Podobne
- Strona startowa
- Simak Clifford D Dzieci naszych dzieci (SCAN dal (3)
- Heyerdahl Thor Aku Aku (SCAN dal 921)
- Bulyczow Kiryl Ludzie jak ludzie (SCAN dal 756
- Moorcock Michael Zwiastun Bur Sagi o Elryku Tom VIII (SCAN da
- Clarke Arthur C. Baxter Stephen Swiatlo minionych dni (SCAN dal
- McCaffrey Anne Lackey Mercedes Statek ktory poszukiwal (SCAN d
- Norton Andre Lackey Mercedes Elfia Krew (SCAN dal 996)
- Moorcock Michael Perlowa Fort Sagi o Elryku Tom II (SCAN dal
- Moorcock Michael Elryk z Meln Sagi o Elryku Tom I (SCAN dal 8
- John Steinbeck Pastwiska Niebieskie
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- starereklamy.pev.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dobrze - Rumata skinął głową i kazał służbie stanąć w szeregu.Służących było sześciu nie licząc kucharki - wszystko ludzie oblatani, nawykli do bójek ulicznych.Z szarymi, oczywiście, nie będą wchodzić w zatargi z obawy przed gniewem wszechwładnego ministra, ale oberwańcom nocnej armii potrafią stawić czoło, tym bardziej że rozbójnicy będą tej nocy szukać łatwej zdobyczy.Dwie kusze, cztery siekiery, ciężkie noże rzeźnickie, żelazne hełmy, drzwi solidne, okute, jak tu jest w zwyczaju, żelazem.A może jednak nie iść?Rumata udał się na górę i wszedł na palcach do pokoju Kiry.Spała w ubraniu zwinięta w kłębuszek na nie rozesłanym łóżku.Stał nad nią chwilę z kagankiem w ręku.Iść czy nie iść? Okrył ją pledem, pocałował w policzek i wrócił do gabinetu.Musi iść.Cokolwiek się tam dzieje, zwiadowca winien być w samym ogniu wydarzeń.To i dla historyków z pożytkiem.Uśmiechnął się, zdjął z głowy obręcz, starannie przetarł miękkim zamszem obiektyw i włożył ją ponownie.Potem zawołał Una i kazał mu przynieść uniform wojskowy oraz wyczyszczony do blasku miedziany hełm.Pod kamizelę wprost na koszulkę wciągnął wzdrygając się z chłodu kaftan z plastycznego metalu w kształcie kolczugi (tutejsze kolczugi stanowiły niezłą ochronę przed mieczem i kindżałem, natomiast strzała z kuszy przebijała je na wylot).Zapinając pas wojskowy z metalowymi sprzączkami, rzekł do Dna:- Posłuchaj mnie, chłopcze.Tobie ufam najbardziej.Cokolwiek by tu zaszło, pamiętaj, że Kirze włos nie śmie spaść z głowy.Niech spłonie dom, niech rozgrabią wszystkie pieniądze, ale ocal mi Kirę.Wyprowadź ją po dachach, przez piwnice, jak chcesz, tylko mi ją ocal.Rozumiesz?- Rozumiem - odpowiedział Uno.- Ale może niech pan dziś nie wychodzi.- Słuchaj dalej.Jeżeli za trzy dni nie wrócę, bierz Kirę i wywieź ją do sajwy, do Czkającego Lasu.Wiesz, gdzie to jest? Otóż w Czkającym Lesie znajdziesz Pijacką Gawrę, to taka chata stojąca niedaleko drogi.Jak się zapytasz, pokażą ci.Tylko uważaj, kogo pytasz.W tej chacie znajdziesz człowieka, który się nazywa ojciec Cabani Opowiesz mu wszystko.Rozumiesz?- Rozumiem.Ale lepiej, żeby pan nie wychodził.- Ja też bym wolał.Nie mogę jednak - służba.No, trzymaj się.Prztyknął chłopca leciutko w nos i odpowiedział uśmiechem na jego nieporadny uśmiech.Na dole wygłosił krótkie pokrzepiające przemówienie do służących, wyszedł za próg i znów znalazł się w ciemnościach.Za jego plecami zgrzytnęły zasuwy.Komnaty księcia były zawsze, bez względu na okres historyczny, marnie strzeżone.Może właśnie dlatego osoba książąt arkanarskich nigdy nie bywała obiektem zamachów.A już w szczególności nie interesowano się obecnym księciem.Nikomu nie był potrzebny ów wątły błękitnooki chłopczyk, podobny do wszystkich, tylko nie do swego ojca.Rumata lubił małego księcia.Ponieważ zupełnie nie dbano o jego wychowanie, był bardzo pojętny, pozbawiony cech okrucieństwa, nie cierpiał - instynktownie zapewne - don Reby, lubił wyśpiewywać głośno różne piosenki do słów Zurena i bawić się okręcikami.Rumata sprowadzał dla niego z metropolii książki z obrazkami, opowiadał o gwiaździstym niebie, a pewnego dnia na zawsze podbił serce chłopca bajką o latających statkach.Dla Rumaty.rzadko stykającego się z dziećmi, dziesięcioletni książę był antypodą wszystkich stanów tego dzikiego kraju.Właśnie i takich zwyczajnych błękitnookich malców, jednakowych we wszystkich stanach, wyrastały potem bestie, ciemne nieuki, pokorni służalcy, a przecież w tych dzieciach nie było najmniejszych śladów ani zadatków tej ohydy.Rumata chwytał się chwilami na myśli, jak to byłoby wspaniale, gdyby z planety zniknęli wszyscy ludzie powyżej lat dziesięciu.Książę już spał.Rumata stanął przy łożu śpiącego chłopca obok przekazującego mu dyżur gwardzisty wykonując złożone, wymagane przez dworski ceremoniał ruchy obnażonymi mieczami, potem zgodnie z tradycją sprawdził, czy wszystkie okna są zamknięte, wszystkie piastunki na miejscu, czy we wszystkich pokojach palą się kaganki, wrócił na korytarz, rozegrał z kończącym dyżur gwardzistą partię kości i spytał go o zdanie na temat atmosfery w mieście.Szlachcic znacznego rodu i równie znacznego rozumu zadumał się głęboko, po czym wyraził przypuszczenie, że to lud przygotowuje się do uczczenia dnia świętego Miki.Po jego odejściu Rumata przysunął fotel do okna, usadowił się wygodnie.Dom księcia stał na wzgórzu i w dzień miasto było stąd widoczne aż do wybrzeża morskiego.Teraz jednak wszystko tonęło w mroku, tylko migotały rozrzucone skupiska świateł na skrzyżowaniach, gdzie stali czekający na sygnał szturmowcy z pochodniami.Miasto spało lub udawało, że śpi.Ciekawe, czy mieszkańcy przeczuwali, że dzisiejszej nocy zawisło nad ich głowami coś straszliwego? Czy jak ów szlachcic znacznego rozumu również sądzili, że ktoś szykuje się do obchodów dnia świętego Miki? Dwieście tysięcy mężczyzn i kobiet.Dwieście tysięcy kowali, rusznikarzy, rzeźników, galanteryjników, jubilerów, gospodyń domowych, prostytutek, mnichów, wekslarzy, żołnierzy, włóczęgów, ocalałych uczonych przewracało się teraz w dusznych, cuchnących pluskwami łożach - spali, kochali się, obliczali w myślach zyski, płakali, zgrzytali zębami ze złości lub obrazy.Dwieście tysięcy mieszkańców! W oczach przybysza z Ziemi łączyło ich jakaś cecha wspólna
[ Pobierz całość w formacie PDF ]