Podobne
- Strona startowa
- Herbert Frank Swiat Pandory 01 Epizod z Jezusem
- Lem Stanislaw Swiat na krawedzi (SCAN dal 933 (2)
- Lem Stanislaw Swiat na krawedzi (SCAN dal 933 (3)
- Lem Stanislaw Swiat na krawedzi (SCAN dal 933
- Silverberg Robert Zamkniety swiat (SCAN dal 983)
- Pratchett Terry Swiat Dysku T W Polnoc Sie Odzieje
- Ursula K. Le Guin Slowo las znaczy swiat
- Chłopi tom 1 W.S.Reymont
- Heyerdahl Thor Aku Aku
- Foster Alan Dean Zaginiona Dinotopia
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- mieszaniec.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wtedy podszedł do niego Strangman w odprasowanym białym garniturze, przyjrzał mu się krytycznie i w dziwnym przystępie litości mruknął:- Kerans, ty ciągle żyjesz.Jak ci się to udaje?Właśnie ta uwaga podtrzymywała Keransa przy życiu drugiego dnia, kiedy w południe na placu rozłożył się kilkoma jaśniejącymi warstwami biały kobierzec upału, sprawiając wrażenie, że potworne gorąco wykrystalizowało z przestrzenno-czasowego kontinuum płaszczyzny kilku wszechświatów równoległych.Powietrze parzyło skórę Keransa jak płomień.Doktor przyglądał się obojętnie marmurowym posągom i rozmyślał o Hardmanie, biegnącym pomiędzy słupami światła prosto w paszczę słońca i znikającym za wydmami jaśniejącego popiołu.Ta sama siła, która strzegła Hardmana, objawiła się w pewien sposób także w Keransie, przystosowując odpowiednio jego metabolizm do warunków zewnętrznych i pozwalając mu wytrzymać nieustający żar.Z pokładu obserwowali go bez przerwy marynarze.Przekonał się o tym dobitnie, kiedy spośród kości skoczyła ku niemu duża, długa na trzy stopy salamandra.Zwęszywszy go, obnażyła sennie swoje obłędne kły, przypominające łupki obsydianu, ale z pokładu huknął wtedy strzał, który zamienił jaszczurkę w kupę mięsa, wijącego się we krwi u stóp Keransa.Na podobieństwo siedzących nieruchomo w słońcu gadów cierpliwie czekał, kiedy skończy się dzień.Strangman zdumiał się, widząc Keransa dygocącego w delirium z wyczerpania, ale żywego.Twarz zmarszczył mu grymas niepokoju.Spojrzał gniewnie na Wielkiego Cezara i załogę zgromadzoną wokół postumentu w świetle pochodni i najwyraźniej równie zaskoczoną, jak on sam.Kiedy krzykiem wezwał muzyków, by znowu rozpoczęli grę na bębnach, ich reakcja była znacznie mniej skwapliwa niż pierwszego dnia.Zdecydowany złamać ostatecznie opór Keransa, Strangman nakazał, żeby ze statku spuszczono jeszcze dwie dodatkowe baryłki rumu.Miał nadzieję, że z pomocą alkoholu rozwieje kryjący się w sercach jego ludzi podświadomy strach przed Keransem i że zniszczy wizerunek paternalistycznego strażnika morza, którego uosobieniem stawał się dla nich doktor.Wkrótce plac zapełniły hałaśliwe postacie chwiejących się na nogach marynarzy.Pili wprost z dzbanów i butelek.Niektórzy stepowali na skórach od bębnów.Strangman w towarzystwie Admirała krążył pomiędzy grupkami marynarzy, zachęcając ich do dalszych aktów ekstrawagancji.Po chwili Wielki Cezar włożył na głowę łeb aligatora, a za nim uformował się sznur rozkrzyczanych muzyków.Wyczerpany Kerans czekał na kulminacyjny punkt szaleństwa.Na polecenie Strangmana