Podobne
- Strona startowa
- KRZYŻACY tom I H. Sienkiewicz
- W pustyni i w puszczy Sienkiewicz
- Bez dogmatu Sienkiewicz
- Pan Wolodyjowski Sienkiewicz
- Dick Philip K Blade Runner
- Henryk Sienkiewicz Potop tom 1
- McClure Ken Dawca
- Chmielewska Joanna Slepe szczescie
- Jan Potocki Rękopis znaleziony w Saragossie (tom. I)
- Grisham John Obronca ulicy (SCAN dal 811)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- bezpauliny.htw.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zwist bizunów z byczej skóry rozlegał się między gro-madami mężczyzn i zlewał się z okrzykami boleści i piskiem dzieci, ryczeniem bydła i rże-niem koni.Jasyr nie był jeszcze rozdzielony i ustawiony w pochodowym porządku, więcwszędzie panowało największe zamieszanie.Wozy, konie, bydło rogate, wielbłądy, owce,kobiety, mężczyzni, stosy złupionych ubiorów, naczyń, makat, broni, wszystko to natłoczonew jeden ogromny tabór oczekiwało dopiero przydziału i ordynku.Raz wraz podjazdy przypę-dzały nowe gromady ludzi i bydła, naładowane promy płynęły przez Roś, z głównego zaś ko-sza przybywali coraz nowi goście, by nasycać oczy widokiem zebranych bogactw.Niektórzypijani kumysem lub gorzałką, poprzebierani w dziwaczne stroje, bo w ornaty, komże, ruskieriasy lub nawet suknie kobiece, poczynali już spory, kłótnie i jarmarczny wrzask o to, co ko-mu będzie należało.Czabanowie tatarscy siedząc na ziemi między stadami zabawiali: jedniwygwizdywaniem na piszczałkach przerazliwych melodii, inni grą w kości i okładaniem sięwzajemnie kijami.Gromady psów, które przyciągnęły tu za swymi panami, ujadały i wyłyżałośnie.Pan Skrzetuski minął wreszcie tę gehennę ludzką pełną jęków, łez, niedoli i piekielnychwrzasków; myślał tedy, że już odetchnie swobodniej, aliści zaraz za taborem nowy strasznywidok uderzył jego oczy.W dali szarzał kosz właściwy, od którego dochodziło ustawicznerżenie koni, i mrowił się tysiącami Tatarów, bliżej zaś, na polu, tuż koło gościńca wiodącegodo Czerkas, młodzi wojownicy zabawiali się strzelaniem dla wprawy z łuków do jeńców słab-szych lub chorych, którzy by nie mogli wytrzymać długiej drogi do Krymu.Kilkadziesiąt ciałleżało wyrzuconych już na drogę i podziurawionych jak sita: niektóre z nich drgały jeszczekonwulsyjnie.Ci, do których strzelano, wisieli przywiązani za ręce do drzew przydrożnych.Były między nimi i stare kobiety.Zmiechom zadowolenia po trafnych strzałach towarzyszyłyokrzyki: Jaksze, iegit! Dobrze, chłopcy! Uk jaksze koł! Auk w dobrych rękach!122Koło głównego kosza oprawiano tysiące bydła i koni na pokarm wojownikom.Ziemia byłazlana krwią.Mdłe wyziewy surowizny tłumiły oddech w piersiach, a między kopami mięsakręcili się czerwoni ordyńcy z nożami w ręku.Dzień był skwarny, słońce piekło.Ledwie pogodzinie drogi wydostał się pan Skrzetuski wraz ze swoją eskortą na czyste pola, ale z oddalidochodził długo jeszcze z głównego kosza gwar i ryk bydła.Po drodze widniały ślady przej-ścia drapieżników.Tu i owdzie popalone sadyby, sterczące kominy futorów, potratowana ruńzbóż, drzewa połamane, sady wiśniowe przy chatach wycięte w ogień.Na gościńcu raz w razleżały to trupy końskie, to ludzkie, pokaleczone okropnie, sine, nabrzmiałe, a na nich i nadnimi stada wron i kruków