.Pa-na Wrzosowicza pytać nie chce, żeby sobie co nie pomyślał i niechęci do niej nienabrał.Otóż kłopot istotny! Tak się biedziłyśmy obie, aż tu zaszeleściało i ciotka Kle-mentyna do altany wtargnęła, też w peniuarze i w czepku nocnym.Porwałyśmysię z siedzeń, spłoszone okropnie, ciotka natomiast usiadła i zaraz nam wyrzutuczyniła, żeśmy jej dawno do sekretu nie dopuściły
[ Pobierz całość w formacie PDF ]