Podobne
- Strona startowa
- rozne (30 stron)
- (25) Niemirski Arkadiusz Pan Samochodzik i ... Skarby wikingów tom 1
- (57) Niemirski Arkadiusz Pan Samochodzik i ... Złoty Bafomet
- (38) Niemirski Arkadiusz Pan Samochodzik i ... Przemytnicy
- Reymont Chlopi III (2)
- Jones James Stad do wiecznosci
- Anne McCaffrey Jezdzcy Smokow smoczy spiewak
- Ryszard Ciemiński Miasto z morza
- Craig James John Carlyle 02 Londyn we krwi
- Plazy Gilles Prawdziwa Marlena Dietrich (2)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- alba.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Chciałbym kupić ten trzeci dom od rogu, ten z tabliczką na sprzedaż.Nie wie pani, gdzie mogę zastać właściciela?Zmierzyła mnie wzrokiem, jakby oceniała stan mojego konta na podstawie wyglądu.Chyba nie byłem zbyt przekonujący w roli kupca, ale kobieta nie skomentowała tego.- Wyjechał za granicę świętować Sylwestra, panie - odpowiedziała.- Jakby w Polscenie było już miejsca na wypicie szampana.Nawet mnie prosił, abym rzuciła okiem na jegowillę.Jak pan chce, dam mu telefon kontaktowy.Podziękowałem i zapisałem w notesie.- A ten obok? - zagadnąłem niby to od niechcenia.- Sąsiednia willa wydaje sięrównież opustoszała.Może jest na sprzedaż?- Nie wydaje mi się - rzekła z wyrazną niechęcią i wpuściła mnie do środka przezfurtkę.Pies, uradowany pojawieniem się gościa, z początku merdał ogonem, a potem zacząłna mnie skakać, więc kobieta musiała go przetrzymać.- Kręcą się tutaj jakieś typy.Nie wiemkim są, ale nie mówię im nawet dzień dobry.Teraz mieszka tam czterech, ale dzisiaj ranokręcił się tutaj okropny typ.Dryblas! Podróżuje fiatem punto.Mój Krętacz wyczuwa złychludzi na kilometr.Pan to co innego.Jak Krętacz merda ogonkiem, to znaczy, że idzie swój.Chociaż nieładnie oszukiwać starszą kobietę, panie.- Tomasz jestem - bąknąłem i poczułem, że się czerwienię.Kobieta była bystra i zdaje się, że mnie rozgryzła.- Matylda.Pan nie kupuje tej willi - stwierdziła krótko, bez urazy.- Pan tu się jużkręcił przedwczoraj, prawda? Ten biały samochód na mostku to pański wóz.Pan obserwujeten dom obok.Ale nie wygląda pan na policjanta. Masz babo placek! - pomyślałem ze złością. Co ze mnie za detektyw, skoropierwsza lepsza kobiecina rozgryzła mnie od razu? Nie powinienem się tutaj kręcić, bo ludzieBatury w końcu mnie rozpoznają.Kobieta zaprosiła mnie na filiżankę gorącej czekolady, a ja chcąc nie chcąc musiałemopowiedzieć jej o swojej pracy i przyczynie mojej obecności tutaj.Nadmieniłem o rosnącej zmiesiąca na miesiąc liczbie kradzieży starodruków, o zadawanym naszej kulturze stratom zestrony zorganizowanych grup przestępczych.- Ja pana sobie przypominam - nagle uniosła się z wrażenia.- Pan jest tymdetektywem tropiącym Arsena Lupina.Widziałam pana w telewizji! Bezwzględnie musimyschwytać tego Lupina.Po drugiej filiżance czekolady kobieta stała się bardziej rozmowna.- Dzisiaj całe towarzystwo wyjechało.Polonez i ciemnogranatowy rover.Jak tylkoopuścili willę, ten dryblas w punto ruszył za nimi.- Ma pani lepszy wzrok od Winnetou - spojrzałem na nią z.podziwem.- WódzApaczów widział ponoć opartą o drzewo włócznię z odległości dwóch kilometrów.- Ale Winnetou nie używał lornetki - uśmiechnęła się i wyjęła z szuflady kredensuolbrzymią lornetkę wojskową.