zrywające się z wrzaskiem i szumem przed ludzmi.Krwawe dziełoChmielnickiego rzucało się wszędy w oczy i trudno było zrozumieć, przeciw komu ten czło-wiek rękę podniósł, bo jego własny kraj jęczał przede wszystkim pod brzemieniem niedoli.W Mlejowie spotkali podjazdy tatarskie pędzące nowe tłumy jeńców.Horodyszcze byłospalone do cna.Sterczała tylko murowana dzwonnica kościelna i stary dąb stojący na środkurynku, pokryty strasznym owocem, bo wisiało na nim kilkadziesiąt małych %7łydziąt powieszo-nych przed trzema dniami.Wymordowano tu również dużo szlachty z Konoplanki, Starosiela,Więzówka, Bałakleja i Wodaczewa.Samo miasteczko było puste, bo mężczyzni poszli doChmielnickiego, a niewiasty, dzieci i starcy uciekli do lasów przed spodziewanym najściemwojsk księcia Jeremiego.Z Horodyszcza jechał pan Skrzetuski do Zmiłę, %7łabotyn i Nowosiel-ce do Czehryna, zatrzymując się tylko tyle po drodze, ile trzeba było na wypoczynek dla koni.Wjechali do miasta na drugi dzień z południa.Wojna oszczędziła miasto, niektóre tylko domybyły zburzone, a między nimi Czaplińskiego z ziemią zrównany.W grodzie stał podpułkow-nik Naokołopalec, a z nim tysiąc mołojców, ale i on, i mołojcy, i cała ludność żyła w najwięk-szym przerażeniu, gdyż tu, jak i wszędzie po drodze, wszyscy byli pewni, że książę ladachwila nadciągnie i wywrze zemstę, o jakiej świat nie słyszał.Nie wiadomo było, kto puszczate wieści, skąd one przychodzą; może je tworzył przestrach, dość, że ustawicznie powtarzanoto, że książę płynie już Sułą, to znów, że już jest nad Dnieprem, że spalił Wasiutyńce, że wy-ciął ludność w Borysach, i każde zbliżenie się jezdzców lub pieszego ludu wywoływało po-płoch bez granic.Pan Skrzetuski chwytał chciwie te wieści, bo rozumiał, że choćby nie byłyprawdziwe, to jednak tamowały szerzenie się buntu na Zadnieprzu, nad którym ręka książęcaciążyła bezpośrednio.Skrzetuski chciał dowiedzieć się czegoś pewniejszego od Naokołopalca, ale pokazało się,że podpułkownik na równi z innymi nic nie wiedział o księciu i jeszcze sam byłby rad zasię-gnąć jakich wiadomości od Skrzetuskiego.A ponieważ przeciągnięto na tę stronę wszystkiebajdaki, czółna i podjazdki, więc i zbiegowie z drugiego brzega nie przybywali do Czehryna.Skrzetuski więc nie bawiąc dłużej w Czehrynie kazał się przeprawić i ruszył bez zwłoki doRozłogów.Pewność, że wkrótce sam przekona się, co stało się z Heleną, i nadzieja, że możejest ocalona albo też ukryła się wraz ze stryjną i kniaziami w Aubniach, wróciła mu siły izdrowie.Przesiadł się z wozu na koń i gnał bez litości swoich Tatarów, którzy uważając go zaposła, a siebie za przystawów oddanych pod jego komendę, nie śmieli mu stawić oporu.Le-cieli tedy, jakby ich goniono, a za nimi złote kłęby kurzawy wzbijanej kopytami bachmatów.Mijali sadyby, chutory i wioski.Kraj był pusty, siedziby ludzkie wyludnione tak, że długo niemogli spotkać żywej duszy.Prawdopodobnie też kryli się wszyscy przed nimi.Tu i owdziekazał pan Skrzetuski szukać w sadach, pasiekach, po zapolach i strzechach stodół, ale nie mo-gli znalezć nikogo.Dopiero za Pohrebami jeden z Tatarów dostrzegł jakąś postać ludzką usiłującą skryć sięmiędzy szuwarami obrastającymi brzegi Kahamliku
[ Pobierz całość w formacie PDF ]