kilku ludzi zniosło z postumentu tron, który następnie wrzucono na wóz.Kerans leżał bezwładnie z głową wspartą o zagłówek, spoglądając na ciemne ściany budynków, a Wielki Cezar rzucał mu pod stopy wodorosty i kości.Na kolejny okrzyk Strangmana wokoło zgromadziła się pijacka procesja marynarzy.Dwunastu ludzi rzuciło się do walki o dostęp do dyszli wozu, wyrywając sobie furę z rąk i przewracając posągi.Kerans słyszał chór wzburzonych rozkazów Strangmana i Admirała, którzy biegli obok, chcąc powstrzymać nabierającą szybkości furę, ale wóz skręcił w boczną ulicę i potoczył się przechylony wzdłuż chodnika, aż wreszcie wgniótł się w zardzewiałą podstawę latarni.Dopiero wtedy, grzmocąc masywnymi pięściami po kędzierzawych łbach swoich ludzi, Wielki Cezar przedarł się do przodu, dosięgnął dyszla i zmusił procesję do nieco spokojniejszego marszu.Kerans siedział wysoko na swoim chwiejnym tronie.Chłodne powietrze powoli przywracało mu przytomność.Przyglądał się trwającej na dole ceremonii z półprzytomną obojętnością, spostrzegając przy tym, że marynarze obwożą go po wszystkich ulicach osuszonej laguny, jak gdyby Kerans był porwanym Neptunem, zmuszonym uświęcić te miejsca zatopionego miasta, które Strangman kiedyś mu odebrał, a które wracają teraz pod jego władanie.Stopniowo wysiłek, jakiego wymagało ciągnięcie wozu, otrzeźwiło ich trochę.Zaczęli iść noga w nogę i śpiewać balladę, brzmiącą jak pieśń wyznawców jakiegoś starego, haitańskiego kultu marynarskiego, której głęboka, jękliwa melodia uwydatniała dwuznaczny stosunek marynarzy do Keransa.Chcąc przywrócić nocnej eskapadzie jej pierwotny cel, Strangman znów zaczął krzyczeć i wymachiwać pistoletem sygnałowym, zmuszając swoich ludzi po krótkiej szamotaninie, żeby przestawili wóz, dzięki czemu mogli go odtąd pchać zamiast ciągnąć.Kiedy mijali planetarium, Wielki Cezar wskoczył na furę, przypadł do tronu niczym olbrzymia małpa i wsadził Keransowi na głowę łeb aligatora.Doktor przestał cokolwiek widzieć i o mało nie udusił się w smrodzie prymitywnie wyprawionej skóry.Kiwał się bezbronnie z boku na bok, ponieważ wóz nabierał znów szybkości.Marynarze pędzili po ulicach, nie wiedząc dokąd, dysząc za plecami Strangmana i Admirała, gnani przez Wielkiego Cezara, który biegł za nimi, zasypując ich gradem ciosów i kopniaków.Wóz o mało nie wymknął im się spod kontroli, wciąż podskakiwał i skręcał, ledwie uniknął zmiażdżenia na wysepce dla pieszych, w końcu wyprostował bieg i coraz prędzej toczył się po otwartej przestrzeni jezdni.Zbliżali się do skrzyżowania, kiedy Strangman nagle wydał jakiś rozkaz Wielkiemu Cezarowi.Potężny Mulat, nie zważając na nic, rzucił się natychmiast całym ciałem na prawy dyszel fury, która przechyliła się i wskoczyła na chodnik.Wóz siłą rozpędu przejechał jeszcze pięćdziesiąt jardów.Pchający go ludzie potykali się nawzajem o swoje nogi i przewracali na ziemię, po czym wśród chrzęstu drewna i zgrzytu żelaznych osi fura wpadła na ścianę jakiegoś domu i runęła na bok.Tron, wyrwany ze swego stanowiska, odleciał niemal na środek ulicy i spadł w niski zwał szlamu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]