Podobne
- Strona startowa
- Hearne Kevin Kroniki Żelaznego Druida Tom 6 Kronika Wykrakanej mierci
- KS. DR PROF. MICHAŁ SOPOĆKO MIŁOSIERDZIE BOGA W DZIEŁACH JEGO TOM IV
- Moorcock Michael Zeglarz Morz Przeznaczenia Sagi o Elryku Tom III
- Moorcock Michael Zwiastun Bur Sagi o Elryku Tom VIII (SCAN da
- Moorcock Michael Kronika Czarnego Miecza Sagi o Elryku Tom VII
- Moorcock Michael Sniace miasto Sagi o Elryku Tom IV
- Bell Ted Alex Hawke 6 Zamach
- Herodot Dzieje
- Jan Od KrzyA1 4a, A w DzieA,a
- Jones James Stad do wiecznosci
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- alu85.keep.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Najlepsze, co można zrobić, to dawać jej to, czego pragnie, więc zdecydowałem się karmić dziennikarzy jak największymi jej porcjami.- Słyszałem tę śpiewkę już setki razy, a to o wiele za dużo.Pozwól, że coś ci powiem, Brian.Spieprzyłeś sprawę.Ty i ta banda bezmózgowców, których nazywasz swoim sztabem.W rezultacie inicjatywa, której poświęciłem mnóstwo wysiłku, praktycznie dzieło mojego życia, zeszła na boczny tor i nikt nie zwraca na nią uwagi.- Panie prezydencie.Ballard uniósł rękę jak policjant kierujący ruchem.- Jeszcze nie skończyłem - rzucił.- Szyfrowanie to nie moja działka.I nigdy nie była.Nigdy nie zamierzałem bić się o to z Rogerem Gordianem, w każdym razie nie publicznie, a w tej chwili to się akurat dzieje.On właśnie przemierza miasto z wielkimi rękawicami bokserskimi na rękach.A to mnie bynajmniej nie uszczęśliwia.Na chwilę zapadła cisza.- Panie prezydencie, jeżeli uważa pan, że mogę w tej chwili coś zrobić.- Istotnie, jest coś takiego - odparł Ballard.- Na początek powiedz tym ludziom z telewizji, że za trzydzieści sekund wkroczę do sali, czy będą na to przygotowani, czy też nie.Potem zabierz na lunch tę śliczną, wysoko postawioną panienkę z telewizji, z którą przed chwilą rozmawiałeś - myślę, że Fourth Estate byłaby odpowiednią restauracją - i zapytaj, czy znajdzie dla ciebie posadę w swojej sieci.Wiesz dlaczego? Dlatego, że kiedy w przyszłym tygodniu wrócę z Azji, chcę znaleźć na biurku twoją rezygnację.Terskoff zbladł.- Panie prezydencie.Ballard wskazał na swój zegarek.- Dwadzieścia sekund - powiedział.Sekretarzowi prasowemu zaczęły drżeć wargi.Wahał się jeszcze dwie lub trzy sekundy, po czym obrócił się na pięcie i wbiegł do Gabinetu Wschodniego.Dokładnie osiemnaście sekund później prezydent usłyszał swoje nazwisko i wszedł do środka.Salę Murrowa w National Press Center wypełnili po brzegi dziennikarze.Niczym wielki, samoreplikujący się organizm, waszyngtoński korpus prasowy podzielił siły między dwa fronty batalii, która wkrótce miała osiągnąć apogeum, gdy podczas konferencji prasowych prezydent i Roger Gordian zaczną rzucać na siebie gromy w poprzek Pennsylvania Avenue.Dziennikarze pragnęli wielkich nagłówków, dramatycznych słów, transmisji na żywo z sensacyjnych wydarzeń.Pragnęli całego legionu adwokatów i byłych polityków, którzy narodzili się powtórnie jako komentatorzy telewizyjni, a między kolejnymi okresami czystek - regularnie się kłócili.Dziennikarze spodziewali się, że w powietrzu będą latały bomby, i te oczekiwania trochę niepokoiły Rogera Gordiana - prawdopodobnie dlatego, że zdawał sobie sprawę, iż sensacja nie osiągnie poziomu, na jakim zawieszono poprzeczkę.Poza tym nie zamierzał wygłaszać gromkich oracji, które podburzałyby kogokolwiek przeciw komukolwiek.W końcu, uznał, nie ma dla niego znaczenia, czy dziennikarze będą rozczarowani.Nie byłby też załamany, gdyby się nie pokazali, pozwalając jego wzmocnionemu elektronicznie głosowi płynąć w salę wypełnioną po brzegi pustymi fotelami.Przybył tu, by przedstawić swoje stanowisko i - zwycięży czy przegra - było to najlepsze, co mógł zrobić.Wspiął się na podium i milczał przez długą chwilę.Chuck Kirby, Megan Breen, Vince Scull i Alex Nordstrum siedzieli za nim po prawej, natomiast Dan Parker, Richard Sobel i dyrektor FBI, Robert Lang - po lewej.