Podobne
- Strona startowa
- Kolodziejczak Tomasz Kolory sztandarow (SCAN dal 111
- Mirkowicz Tomasz Pielgrzymka do Ziemi Swietej Eg
- Tomasz Olszakowski Pan Samochodzik i Arka Noego
- Komentarz do księgi o przyczynach. Tomasz z Akwinu
- Tomasz Mann Czarodziejska góra
- Flawiusz Wojna Zydowska
- Kres Feliks W Krol Bezmiarow
- Goddart Kennetch Alchemik (2)
- Collins Suzanne Igrzyska Âśmierci 01 Igrzyska Âśmierci
- Ziemkiewicz Rafał Walc stulecia
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- nea111.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– głos Basile’a dobywał się z trudem.Chłopak przełykał łzy.– Tylko na chwilę.Chciał pić.– Mam nadzieję, że mu nie dałeś! – Match nie potrafił nad sobą zapanować.Szarpnął Basile’a za ramię, mocno, jego głowa zakolebała się jak u szmacianej lalki.– Nie dałem.Tak jak kazałeś.Może jestem głupi, ale kazałeś.To posłuchałem.I teraz.Basile urwał.Match patrzył pytająco.– Teraz żałuję! – wypalił Basile.– On tak prosił! Mówił, że gorączka go spala.Głos mu się załamał.Znów usiadł, ukrył twarz w wielkich łapskach.– Tak prosił.– powtórzył niewyraźnie.– Mówiłem, że dla rannego w brzuch to śmierć! – Match znów nie zapanował nad emocjami.Rozdarł się na cały głos.– Mówiłem ci.Basile wstał.Stanął przed Matchem, górując nad nim wzrostem.Popatrzył z góry.Na brudnej twarzy łzy wyżłobiły jasne smugi.– I co z tego? – powiedział z goryczą.– Co z tego, że mówiłeś? Co z tego, że jesteś taki mądry, na wszystko znasz odpowiedź? I tak już wszystko wiesz.Rzeczywiście, co z tego? Match poczuł, jak ogarnia go ostateczne zwątpienie.Co z tego, że jestem, jak on mówi, taki mądry? Że wiem, że rannemu w brzuch nie należy dawać pić? Co to, kurwa, zmienia? Co to pomoże?– I tak wiesz, że dla niego nie ma ratunku! Że nic, ani nikt na tym świecie go nie uratuje! Sam tak powiedziałeś.Nic nie uratuje.Nikt nie uratuje.Nic ani nikt na tym świecie.Match poczuł gdzieś głęboko lodowate ukłucie.– Sam, kurwa, mówiłeś.Basile przestał krzyczeć.Mówił cicho, głosem przypominającym skowyt.Nie ma na świecie siły, która mogłaby go uratować.Nie ma na tym świecie siły.Na tym świecie.Match zacisnął pięści.Jest inny świat.Niedaleko stąd, na wyciągnięcie ręki.Inny świat, przepełniony mocą.Przepełniony magią i wiedzą.Niedaleko.Trzeba tylko spróbować.Szansa jest niewielka, bardzo niewielka.Ale jest.Trzeba tylko się odważyć.Tylko spróbować.Trzeba przejść przez to jeszcze raz.Dla niego.– Basile!Cisza.Opuszczone gestem bezradności ramiona.– Basile!Wreszcie jakaś reakcja.Chłopak odwrócił się, spojrzał spode łba.– Odczep się! – powiedział cicho i z rozpaczą.– Odczep się, gówno obchodzisz mnie ty i twoje rozkazy.Końmi nie dojedziemy, nie da się.To niedaleko, ale trzeba się przedzierać przez wykroty i wiatrołomy.Trzeba go zanieść.– Basile! – w głosie zabrzmiał rozkaz.Basile odruchowo wyprostował się.– Dasz radę go nieść?– Dam – odpowiedział machinalnie Basile.Twarz ożywiła się.– Do miasta? Ożywienie zniknęło.Na twarzy Basile’a odbiło się powątpiewanie.– Przecież mówiłeś, że to nic nie da.– chłopak urwał na chwilę.– Match.– podjął wreszcie z wahaniem.– To nic nie da.Może lepiej, by spokojnie.– Umarł? – przerwał Match ze złością.– Nie, nie lepiej.Nie idziemy do miasta.Basile rozjaśnił się.Match pozazdrościł mu.On mi ufa, pomyślał z pewnym zdziwieniem.Wierzy, że coś poradzę.A ja.Ja nie wiem.I boję się.* * *Krąg zdawał się drzemać pod całunem gęstej, zimnej mgły zalegającej nad ziemią cienką warstwą.Głazy zapadnięte głęboko w mech, niektóre ledwie widoczne, inne wydźwignięte na powierzchnię siłą niezliczonych zimowych mrozów i wiosennych roztopów lśniły wilgocią.Jak zawsze.Ktoś, kto zabłąkałby się w ten zakątek puszczy mógłby nawet nie spostrzec kręgu, nie uświadomić sobie, w jak niezwykłe miejsce trafił.Młode drzewka rozpychały się w szczelinach głazów, gęste krzaki poszycia leśnego i grube wiekowe drzewa przesłaniały formę, w jaką ułożone były kamienie.Nie można było ogarnąć wzrokiem kręgu, można było dostrzec tylko kilka najbliższych kamieni.Trzeba było wiedzieć.Krąg tu jest.Krąg czeka.Nad olbrzymim głazem, wyznaczającym centrum migotliwie drga powietrze, załamując promienie światła.Światła, sączącego się przez szczeliny w warstwie mgły.Krąg drzemał od lat pod całunem gęstej, zimnej mgły.I czekał.Czekał od lat.Tylko głazy zapadały się coraz bardziej, kryjąc z wolna pod dywanem mchu.* * *Stanęli na szczycie wydmy.Basile dyszał ciężko, składając ostrożnie bezwładne ciało na miękkim mchu.Przed nimi, u stóp wydmy, rozciągała się rozległa kotlina.Ledwie widział przeciwległe zbocza.Była regularnego kształtu, prawie idealnie okrągła.Całą kotlinę zalegała gęsta mgła.Wystawały z niej jedynie czubki drzew, ostre, ciemne sylwetki świerków, sprawiające wrażenie niezwykle ciemnych na tle szarej mgły.Z kotliny ziało chłodem.Obcością.Tak jak wtedy.Jak przed laty.Znów mgła wirowała wolno.Znów nad kotliną wisiały ciężkie, szare chmury.Wirujące tak jak mgła w kotlinie.Match przetarł spocone od ciężkiego, pospiesznego marszu czoło.Spostrzegł krew na dłoni.To od tego przedzierania się przez zarośla
[ Pobierz całość w formacie PDF ]