Podobne
- Strona startowa
- Norton Andre Lackey Mercedes Zguba elfow
- Andrzej Sapkowski 1. Krew Elfow
- Krew Elfow
- Pierumow Nik Adamant Henny 3
- Nik Pierumow Czarna w3ocznia
- Nik Pierumow Czarna Wlocznia
- DreamWeaver 3 Manual
- Sienkiewicz Henryk Pan Wolodyjowski 9789185805396
- Martel Yann Zycie Pi.BLACK
- Jordan Robert Ognie Niebios
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ayno.opx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jakiś mężczyzna wstał i schował dziwny kamień, pozostali natychmiast podnieśli się z klęczek i skryli za drzwiami wychodzącymi na podwórze.Odczekawszy chwilę, Folko wyszedł z krzaków, kilka razy obejrzał się, chcąc dobrze zapamiętać budynek, i co sił pognał do domu.Nie było sensu wzywać straży - trzeba jak najszybciej powiadomić Torina!Oblicza przyjaciół zmieniały się, w miarę jak zdyszany Folko nieskładnie opowiadał o wydarzeniu, którego był świadkiem.Chwycili za broń.- Malec, żywo po Rogwolda!.Chociaż nie, poczekaj, zanim mu wyjaśnisz co i jak, siedem sztolni bym wykopał.Dobra, spróbujemy sami!Z tymi słowami Torin wyskoczył na ulicę, za nim, w biegu przypinając dagę, sztylet o trójkątnym ostrzu, biegł Malec.Folko westchnął i podążył za nimi.Po drodze zabrali Dorina i Brana, którzy mieszkali nieopodal, po czym już w piątkę pognali na Północną Stronę.Folko bez trudu odnalazł podejrzany dom.- Jesteś pewien? - zwątpił Torin.- Cicho dokoła.I nie różni się od innych.Zamiast odpowiedzi hobbit dał nura w krzaki obok płotu i bez trudu odnalazł znaki, które powycinał nożem.Torin skinął głową z zadowoleniem.- Kto tu mieszka? - zapytał Bran, chwytając oddech, i poprawił siekierę przy pasie.- Wilkołaki?- Nie - odpowiedział Torin szeptem.- Ci, których widzieliśmy w Mogilnikach.- No to zabawimy się! - syknął Dorin, nieuchwytnym dla wzroku ruchem wyszarpując zza pasa topór, który wziął ze sobą mimo zakazu.- Stęskniłem się za robotą, niemal całe życie na to czekałem.- Poczekaj, zrobimy tak - przerwał mu Torin.- Ja, Folko i Malec włazimy przez płot, zobaczymy, co tam jest na ziemi.A ty i Bran w razie czego będziecie nas osłaniali.Zręczne ręce Malca w jednej chwili oderwały kilka desek i Torin pierwszy przedostał się na podwórko.Folko, drżąc z ogarniającej go gorączki bitewnej - nie bał się niczego, wszak przyjaciele byli obok! - ruszył za nim.Wszystko odbyło się cicho, nikt ich nie zauważył.- Gdzie ta rzecz? - zapytał szeptem Torin czołgającego się za nim hobbita.- Tu rzeczywiście jest jakieś popielisko.Pełzli wolniej, starając się nie hałasować, i dokładnie obmacywali rękami ziemię.Pierwszy znalazł coś Malec - nagle jęknął cicho i przywołał pozostałych.- Ciszej bądź! - syknął na niego Torin.- Znalazłeś coś - zuch; potem zobaczymy.To twoje syczenie obudzi pół miasta!Czułe palce hobbita wymacały na kępce niewielkie, ledwo wyczuwalne trójkątne zagłębienie.Torin przejechał po nim dłonią i westchnął.- Tak, coś tu jest.Teraz poszukajmy dokoła.Aha, gdzie oni znikli? W tych drugich od prawej drzwiach? Zaraz zobaczymy.Hej, Mały, pełznij za mną, a ty, Folko, zostań tutaj.My za chwilę.Folko zamarł, rozpaczliwie wpijając się szeroko otwartymi oczami w mrok.Nie ośmielił się złamać polecenia, aż do bólu ściskał w garści łuk i już szacował, jak pośle strzałę w głowę pierwszego wroga, który stanie w drzwiach, gdy nieopodal rozległ się szelest i pojawili się Malec oraz Torin.- Ciekawa sprawa - oświadczył Torin.- To dość duża szopa, stoi na uboczu.Obeszliśmy całą dokoła, ale wszystkie drzwi są zamknięte od zewnątrz! Malec zerknął do środka, tam jest pusto! Nie ma nikogo!- Może przeszli do domu? - zastanawiał się hobbit.- Nie sądzę - odpowiedział Torin.