Podobne
- Strona startowa
- Przez bezmiar nocy Veronica Rossi
- Adams Douglas Autostopem przez galaktyke (2)
- Stirling SM Szturm przez Gruzje
- Makuszynski Kornel Piate przez dziesiate (2)
- Makuszynski Kornel Piate przez dziesiate
- Philip K. Dick Przez ciemne
- Morressy John Kedrigern pokazuje co potrafi
- Smith Wilbur Katanga (SCAN dal 875)
- Clarke Arthur C 3001 odyseja kosmiczna
- Follett Ken Na skrzydlach orlow
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- wiolkaszka.pev.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Baidon-Hun po tem zwycięstwie na czele trzystu jezdzców pomknął do Uliasutaju,lecz Chińczycy już porzucili byli to miasto i przez Barkul pośpiesznie uchodzili w graniceChin.Książę zadowolił się tylko zburzeniem Jamynia fortecy chińskiej, którą widziałem zposzczerbionemi wałami, murami i budynkami, ze spalonemi basztami i porąbanemi wrotamiwarownemi.DZICY CZAHARZY.Powróciwszy do Uliasutaju, dowiedzieliśmy się, że stary, dymisjonowany sait-patrjotaotrzymał szereg bardzo zatrważających wieści.Znaczne siły kawalerji bolszewickiej wokolicach jeziora Kosogoł pomyślnie zaatakowały oddział partyzancki pułkownikaKazagrandi, który cofał się na Mureń-Kure, wobec czego sait oczekiwał zbliżenia siębolszewików do Uliasutaju.Wszyscy cudzoziemcy przygotowywali się do opuszczeniamiasta.likwidowali swoje interesy, obawiając się jednak, aby w drodze na wschód niespotkać oddziału chińskiego, który podobno był wysłany z Kałganu.Postanowiliśmyoczekiwać przybycia tego oddziału, ponieważ mogło to w znacznym stopniu zmienić ogólnepołożenie.Oddział przybył po kilku dniach.Składał się on z dwustu rozbójników wojowniczegoplemienia Czaharów, pod dowództwem Chunchuza, byłego towarzysza marszałka chińskiegoDżan-Dzo-Lina, takiegoż bandyty jak sam Ta-Szuań (wielki wódz).Był to wysoki, chudyChińczyk, z rękami sięgającemi kolan, o czarnej od słońca, mrozu i wiatru twarzy, z dwiemadługiemi bliznami wpoprzek czoła i policzka, o jednem oku.Miał na głowie olbrzymi kołpakkosmaty ze skóry elków.Osobistość bardzo ponura i grozna, z którą spotkanie nocą wsamotnem miejscu nie mogło być zbyt przyjemne.Czaharzy obrali sobie za kwaterę zburzoną fortecę, gdzie porozbijali namioty wokołojedynego domu, zamieszkałego przez gubernatora chińskiego i jego urzędników.Tegosamego dnia niedyscyplinowani zbóje zrabowali chiński dugun magazyn, znajdujący się okilometr od fortecy, i obrazili Mongołkę, żonę gubernatora chińskiego, nazwawszy ją zdrajczynią.Trzeba przyznać, że co do ostatniego, Czaharzy, jako Mongołowie, mieli poniekądsłuszność, ponieważ historja pani gubernatorowej była dość skandaliczna.Gubernator Wan-Dziac-Dziun, przybywszy do Uliasutaju, zażądał dla siebie żony-Mongołki.Nowy sait-ugodowiec rozkazał wynalezć godną tego zaszczytu Mongołkę.Wkrótce też pomimo ogólnego niezadowolenia i oburzenia Mongołów-patrjotów znalezionodziewczynę i oddano ją gubernatorowi wraz z bratem, tęgim Mongołem, pełniącymobowiązki adjutanta, które polegały raczej na pielęgnowaniu białego pinczerka,podarowanego nowej żonie przez biurokratę chińskiego.Nic też dziwnego, że piękna pani niecieszyła się w mieście sympatją Mongołów.Grabieże, bójki i pijaństwo trwało śród Czaharów bez końca.Wan-Dziao-Dziuń dołożyłwszelkich starań, aby ich coprędzej wyprawić do Kobda, a pózniej dalej do Urianchaju.Pewnego poranku mieszkańcy Uliasutaju byli świadkami sceny dość niebezpiecznej igroznej.Oddział Czaharów zwolna posuwał się jedyną w mieście ulicą.Jezdzcy siedzieli namałych, kosmatych koniach, jadąc szeregami po trzech.Odziani byli w ciepłe granatowechałaty i narzucone z wierzchu baranie długie kożuchy mongolskie, w wielkie elkowekołpaki, nasunięte na oczy i uszy; uzbrojeni zaś od stóp do głów w karabiny, rewolwery,szable i noże.Jechali z dzikim i przerazliwym krzykiem, wyciem i gwizdaniem, łapczywiespoglądając na sklepy chińskie i na domki kolonistów.Na czele sunął jednooki dowódca-58chunchuz Mo-Taj, a za nim trzech jezdzców w białych kożuchach futrem nazewnątrz.Potrząsali chińskiemi sztandarami w czarne, białe, żółte i czerwone pasy i głucho i ochrypletrąbili w wielkie białe muszle, dzwoniąc przytem przerazliwie.Jakiś Czahar-szeregowiec, nie mogąc oprzeć się pokusie, podjechał do jednego zesklepów, zeskoczył z konia i wtargnął do wnętrza.Natychmiast rozległy się trwożne krzykikupców chińskich.Dowódca żywo obrócił się na siodle, odrazu spostrzegł czaharskiegokonia, stojącego koło sklepu, i pomknął w tamtą stronę.Chrapliwym głosem zawołałCzahara, a gdy ten wypadł ze sklepu, Mo-Taj uderzył go z rozmachem w twarz ciężkimnahajem.Z rozciętego policzka trysnęła krew, lecz Czahar w okamgnieniu wskoczył na koń ipokornie powrócił do szeregu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]