Podobne
- Strona startowa
- Hearne Kevin Kroniki Żelaznego Druida Tom 6 Kronika Wykrakanej mierci
- Cook Glenn Czerwone Zelazne Noce
- Roger Manvell, Heinrich Fraenkel Goering
- Koontz Dean R Zimny ogien
- Sapkowski Andrzej Wieczny ogień
- Mroz Remigiusz Zaginiecie Remigiusz Mroz
- Zelazny Roger & Sheckley Robert Przyniescie mi glowe ksiecia
- Zelazny Roger i Sheckley Robert Przyniescie mi glowe ksiecia
- Harry Eric L Strzec i bronic (2)
- Niziurski Edmund Opowiadania.BLACK
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- mieszaniec.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Koniec pieśni.To jest teraz.Ból.Przerwanie jedzenia.Skończyć pieśń tutaj? Dryfując, napełniona.Nie.Wypełnić się jeszcze jeden raz? Wznosząc się, mijając chmury cząsteczek tak wypełnione, że aż twarde? Wznosząc się, śpiewając, do miejsca w górze, źródła upadku jedzenia? Nieokreślony punkt przecięcia, osie kątów upadku.Znajdź to, gdzieś, w górze.Przestań śpiewać tam.Znajdź to, poczuj to, poznaj to i spadnij.Wdrapać się do samego nieba, śpiewając, taniec wiatru, taniec końca, dotykanie struktur.Czując, przebijając się, wzywając.Lepiej spaść z wysoka niż z jakiejś pośredniej wysokości, być może wiedząc, opowiadając.Idź więc, wysoko w górę, przed pęknięciem torby.Aby znać źródło.Zrozumieć tajemnicę.Spaść wtedy, daleko, wreszcie w ciszy i wiedząc, na dole, w Wiecznogłębi, wiedząc.Dotknąwszy.Znając źródło, życie.Oddany Głos? Nieważne.By wiedzieć, przy końcu śpiewania.Napełniając się teraz powietrzem.Jak poszarpane błyskawice w ciele, ból.Otworzyć.Wzywając, młode jego głosu: „Nie idź.Nie idź teraz.Zostań.Rozważaj i śpiewaj”.Śpiewając także to, w burzę i upadek, kontrapunkt, nabierając powietrza.Rosnąc, ból jak gorąco.Iść.Iść.Wysoko.Poczuć, odśpiewać, czując.Unosząc się, powoli.Idąc.Wznosząc się.Witaj, witaj.Idąc.Zegnaj, żegnaj.Dotykając, struktura chmur.Miękko, twardo.Gorąco, zimno.Unosząc się, wieża gorącego powietrza, tam.Dołącz do niej.Łatwiejsza droga, w ten sposób.Unosząc się szybciej.Fontanna gorąca.Posuwając się, unosząc.Wyżej.Przez chmury.W górę.Jasne skwarki, chmury popychane przez wiatr, zamyśleni, spadek jedzenia.Wyżej.Wzbijając się w górę, rozszerzając się.Palące bóle, skrzypienie torby.Szybciej.Podrzucana i wirująca.Przytłumienie pieśni, chmury, wiatry, skwierczenie.Głosy nikłe, niklejsze.Tam w dole, nakrapiane ogniem, cętkowane chmurami, obmywane przez wiatr, zamiatane upadkiem, małe - młode jego głosu, słuchające.Słuchające.Wyżej.Odśpiewując, ten głos.Opowiadając.Opowiadając, o unoszeniu się i dryfowaniu.O wzbijaniu się.Poniżej, młode tego głosu, słyszące.Unosząc się.w gorąco, w bezustanny spadek jedzenia.„Głos tutaj, głos tutaj”, śpiewając o głosie, do śpiewających tam.Idąc, w dół pieśń? Słysząc, jakiś głos, gdzieś? W górze?Wyżej.Śpiewając, teraz głośniej, wewnątrz wznoszącego się gorąca.Sięgając, sięgając.Rozszerzając się, skrzypiąc.Ból, gorąco i rozszerzanie.Jest żar, wszystko.Bicie, bicie, bicie, bicie, bicie.Idący za nią puls Wiecznogłębi.Dopasowujący się puls tego głosu.Wolno, miarowo.Wzywając.Wysyłając pieśń tego głosu z powrotem na dół.„Głos tutaj.”Nie odpowiada.Znowu.„Oddany Głos? Załamie się szybko, ta torba, ten głos.Odśpiewaj”.Nie odpowiada.Wyżej.Wyżej.Tak wysoko, nigdy.Poniżej wszędzie chmury.Wiecznochmur.Przytłumione, pieśni młodych tego głosu.Za daleko.W górze malutkie.Coś, coś.Śpiewając, dziwny głos, dziwna pieśń nigdy u tego głosu nie słyszana.Nie rozumiejąc.Wyżej.Goręcej.