- Doczołgaliśmy się do ścieżki.Jest stratowana ciężkimi buciorami, ale jasne, że goście szli nie do domu, lecz w kierunku furtki na zewnątrz! Wygląda, że goście - fru! Poszukajmy więc jeszcze, a potem.Potem wpadniemy na chwilkę do tutejszych gospodarzy!Zaczęli znowu przeszukiwać mokrą ziemię dokoła przygniecionego kopczyka.Niespodziewanie palce hobbita, przyzwyczajone już do zimna i wilgoci, natrafiły na coś miękkiego, suchego i jeszcze ciepłego.A więc natknął się na popielisko.Już chciał skręcić w bok, gdy wymacał coś twardego i płaskiego.Szeptem zawołał krasnoluda:- Torinie! Coś tu jest w popiele!To był mały nożyk, długi mniej więcej jak jego dłoń, z prostą rękojeścią - na dotyk wydawała się zupełnie gładka - i bardzo ostry; później znalazł w popiele jeszcze dwa takie same nożyki.Po kilku bezowocnych próbach dojrzenia czegoś w otaczającym mroku, Torin cicho zaklął, a w końcu polecił hobbitowi i Malcowi, żeby osłonili go połami płaszczy; szybko skrzesał iskrę i zapalił jedno z zawsze noszonych w kieszeni smołowanych powróseł.W migoczącym świetle małej pochodni mogli dokładnie przypatrzyć się znalezisku.Nie było wątpliwości - trzymali w rękach dokładne kopie tych mieczy, na które natknęli się w dużym popielisku na PoluMogilników.Torin przetarł ostrze rękawem, przysunął ogienek i zobaczyli tę samą zagadkową cechę z łamaną linią, podobną do widzianych z boku schodów.Splunął ze złością i zgasił pochodnię.- Czy nie ma tu kości? - zapytał cichutko i włożył rękę do popieliska.Nie szukał długo.Wkrótce trzymał pełną garść opalonych połamanych kostek.Musieli znowu rozpalić pochodnię i występujący w charakterze znawcy przedmiotu hobbit określił, że są to kości ptaków, najprawdopodobniej kurze.- Do pełnego szczęścia brakuje nam teraz tylko tych szarych - syknął krasnolud Folkowi do ucha.- Dobra, tu już nie mamy nic do roboty, najważniejsze już wiemy.Teraz wracajmy, doprowadzimy się do porządku i wpadniemy do domu.Wyczołgali się na zewnątrz.Dokładny Torin rękojeścią buzdyganu przybił nawet na miejsce wyrwane wcześniej deski.Teraz całą piątką ruszyli dokoła obejścia.Wkrótce znaleźli się przy domu, drzwi były wypaczone, rozeschnięte, okna ciemne i tylko w jednym, na poddaszu, słabo migotał ledwie widoczny płomyk.Przyjaciele oczyścili ubranie z błota, ukryli broń pod płaszczami i Torin, zbliżywszy się do drzwi, mocno i pewnie zastukał.Na przekór oczekiwaniom drzwi otworzyły się od razu.W ciemnościach za progiem pływał trzymany niewidzialną ręką świecznik z palącą się świecą.Ręka należała do owiniętej w płaszcz niskiej chudej postaci, która stała nieruchomo i w milczeniu przyglądała się Torinowi.- Prosimy o wybaczenie czcigodnych gospodarzy - zaczął krasnolud.- Chcemy się widzieć z kimś z goszczących w szopie.- Odeszli - padła obojętna odpowiedź; Folko nie wiedział, czy głos należy do mężczyzny, czy do kobiety, ile ma lat, czy jest to osoba starsza, czy młoda.- Odeszli nie tak dawno - ciągnął głos.- Zatrzymali się tu na kilka dni, na czas handlu w mieście.- A skąd oni byli, nie wiecie, gospodarzu, przypadkiem? - obojętnie zapytał Torin.- Skąd mam wiedzieć.- W głosie mówiącej postaci dał się słyszeć tłumiony śmiech.- Czasem puszczam do siebie tych, którzy nie mają pieniędzy na kwaterę w centrum.A imionami się nie interesuję, byle mieli pozwolenie na handel i myto opłacone.- Ile czasu tu gościli? - dopytywał się krasnolud.- Trzy dni.W głosie nie słychać było ani zdziwienia, ani irytacji.Wydawało się, że gospodarz przywykł odpowiadać na takie pytania każdemu, kto ni stąd, ni zowąd interesuje się jego gośćmi.Torin westchnął i przygryzł wargę.- Co to byli za ludzie? W jakim języku mówili, jak byli ubrani? Jakby nieumyślnie poruszył potężnym ramieniem i przysunął się do drzwi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]