- Panie i panowie dziennikarze, dziękuję za przybycie - powiedział w końcu.- Właśnie w tej chwili, w miejscu oddalonym stąd zaledwie o kilka przecznic, podpisywana jest Karta Morrisona-Fiore'a, akt znoszący wszelkie ograniczenia dotyczące transferów i handlu technikami szyfrowania.Nie wiem, jakie jest państwa zdanie na ten temat, jednak przez ostatnie kilka miesięcy próbowałem jasno przedstawić swoje.Mój sprzeciw wobec zniesienia ścisłej kontroli państwa nad handlem komputerami i oprogramowaniem wykorzystywanym w kryptografii pozostaje stanowczy i niezachwiany.Mimo to wydaje mi się, że poglądy te wciąż budzą jakieś wątpliwości.Przede wszystkim dlatego właśnie zwracam się dziś do państwa.- Gordian urwał i poprawił mikrofon.- Nie wiem wiele na temat techniki i jej znaczenia jako siły łączącej i jednoczącej świat - kontynuował.- Wierzę jednak, że wiedza to wolność, a informacja to podstawa i kamień węgielny wiedzy.Moja sieć łączności miała w zamierzeniu przełamać wszelkie bariery, które wciąż utrzymują ludzi w mrokach zacofania i tyranii.I jestem niezmiernie dumny z sukcesów, które już osiągnąłem na tym polu.Spójrzmy jednak prawdzie w oczy: Ameryka ma wrogów.Popełnimy błąd, jeśli pomylimy globalizację zaawansowanej techniki z rezygnacją z praw i imperatywów, które przysługują nam jako suwerennemu narodowi.A obawiam się, że Karta Morrisona-Fiore'a jest właśnie, niestety, milowym krokiem na drodze ku temu.Z drugiej strony, moi krytycy dowodzą, że próbuję tylko na próżno wcisnąć z powrotem dżinna do lampy, dążąc do utrzymania kontroli nad technikami szyfrowania tak jak nad każdym innym potężnym narzędziem.Dowodzą, że skoro oprogramowanie wykorzystywane w kryptografii można względnie łatwo przemycać poprzez niewidzialne granice cyberprzestrzeni, powinniśmy raczej udawać, że granice te w ogóle nie istnieją, niż lepiej je wytyczać.Mówią, że skoro w odniesieniu do tego problemu mamy świadomość nieadekwatności i wewnętrznej sprzeczności obowiązującego prawa i że skoro rzeczywiste i poważne przeszkody nie pozwalają zastosować wobec technik szyfrowania pojęcia granic terytorialnych, powinniśmy raczej z nich zrezygnować, niż wytrwale wprowadzać tu większą harmonię.Przyznaję, że ten sposób myślenia wprawia mnie w zakłopotanie.Czyżbyśmy mieli rezygnować z prób opanowania elektronicznego piractwa tylko dlatego, że może to być trudne? Czyżbyśmy mieli odmówić zajęcia się problemem tylko dlatego, że może nas on zrażać? Jeśli tak to będzie wyglądać, gdzie wytyczymy granicę? Czy wkrótce zezwolimy na swobodny przepływ broni i narkotyków między państwami? To wcale nie jest naciągane porównanie.Międzynarodowi przestępcy i praktycy zbrodni wiedzą już, że znajomość technik szyfrowania da im znaczną przewagę nad stróżami porządku, pozwoli ukryć przed światem ich działalność.Wiedzą już o tym i uczą się szybko, jak zamieniać tę wiedzę na pieniądze.Zapewniam was, że kiedy rezygnujemy z przewagi nad światem przestępczym i przestępcami, nie zezwalamy tylko na dezintegrację istniejących granic.Robimy coś o wiele gorszego.Ryzykujemy dezintegrację naszej woli jako siły sprawczej cywilizacji.A to, panie i panowie, przeraża mnie bardziej niż cokolwiek innego.Nordstrum przebiegł wzrokiem po tłumie dziennikarzy.Pomyślał, że na razie Gordianowi idzie wspaniale, i chociaż z wiecznie znudzonych min swoich koleżanek i kolegów z trudem mógł cokolwiek wyczytać, zauważył, że kilkoro kiwa głowami, a reszta sprawia wrażenie, że przynajmniej uważnie słucha
[ Pobierz całość w formacie PDF ]