„Głos tutaj.”Coś, gdzieś w górze.Daleko.Za daleko.Głośniej teraz, dziwne śpiewanie.Dopasowując się do niego, ten głos, teraz.Próbując.Do tego, „Mm-mm-mm-mm-mm? Oddany Głos? Do Wiecznogłębi, wkrótce, ten głos.Nieś ten głos, karm ciałem ten głos, w dół.W dół, do Wiecznogłębi, Oddany Głos.Do miejsca wiecznego spokoju, nieba pełnego jedzenia, bez zalotów, bez rodzenia, bez pękania toreb, bez sporów i wiecznośpiewnie doskonałego.Witaj, witaj? Oddany Głos? Oddany Głos.Witaj? Mm-mm-mm-mm-mm”.W górze i malutki.W górze i malutki.Ruszający się szybko.Za daleko.Za daleko.Idzie nie w górę, śpiew.Nie zmienia się pieśń z wysoka.Bez odpowiedzi.Drżąc, skrzypiąc, pędząc.Gorąco, gorąco.Teraz, teraz pęknięcie.Ból.Poniewierana, zmiatana na bok.Odwracana.Wirująca.Zapadająca się.Maleje, niebo, wszystko.Spadając.Spadając.Mniejsza.Żegnaj.Słabnięcie, słabnięcie tego głosu zaczyna się.W dół, wirując.Szybciej.Szybciej niż spadek jedzenia, przez chmury, z powrotem, chłodniej, chłodniej, bezdźwięczna, kurcząca się.Światła, ognie, wiatry, pieśni, uciekające do tylu.Głośno, głośno.Żegnaj.Puls Wiecznogłębi.Witaj.Oddany Głos? Upadając.Wektoryzacja symetrii spiralnej wskazuje.Pulsowanie jest wszystkim.Po obiedzie Rick, niejasno zakłopotany, przeszedł do centrum kontrolnego.Martwiło go to, że podeptał ideę uwielbianą przez drugiego człowieka.Zdecydował, że dziesięciominutowa pokuta powinna wystarczyć dla uspokojenia sumienia, poza tym mógłby sprawdzić swoje przyrządy, kiedy tam będzie.Gdy wszedł do jasnego, chłodnego pomieszczenia, zobaczył, że Morton wykonuje mały taniec do taktu ciągu niesamowitych dźwięków wydobywających się z jednego z jego urządzeń monitorujących.- Rick! - zawołał, kiedy go dostrzegł.- Posłuchaj materiału, który odebrałem!- Słucham.Z głośnika dochodziły nuty pieśni śmierci stworzenia.- Brzmi to tak, jakby jedno z nich uniosło się na niezwykłą wysokość.Sądziłem, że są na niższym pozio.- To zakłócenia atmosferyczne - powiedział Rick.- Tam na dole nic nie ma.Stajesz się przewrażliwiony na punkcie tej sprawy.Chciał natychmiast ugryźć się w język, ale nie mógł się powstrzymać i powiedział to, co czuł.- Nigdy nie łapaliśmy niczego z atmosfery na tej częstotliwości.- Wiesz, co się dzieje z artystami, którzy zakochują się w swoich modelkach? Marnie kończą.Tak samo jest z naukowcami.- Słuchaj dalej.Coś to nadaje.Potem to urywa się nagle, tak jakby.- To coś innego, prawda.Ale po prostu nie wierzę, żeby cokolwiek mogło przedrzeć się przez tę zupę.- Pewnego dnia z nimi porozmawiam - upierał się Morton.Rick pokręcił głową, a potem zmusił się, by ponownie zacząć mówić.- Odegraj to od początku - zaproponował.Morton nacisnął przycisk i po kilku chwilach przerwy brzęczący, mruczący, świszczący ciąg zaczął się od nowa.- Myślałem o tym, co powiedziałeś wcześniej - zauważył Morton - o komunikacji.- Tak?- Pytałeś, co mielibyśmy sobie do powiedzenia.- Tak.Jeśli one tam są.Wysokość dźwięków rosła.Rick zaczął się czuć nieswojo.Czy to możliwe, żeby tam?.- Nie miałyby słów na określenie wszystkich konkretnych rzeczy, które wypełniają nasze życie - stwierdził Morton - a nawet wiele naszych pojęć abstrakcyjnych opartych jest na posiadaniu ludzkiej anatomii i fizjologii.Nasza poezja, z dolinami i górami, z rzeką i polem, nocą i dniem, z gwiazdami i słońcem, nie spotkałaby się ze zbytnim zrozumieniem.Rick kiwnął głową.Jeżeli istnieją, zastanawiał się, co miałyby takiego, czego potrzebujemy?- Być może tylko muzyka i matematyka, nasze najbardziej abstrakcyjne dziedziny sztuki i nauki, mogłyby służyć jako podstawa porozumienia - kontynuował Morton.- By wyjść poza te tematy, musielibyśmy tak naprawdę rozwinąć jakiś rodzaj metajęzyka.- Nagranie ich pieśni mogłoby mieć jakąś wartość handlową - zastanawiał się Rick.- A potem? - podpowiedział niższy mężczyzna
[ Pobierz całość w formacie PDF ]