Podobne
- Strona startowa
- Simak Clifford D Dzieci naszych dzieci (SCAN dal (3)
- Heyerdahl Thor Aku Aku (SCAN dal 921)
- Bulyczow Kiryl Ludzie jak ludzie (SCAN dal 756
- Moorcock Michael Zwiastun Bur Sagi o Elryku Tom VIII (SCAN da
- Clarke Arthur C. Baxter Stephen Swiatlo minionych dni (SCAN dal
- McCaffrey Anne Lackey Mercedes Statek ktory poszukiwal (SCAN d
- Norton Andre Lackey Mercedes Elfia Krew (SCAN dal 996)
- Moorcock Michael Perlowa Fort Sagi o Elryku Tom II (SCAN dal
- Moorcock Michael Elryk z Meln Sagi o Elryku Tom I (SCAN dal 8
- Crichton Michael Jurassic Park
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- erfly06132.opx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kane krzyknął.Krwawnik zrozumiał pułapkę, w jaką wpadł, wiedział, że wampiryczna podobizna księżyca karmi się tą samą siłą, która powinna ją zniszczyć.Z druzgoczącą nagłością ustał atak ognistej energii.Zapadła martwa cisza; oczy oślepione płonącym strumieniem ujrzały bolesne powidoki, czarne gwiazdy.Księżycowy krąg wisiał samotnie nad groblą.Po władcy Krwawnika nie było nawet śladu.- Co się stało? - spytał Dribeck.- Czy Kane nie żyje?- Jeśli nie jest martwy, to w każdym razie pokonany.na razie - oświadczyła ponuro Teres.- Sądzę, że Krwawnik porwał go do Arellarti w ostatnim momencie.Kane wspominał, że grobla jest przedłużeniem promienia potęgi Krwawnika.Jeśli tak, zapewne ujrzymy znów Kane'a, nim noc przeminie.Dribeck spojrzał na wiszący krąg księżycowy.- Jeśli wróci, nasza tarcza go oczekuje.Tymczasem jednak nadal nam grozi jego armia.Pozbawieni wodza Rillyti otrząsnęli się z wywołanego zaskoczeniem wahania i znowu podjęli atak.Bojąc się przemykać blisko jaśniejącego dysku, który zadał klęskę dotychczas nie zwyciężonej potędze ich pana, płazy złaziły z grobli tam, gdzie nie sięgało groźne światło, i gramoląc się przez brzeg moczaru wpełzały na suchy grunt.Przerażające legiony Kranor-Rill natarły zdecydowanie, posłuszne niesłyszalnemu rozkazowi Krwawnika.Teraz bitwa stała się szaleńcza.Ludzie biegiem powrócili na jeszcze dymiącą ruinę wałów obronnych, tnąc mieczami z dziką energią.Potęga Krwawnika została złamana, nieodparte pioruny energii odrzucone magią ich bogini.Po zniknięciu tej okropności żołnierze wpadli w prawie histeryczne uniesienie.Po takim kataklizmie, jak spotkanie nieziemskiej wiedzy i strasznej magii, nawet niegdyś przerażający Rillyti wydali się im niczym więcej jak kalekimi, zwierzęcymi szermierzami.To nie była kręcąca się bezładnie tłuszcza otępiałych od snu, nie przygotowanych żołnierzy ani oszalały ze strachu tłum, porażony lękiem przed morderczą potęgą Krwawnika.To były oddziały w pełnej gotowości bojowej, w pełni uzbrojone i walczące z dzikim zapałem, od zahartowanego weterana do młodzika z pierwszym puchem na policzkach.Teraz Rillytich wciągnięto w desperacką bitwę przeciw ludziom, którzy walczyli o więcej niż życie.Bili się, by uchronić swój kraj i naród od złowrogiego cienia Krwawnika.Płazy rzuciły się ku rozżarzonym wałom, z nienawiścią do rodzaju ludzkiego wymachując złocistymi klingami.W ich dzikich mózgach płonął nieustanny rozkaz:Zabijajcie ludzkich najeźdźców! Zabijajcie mięczaki o słabych dalach! Zabijajcie ich wszystkich!Walka przetoczyła się przez rozbite umocnienia, ludzi odpychały kolejne grupy Rillytich wyłaniające się z bagniska.Zakute w pancerze i uzbrojone w miecze dłuższe niż u ludzi, mordercze ropuchy przedzierały się przez szeregi żołnierzy jak chciwe krwi szatany.Dzięki większym rozmiarom i nieludzkiej sile połączonej z całkowitym lekceważeniem osobistego bezpieczeństwa, każdy ze stworów mógł równać się z czterema ludzkimi wojownikami.Stal przeciw obcemu brązowi! Parująca ludzka krew zmieszana z zimną posoką płazów w coraz większych plamach na poszarpanej ziemi.