Podobne
- Strona startowa
- Brooks Terry Piesn Shannary (SCAN dal 738)
- Brooks Terry Kapitan Hak scr
- 02 Terry Brooks Mroczne Widmo
- Brooks Terry Potomkowie Shannary (SCAN dal 8
- Brooks Terry Potomkowie Shannary (SCAN dal 8 (2)
- Goodkind Terry Pierwsze prawo magii
- Brooks Terry Potomkowie Shannary
- Weber Dav
- Saylor Steven Ostatnie sprawy Gordianusa
- Władysław Łoziński Pko proroka
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ayno.opx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wylądował niejako w biegu, pochylił głowę i runął do szarży.Głowy często używał, toteż była wyjątkowo twarda.Przekonał się o tym żołnierz stojący przy drzwiach, gdy trafiła go nieco nad klamrą od pasa.Bigmac usłyszał jedynie zduszony jęk i łomot i wypadł na korytarz.Znowu coś łupnęło i rozległ się dźwięk, jaki wydaje wyłącznie telefon spadający z pewnej wysokości na podłogę.Ktoś krzyknął:- Stać, bo strzelam!Ale Bigmac nie reagował na prowokację, mając nadzieję, że para prawie nowych doc martensów model 1990, kupionych prawie legalnie przez brata od kierowcy ciężarówki, który miał ich pełną pakę, okaże się lepsza do uników i biegu od policyjnych buciorów.Ten, co krzyczał, że będzie strzelać, strzelił.Coś dźwięknęło przed Bigmakiem, ale skręcił, przemknął pod rozpostartymi ramionami innego policjanta i wypadł na podwórko, gdzie kolejny policjant stał obok czegoś, co wyglądało na jurajski rower, wykonane bowiem było ani chybi z zespawanych rynien.Bigmac w dwóch skokach dopadł pradziadka rowerów, wskoczył na siodełko i łapiąc kierownicę, wparł stopy w pedały.- Ej, co ty wyprą.Głos policjanta ścichł gdzieś z tyłu.Rower z piskiem opon skręcił w ulicę biegnącą za posterunkiem.Była brukowana kocimi łbami, rower miał porządne, skórzane siodełko, a Bigmac miał naprawdę cienkie spodnie.- Nic dziwnego, że wszyscy tu są w depresji! - jęknął Bigmac, próbując jazdy na stojąco.- Szpieg! Szpieg! Szpieg!- Zamknij się wreszcie! Miałeś uciekać do Londynu!- Ale nie teraz - odszczeknął się dzieciak, podciągając portki.- Lepsze jest łapanie szpiegów tutaj.Byli z powrotem w centrum miasta, a chłopak z podziwu godnym uporem ciągnął się za Wobblerem, pokazując go każdemu przechodniowi i reklamując jako szpiega.Na szczęście nikt nie miał zamiaru go aresztować, choć sporo osób dziwnie na niego spoglądało.- Mój brat Roń jest policjantem! - oznajmił dumnie chłopak.- Przyjedzie z Londynu i cię zastrzeli, szpiegu.- Poszedł! Sio!- A figę!Po przeciwnej strome ulicy, od której odbijała Paradise Street, stał niewielki kościółek, a raczej kaplica nonkonformistów.Przynajmniej tak twierdził Yo-less.Kaplica była zdecydowanie zamknięta, a para świerków rosnących przy drzwiach sprawiała wrażenie, jakby z chęcią wzięły prysznic, by pozbyć się popiołu z igliwia.Cała trójka przysiadła na stopniach, spoglądając na ulicę, na której jakaś kobiecina pracowicie szorowała stopnie i próg swego domu.- Ta kaplica została trafiona? - spytała Kirsty.- Chciałaś powiedzieć: „zostanie”.Chyba nie.- Szkoda.- Ciągle stoi w 1996 - wtrącił się Yo-less - tylko jest wykorzystywana do zadań społecznych.Wiecie: zajęcia z aerobiku i takie tam.Wiem, bo co środę chodzę na kurs tańca Morrisa.Będę chodził, znaczy się.