Podobne
- Strona startowa
- Brooks Terry Piesn Shannary (SCAN dal 738)
- Brooks Terry Kapitan Hak scr
- 02 Terry Brooks Mroczne Widmo
- Brooks Terry Potomkowie Shannary (SCAN dal 8
- Brooks Terry Potomkowie Shannary (SCAN dal 8 (2)
- Goodkind Terry Pierwsze prawo magii
- Brooks Terry Potomkowie Shannary
- Bulyczow Kir Swiatynia czarownic
- Susan C. W. Abbotson Critical Companion to Arthur Mi
- Cook Robin Wstrzas (2)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- adam0012.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Czy za wiele wymagam, kiedy chcę się dowiedzieć, co się dzieje?Zdawało się, że nikt ich nie słucha.- Dlaczego nie ma sposobu, żeby dołączyć dźwięk? - narzekał Dibbler.- To był świetny dialog.Nie zrozumiałem ani słowa, ale dobry dialog umiem rozpoznać od razu.- Papugi - odparł spokojnie korbowy.- Takie zwykłe howondalandzkie zielone.Zadziwiające ptaki.Mają pamięć jak słonie.Wystarczy zebrać parę tuzinów różnej wielkości, a mamy pełny zestaw wokalny.Pogrążyli się w technicznej dyskusji.Victor zsunął się z grzbietu wielbłąda i przemknął pod jego szyją, żeby dotrzeć do Ginger.- Posłuchaj - szepnął z naciskiem.- To zupełnie tak jak poprzednio.Tylko mocniej.Jak we śnie.Korbowy zaczął robić obrazki, a reszta była jak sen.- Tak, ale co my robiliśmy? - spytała.- Robiliście tyle - odparł Skallin - że Victor pogalopował wielbłądem pod sam namiot, zeskoczył, ruszył na nas jak wiatrak.-.skakał po kamieniach i śmiał się.- uzupełnił Morry.- Tak.I powiedziałeś do Morry’ego: „A masz, Ohydny Czarny Sługusie” - mówił dalej Skallin.- A potem walnąłeś go mieczem w ramię, aż zabrzęczało, wyciąłeś dziurę w namiocie.- Szermierka była niezła - pochwalił Morry.- Trochę na pokaz, ale całkiem niezła.- Przecież ja nie potrafię.- zaczął Victor.-.i ona leżała tam cała sennie mentalna, a ty porwałeś ją, a ona powiedziała.- Sennie mentalna? - powtórzyła niepewnie Ginger.- Sentymentalna - wyjaśnił Victor.-Jemu chodziło o sentymentalną.-.ona powiedziała: „Ależ to Złodziej z.Złodziej z.” - Skallin zawahał się.- Bok Taty, tak chyba mówiłaś.- Bak Dziada - poprawił go Morry, rozcierając ramię.- Właśnie; a potem powiedziała: „Grozi ci wielkie niebezpieczeństwo, gdyż ojciec mój przysiągł, że cię zabije”, a ty na to: „Teraz, najpiękniejsza różo, mogę ci wyznać, żem w istocie jest Cieniem Pustyni.”.- Jak to: sentymentalna? - spytała podejrzliwie Ginger.- I jeszcze: „Uciekaj ze mną do kazby” czy jakoś tak, a potem dałeś jej to coś, no, to co wy, ludzie, robicie z wargami.- Gwizdnąłem? - spytał Victor bez wielkiej nadziei.- Nie, to drugie.Brzmi jak korek wyskakujący z butelki.- Pocałunek - stwierdziła zimno Ginger.- O, właśnie.Nie znam się na tym specjalnie - przyznał Skallin - ale miałem wrażenie, że trwa dość długo.Bardzo był, no wiecie, pocałunkowy.- Mnie tam się wydawało, że potrzefne fędzie wiadro wody - odezwał się cichy psi głos.Victor kopnął do tyłu, ale nie trafił.- Później znowu wskoczyłeś na wielbłąda, wciągnąłeś ją, a pan Dibbler zaczął krzyczeć: „Stop! Stop! Co się tu dzieje, do demona, dlaczego nikt mi nie mówi, co się tu dzieje” - tłumaczył Skallin.- A wtedy ty powiedziałeś: „Co się stało?”.- Nie wiem, kiedy ostatnio widziałem taką szermierkę - oświadczył Morry.- Tego.Dziękuję - odparł Victor.- I te krzyki: „Ha!” i „A masz, psie”.Bardzo profesjonalne.- Rozumiem - mruknął Victor.Sięgnął w bok i chwycił Ginger za rękę.