Żołnierze walczyli uparcie, atakując płazy małymi grupami, podczas gdy każdy z Rillytich walczył sam za siebie.Ludzie mieli przewagę inteligencji nad zwierzęcymi dzikusami, ponadto pomagała im większa zręczność.Niezdarne płazy były nie do powstrzymania w walce oko w oko, kiedy ich potężne cięcia mogły pokonać każdą gardę, rozrąbując człowieka na pół.Ale jeśli udawało się uniknąć ich niebezpiecznych skoków, szybkie pchnięcie klingą mogło sięgnąć głęboko i cofnąć się, nim stwór zdołał je odparować.Gdy tylko taka taktyka się sprawdziła, żołnierze rzucali się na górujące potwory jak gryzące, warczące stado i przeciwstawiali im swą broń tak długo, aż któryś inny podcinał nogi płaza.Gdy tylko zraniony padał na ziemię, nie upływało wiele czasu, nim dosięgała go śmiertelna zemsta rozsiekujących kling.W tej dziwacznej, desperackiej bitwie zdegenerowane resztki starszej rasy, która kiedyś władała gwiazdami, sczepiły się w walce na śmierć i życie z młodą rasą, która głosiła, że jest nowymi panami Ziemi.Bili się w ciemności, w jeszcze gęstszym cieniu drzew, gdzie nie docierało ani słabe światło gwiazd, ani dymiące płomienie ognisk.Na polu bitwy zapanował chaos.Walczący siekli na oślep, z rozmachem tnąc mieczami, umierając od nie dostrzeżonych ciosów.Tutaj przewagę mieli Rillyti, bo ich wyłupiaste oczy łatwiej niż ludzki wzrok przenikały ciemność.Ale nawet przy całkowitym braku światła nie można było przeoczyć ich potężnych ciał.W ślepym szale okrucieństwa człowiek rzucał się na płaza, zabijał lub był zabijany.Ziemię zasłali powaleni, choć nikt nie wiedział na pewno, ilu jest zabitych, ani nie był świadkiem ich śmierci.Już na początku walki Crempra wspiął się na drzewo i stąd starał się dostrzec tyle z kłębiącej się bitwy, ile mógł.Zwinny kuzyn Dribecka był słabym szermierzem i nie podobała mu się hałaśliwa bijatyka.Umieścił się wygodnie na swej wysokiej grzędzie wraz z pięcioma kołczanami pełnymi strzał i używał łuku z zabójczym efektem wobec każdego Rillyti dość nieostrożnego, by pojawić się w świetle ognisk.Tak się zdarzyło, że gigantyczny płaz, którego z trudem odparty cios rzucił oszołomioną Teres na kolana, wstrzymał mordercze uderzenie w połowie zamachu i zawył w śmiertelnej agonii, gdy upierzona strzała utkwiła mu w oku, rozbryzgując czarną posokę.Teres odtoczyła się po ziemi, dalej od walącego się na nią potwora, niewiele mając czasu na zastanawianie się nad ocaleniem w ostatnim momencie.Znów otoczyły ją resztki jej żołnierzy, pozwalając otrząsnąć się z zamętu w głowie i odzyskać miecz.Klinga była lepka od płaziej juchy, a tarcza Teres porąbana i powgniatana.W licznych pojedynkach z niezgrabnymi napastnikami, trzykrotnie przewyższającymi ją wagą, tylko jej umiejętność błyskawicznych poruszeń ocalała jej życie.Nie wzruszona faktem, że znów otarła się o śmierć, obrzuciła swych ludzi obelgami za to, że przerwali na chwilę walkę dla odpoczynku, gdy mordercy ich narodu przyszli tu po to, aby ludzie mogli ich zabić.Jej słowa zagrzały ich do boju.Prowadziła ich mściwa, warcząca wilczyca z widoczną na twarzy blizną, przypominającą o dawnych bojach.Teres nie okazywała nawet cienia zmęczenia, które oni tak boleśnie odczuwali.Więc nędzna resztka startej z powierzchni ziemi armii breimeńskiej znów rzuciła się do walki.Dribeck walczył ramię w ramię z Asbralnem, który jawnie okazywał, że uważa pana Selonari za anemicznego wyrostka, oddanego mu pod opiekę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]