- Zapamiętała pani może numery fiata, którym przyjechał ten mężczyzna?Z pamięci podała mi numery samochodu.To była ważna informacja, ze słów Pawłabowiem wynikało, że w Gnieznie śledził ich właśnie fiat punto.A potem pani Matylda opisałaolbrzyma.- Wysoki na metr dziewięćdziesiąt, krótko ostrzyżony blondyn z wydatnym nosem i zszeroko zarysowanymi szczękami.Na nosie miał okulary przeciwsłoneczne.Wysiadł zsamochodu i obserwował przez lornetkę sąsiedni dom.To wszystko.- Jest pani bardzo spostrzegawcza - dodałem.- Byłam rewidentem w kilku zakładach państwowych, drogi panie - zaśmiała się.Podałem jej swój numer telefonu i pożegnałem się.Zanim odjechałem, odebrałem w samochodzie e-mail od Moniki.Jak donosiła mojasekretarka, magister Zawada ukończył dwa fakultety (bibliotekarstwo i elektronikę) i mieszkałna ulicy Mianowskiego na Ochocie.Do przyjazdu Aldony pozostało jeszcze kilka godzin, a że podróż do Aodzi nie miałajuż najmniejszego sensu z powodu kradzieży banknotu, udałem się więc prosto na Ochotę.Magister mieszkał w spokojnym miejscu, jeśli zważyć bliskie sąsiedztwo śródmieściai zbiegu trzech dużych ulic, w enklawie starych kamienic i bogatych willi.Spacerowali tutaj zpsami starsi i młodzi, samochody jakby mniej hałasowały, a odgłosy centrum zagłuszały stadagruchających gołębi.Bez trudu znalazłem kamienicę magistra Zawady.Dzwoniłem i pukałem, ale nikt nieotwierał.Dopiero zwabiona hałasem sąsiadka otworzyła sąsiednie drzwi.Odwróciłem się zasiebie i w szparze drzwi ujrzałem utapirowaną głowę pulchnej niewiasty w średnim wieku.- Pan do kogo? - zaskrzeczała.- Do magistra Zawady - odpowiedziałem.- To musi pan na cmentarz - posłała mi wrogie spojrzenie.- Dwa lata temu zginął wwypadku.A pan coś za jeden?- Jestem historykiem sztuki i pracuje w Ministerstwie Kultury i Sztuki.Czy magisternie miał żadnej rodziny? Krewnych?- Osierocił syna.- I nikt tu nie mieszka?- Teraz ma się wprowadzić tutaj firma ubezpieczeniowa.Płacą czynsz, więc kogo toobchodzi?Przypomniałem sobie wzmiankę o włamaniu do domu magistra Zawady.- Było tutaj włamanie, prawda? W zeszłym roku.- Ale nic nie zginęło.Kuzyn pana Zawady, porządny starszy człowiek tak stwierdził,więc nawet nie wezwano policji.- Czy ma pani adres tego kuzyna? A może wie pani, gdzie mieszka syn Zawady?- Nie wiem.I zamknęła z hukiem drzwi.Nie pozostało mi nic innego jak opuścić kamienicę.Wyglądało na to, że szansa na obejrzenie zapisków magistra była znikoma.Zignorowałemzatem ten trop i - jak miałem się niebawem przekonać - było to poważne uchybienie wnaszym śledztwie.Aldona spózniła się tylko kwadrans, więc zapewne dlatego nie przeprosiła mnie.Jakzwykle ubrała się w jakieś luzne szmaty, pod którymi, jak mi się zdawało, jej drobne ciałodrżało od zimna.Może dla rozgrzewki zawzięcie żuła gumę?Z holu Dworca Centralnego udaliśmy się na parking.W samochodzie włączyłemogrzewanie, bo szkoda mi się zrobiło dziewczyny.- Nie możesz się cieplej ubierać? - zapytałem troskliwie.- Nie jest tak zimno - odparła i zrobiła małego balona.Zerknąłem na nią uważniej i zacząłem się zastanawiać, czy dobrze zrobiłem prosząc jąo pomoc.Nie wiadomo, jaką rolę odgrywała Aldona w tej sprawie i czy nie była przypadkiemnasłana przez Lupina.Przecież jeszcze nie tak dawno podejrzewałem ją, że sama nim jest.Zdrugiej strony była mi najzwyczajniej w świecie potrzebna w Gnieznie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]