Podobne
- Strona startowa
- Simak Clifford D W pulapce czasu (SCAN dal 1141) (2)
- Philip G. Zimbardo, John Boyd Paradoks czasu (2)
- Silberberg Robert Prady czasu (SCAN dal 1144)
- Philip G. Zimbardo, John Boyd Paradoks czasu
- Simak Clifford D W pulapce czasu (SCAN dal 1141)
- Amis Martin Strzala Czasu (SCAN dal 749) (2
- Amis Martin Strzala Czasu (SCAN dal 749)
- Campbell Joseph The Masks Of God Primitive Mythology
- Joseph P. Farrell Wojna nuklearna sprzed 5 tysięcy lat
- Christie Agata Karty na stol (2)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- alu85.keep.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Możliwe.- No i oczywiście pod rządami surowego Ryszarda nie czekały Mortonatakie zaszczyty, jak za szczodrego i dobrodusznego Edwarda.Dlatego teżopowiedziałby się po stronie Woodville ów, nawet gdyby nie było żadnegomorderstwa.- Jeżeli idzie o to morderstwo.- zaczął chłopak i urwał.- Co?- Z tym zabiciem obu chłopców jest dość dziwna sprawa.Czemu nikt otym nie wspomina?- Co to znaczy: nie wspomina ?- Przez ostatnie trzy dni przeglądałem tylko ówczesne papiery, listyitede.I nigdzie nie ma o tym wzmianki.- Może ludzie się bali.To przecież okres, kiedy raczej dyskrecjapopłacała.- Tak, ale powiem panu coś jeszcze dziwniejszego.Wie pan, że HenrykTudor spowodował, że uchwalono akt pośmiertnego odsądzenia Ryszardaod czci już po bitwie pod Bosworth.To znaczy uchwalono w Parlamencie.Otóż oskarża on swego poprzednika o okrucieństwo i tyranię, ale o tejzbrodni nie ma tam nawet wzmianki.- Jak to? - zdumiał się Grant.- Tak, tak, słusznie się pan dziwi.- Jest pan tego pewny?- Najzupełniej.- Ależ Henryk opanował Tower natychmiast po przybyciu do Londynuspod Bosworth.Trudno wprost uwierzyć, że nie zastawszy tam chłopców,nie rozgłosił tego faktu natychmiast.Przecież to byłoby w jego ręku najsil-niejszą kartą.- Przez chwilę leżał w milczeniu.Słychać było tylko wróblejazgocące na parapecie za oknem.- Nie rozumiem tego.Czym wytłumaczyć, że nie starał się wyzyskać wpełni faktu, że nie znalazł tam chłopców?Brent przesunął nogi w bok, trochę wygodniej.- Widzę tylko jedno wytłumaczenie, a mianowicie, że chłopcy tam byli.Patrzyli na siebie w milczeniu.Tym razem trwało to dłużej.- Nie, nie, to nonsens.Musi być jakieś oczywiste wytłumaczenie, tylkomyśmy jeszcze na nie nie wpadli.- Na przykład?- Nie wiem.Nie miałem czasu nad tym pomyśleć.- Ja miałem prawie całe trzy dni i też nie wpadłem na żadne wyjaśnienie,które by pasowało.Pasuje tylko jedno wyjaśnienie: że chłopcy żyli, kiedyHenryk zajął Tower.Przecież to odsądzenie od czci było aktem ułożonymzupełnie bez skrupułów.Oskarżono tam stronników Ryszarda - lojalnychpoddanych króla-pomazańca walczących przeciwko najezdzcy - o zdradę.Henryk nie zapomniał o niczym, co można było bezkarnie wpakować dotego aktu.A tymczasem najgorsze, co miał do zarzucenia Ryszardowi, totylko zwykłe okrucieństwo i tyrania.O chłopcach ani słowa.- Fantastyczne!- Nie do uwierzenia, ale to fakt.- Z tego wynika, że nikt w owym czasie go o to nie oskarżał.- Widocznie nie.- No dobrze, ale Tyrrela powieszono za tę zbrodnię.Przyznał się do niejprzed śmiercią.Zaraz, zaraz - sięgnął po tom Oliphanta i zaczął szybkoprzerzucać strony, szukając czegoś.- Tu gdzieś czytałem nawet cały opistej sprawy.Bo to wcale nie była tajemnica, nawet Amazonka wie o tym.- Kto taki?- Moja pielęgniarka, ta Statua Wolności, którą pan spotkał w korytarzu.Tyrrel był mordercą, stwierdzono jego winę i wyznał wszystko przedśmiercią.- Pewno zaraz po zajęciu Londynu przez Henryka?- Chwileczkę.O, mam to tutaj.- Przebiegł wzrokiem znaleziony akapit.-Nie, to było w roku tysiąc pięćset drugim.- Nagle zdał sobie sprawę zsensu wypowiedzianych słów i powtórzył całkiem innym, speszonymtonem: - W tysiąc pięćset drugim.- Ależ to jest.- Tak.Prawie dwadzieścia lat pózniej.Brent chwilę w kieszeniach szukał papierosów.Wyjął paczkę, a potemszybko odłożył ją na bok.- Proszę, niech pan pali - powiedział Grant.- Mnie by się teraz przydałłyk czegoś mocniejszego.Chyba moja głowa pracuje niezupełnieprawidłowo.Czuję się tak, jak w dzieciństwie przy zabawie w ciuciubabkę,kiedy mi zawiązano oczy i mocno okręcono w kółko.- Tak - zgodził się Carradine zapalając papierosa.- W zupełnej ciemnościi z lekkim zawrotem głowy.Siedział i przyglądał się wróblom.- Czterdzieści milionów podręczników szkolnych nie może się mylić -szepnął po chwili Grant.- Dlaczego nie?- Więc może?- Ja też tak myślałem, ale teraz już nie jestem całkiem pewny.- Czy nie zbyt szybko ogarnął pana sceptycyzm?- Och, nie ta sprawa go wywołała.- A więc co?- Historia zwana Masakrą Bostońską.Słyszał pan kiedy o tym?- Oczywiście.- Otóż zupełnie przypadkowo w czasie studiów odkryłem, szukającczegoś innego, że Masakra Bostońską sprowadzała się do tego, że tłumobrzucił kamieniami angielskich wartowników.Ofiar było cztery.A ja,proszę pana, byłem wychowany na Masakrze Bostońskiej.Pierś wzbierałami oburzeniem na sam dzwięk tego słowa.Krew burzyła mi się w żyłachna myśl o bezbronnej ludności koszonej ogniem brytyjskich żołdaków.Niema pan pojęcia, jaki to był dla mnie szok, gdy dowiedziałem się, że całąsprawę można by nazwać bójką uliczną, która dzisiaj nie zajęłaby w prasiewięcej miejsca niż wzmianka w prowincjonalnej gazecie o drobnymstarciu policji ze strajkującymi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]