- Musimy porozmawiać - szepnął.- Na osobności.Za namiotem.- Jeśli myślisz, że pójdę gdzieś z tobą sama.- zaczęła.- Słuchaj, to nie pora, żeby się zachowywać jak.Victor poczuł ciężką dłoń na ramieniu.Obejrzał się i zobaczył sylwetkę Detrytusa, przesłaniającą cały świat.- Pan Dibbler chce, żeby nikt nie odchodził - oznajmił troll.-Wszyscy zostają, dopóki pan Dibbler nie powie.- Straszne z tobą utrapienie - westchnął Victor.Detrytus obdarzył go szerokim, wysadzanym klejnotami uśmiechem[13].- Pan Dibbler mówi, że mogę zostać wiceprezesem - pochwalił się.- Do jakich spraw?- Do spraw wiceprezesów.Gaspode, Cudowny Pies, zawarczał cicho w głębi krtani.Wielbłąd, leniwie obserwujący niebo, przesunął się trochę i nagle kopnął z całej siły, trafiając Detrytusa w kark.Troll jęknął.Gaspode obrzucił cały świat spojrzeniem pełnym usatysfakcjonowanej niewinności.- Chodź - rzekł stanowczo Victor.- Póki troll szuka czegoś, czym mógłby uderzyć wielbłąda.Po chwili usiedli w cieniu za namiotem.- Chciałam tylko zaznaczyć - oznajmiła zimno Ginger - że nigdy w życiu nie starałam się wyglądać sentymentalnie.- Może warto spróbować - mruknął Victor.- Słucham?- Przepraszam.Wiesz, nie rozumiem, co każe nam tak się zachowywać.Przecież ja nie potrafię używać miecza.Zawsze tylko machałem nim dookoła.Co wtedy czułaś?- Wiesz.Tak jak się czujesz, kiedy nagle słyszysz, że ktoś coś mówi, i zdajesz sobie sprawę, że śniłeś na jawie.- Jakby własne życie odpływało i jakieś inne zajmowało jego miejsce.Zastanawiali się w milczeniu.- Myślisz, że to ma jakiś związek ze Świętym Gajem? - spytała po chwili.Victor przytaknął.Nagle rzucił się w bok i wylądował na Gaspode, który obserwował ich pilnie.- Auu! - powiedział Gaspode.- Dość tych aluzji - syknął mu Victor prosto do ucha.- Co takiego w nas zauważyłeś? Bo inaczej oddam cię Detrytusowi.Z musztardą.Pies wił się w uścisku.- Albo możemy ci założyć kaganiec - zaproponowała Ginger.- Nie jestem groźny! - jęczał Gaspode, drapiąc pazurami piasek.- Moim zdaniem gadający pies jest bardzo groźny - stwierdził Victor.- Straszliwie - potwierdziła Ginger.- Nigdy nie wiadomo, co powie.- Widzisz? Widzisz? - poskarżył się żałośnie Gaspode.- Wiedziałem.Jak tylko pokażę, że umiem mówić, fędę miał same kłopoty.Coś takiego nie powinno spotykać porządnego psa.- Ale spotka - zagroził Victor.- No dofrze, dofrze - wymruczał Gaspode.- Chociaż nie wiem, co wam z tego przyjdzie.Victor puścił go.Gaspode usiadł i otrzepał się z piasku.- I tak nie zrozumiecie - narzekał.- Inny pies fy zrozumiał, ale nie wy.Widzicie, chodzi o doświadczenie gatunkowe.Jak całowanie.Wy wiecie, jak to jest, a ja nie.To nie należy do psich doświadczeń.- Zauważył ostrzegawcze spojrzenie Victora i wrócił do tematu: - Chodzi o to, że wyglądacie, jakfy tutaj fyło wasze miejsce.- Przyglądał im się przez chwilę.- Widzicie? Widzicie? Mówiłem, że nic z tego nie fędzie.Chodzi o.o terytorium, jasne? Przejawiacie wszystkie oznaki fycia właśnie tam, gdzie fyć powinniście.Prawie każdy tutaj jest ofcy, oprócz was.Hm.Na przykład, na pewno zauważyliście, że niektóre psy szczekają na was, kiedy jesteście w nowym miejscu.To nie tylko zapach; mamy taki zadziwiający zmysł przemieszczenia.Tak jak niektórzy ludzie źle się czują, kiedy widzą krzywo powieszony ofrazek.To coś w tym rodzaju, tylko gorzej.I tutaj
[ Pobierz całość w formacie PDF ]