- Ty?! - zdziwiła się Kirsty.- Ty się uczysz tańców Morrisa? Z chusteczkami, dzwoneczkami i resztą? Ty?- Ja, a bo co? - spytał chłodno Yo-less.- Coś ci się nie podoba?- Cóż.no.no, naturalnie że nie.tylko.no.jest to trochę.trochę nietypowe zainteresowanie, jak na kogoś.o twoim.twoim, no.Yo-less popławił się chwilę w jej dukaniu.- Wzroście? - podpowiedział takim tonem, że Kirsty odjęło mowę.- Tak - warknęła po chwili.Po sąsiedzku wyszła następna kobieta i zabrała się do szorowania własnego progu.- I co będziemy robić? - Kirsty wróciła do bezpieczniejszego tematu.- Właśnie myślę - odparł Yo-less.Gdzieś w oddali rozdzwonił się dzwon.Najwyraźniej mu się to podobało, bo dzwonił długo i namiętnie.- Ja też myślę - dodał Johnny.- I właśnie mi wyszło, że od dawna nie widzieliśmy Bigmaca.- To dobrze, jakoś mi go nie brak - skwitowała to Kirsty.- Chodzi mi o to, że on może mieć kłopoty - wyjaśnił cierpliwie Johnny.- Co znaczy: „może”? - zdziwił się Yo-less.- On ma kłopoty.- Wobblera też nie widzieliśmy - dodał Johnny.- Pewnie gdzieś się schował.Kolejna kobieta, tym razem po przeciwnej stronie ulicy, przystąpiła do współzawodnictwa w szorowaniu.Kirsty wyprostowała się.- Dlaczego się zachowujemy jak niedojdy? - spytała.- Powinniśmy coś wymyślić! To nie jest aż takie trudne: możemy.możemy.- Zadzwonić do wuja Adolfa i powiedzieć mu, żeby się dzisiaj nie wygłupiał z nalotami - parsknął Yo-less pogardliwie.- Co prawda nie pamiętam akurat jego numeru, ale berlińska informacja telefoniczna powinna znać go na pamięć.Johnny zniechęcony wpatrywał się w wózek - nie spodziewał się, że podróże w czasie są takie trudne.Myślał o wszystkich tych zmarnowanych lekcjach, na których człowiekowi głupstwa opowiadają, zamiast powiedzieć, dajmy na to, co zrobić, jak ktoś na pół szalony zostawi ci wózek pełen czasu.Szkoła nigdy nie uczyła niczego przydatnego w życiu.Pewnie nie było, jak podejrzewał, prostego przewodnika, co zrobić w niespodziewanych sytuacjach, na przykład gdyby wyszło na to, że jest się sąsiadem Presleya.Spojrzał wzdłuż Paradise Street i dosłownie czuł, jak obok przelatuje czas.Yo-less i Kirsty jakoś wyblakli - wiedział, że są obok, ale tak, jak czuje się coś we śnie.Znacznie realniejsze było wrażenie, że niektórzy nieletni piłkarze poszli już spać, zapadł zmierzch, a od południowego zachodu nadciągały chmury, przykrywając pogrążone w mroku miasto.W ciemności nadleciały bombowce i w dół poszybowały bomby, zmieniając w ogień domy, działki, ludzi, bramę ze słupkami i świeżo wyszorowane progi.Kapitan Harris obrócił w palcach zegarek Bigmaca.- Zadziwiające: tu pisze Made in Japan.- Ale przebiegłość - przyznał sierżant.Kapitan obejrzał z kolei radio.- Też japońskie.Tu z tyłu też pisze Made in Japan.Dlaczego? I dlaczego z tyłu?- Zmyślny naród - przyznał sierżant.- Pewnie przez ten ryż, tak przynajmniej uważa mój tata.Był tam u nich.Kapitan Harris wsunął jedną ze słuchawek w ucho i włączył radio.Usłyszał jedynie szum, który mniej więcej gdzieś za czterdzieści osiem lat miał zostać zastąpiony przez Radio Blackbury.- Działa.- mruknął
[ Pobierz całość w formacie PDF ]