Podobne
- Strona startowa
- Foster Alan Dean Tran ky ky Czas na potop
- Andrzej.Sapkowski. .Czas.Pogardy.[www.osiolek.com].1
- SCARROW, Alex TIME RIDERS 2 Czas drapieżników
- Philip K. Dick Czas poza czasem
- Philip K. Dick Czas poza czasem (2)
- Andrzej Sapkowski Czas Pogardy
- Alvarez Julia Czas Motyli
- Grisham John Czas zabijania
- Grisham John Komora
- Suworow Wiktor Kontrola (SCAN dal 880)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- blueday.opx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A forsa była, byli tacy, co myśleli, że mieszkać będą na sąsiedniejplanecie, a na Ampis tylko latać do pracy.Ale linii promowej jak nie było, tak nie ma, a ludziprzybyło trochę.Trochę się urodziło i tak powstało Rainy City, Deszczowe Miasto.Nikt o nas niedbał, sami je zbudowaliśmy, wyposażyliśmy, stworzyliśmy władze, a nawet mianowaliśmygubernatora, bo wiedzieliśmy, że i tak nikt przy zdrowych zmysłach nie przyleci tu rządzić, a"zesłańca" nie chcieliśmy.Wszelkie władze i urzędy funkcjonują jak w całej Federacji i naszgubernator został przez nią zatwierdzony.Prawdę powiedziawszy, nie byliśmy Federacji doniczego potrzebni ani ona nam.Jedyny kontakt to wysyłka kopraty statkiem ,,Goody'ego" iprzywóz magnetycznych sejtów odwrotną pocztą.- A teraz? Co się stało teraz, ze zwróciliście się do Rządu?- Już dojeżdżamy - powiedział Scopolicky.- Najlepiej będzie, jak wyjaśni panu to samgubernator.Pałac gubernatora był dość jasno oświetlony jak na ciemności panujące na planecie.Hooverzdążył się już do nich przyzwyczaić, więc zmrużył oczy, gdy samochód wtoczył się na podjazd.Wysiadł i stojąc pod przypominającym muszlę daszkiem, czekał na swego przewodnika.Na tyle,na ile mógł to dostrzec, nie wychylając nosa na deszcz, siedziba gubernatora przypominała swąarchitekturą budowle wieku kolonialnego.Być może była nawet wierną kopią posiadłości jakiegoświcekróla.Niech pan wejdzie - podszedł do niego Scopolicky.- Tutaj wszystko jest otwarte, a etykietanad wyraz swobodna.Niech pan tylko nie pluje na podłogę, a wszystko będzie w porządku.Zresztąteraz zaprowadzę pana do apartamentu, musi się pan przebrać, wysuszyć.Spotkamy się na kolacji,przyjdę po pana.Tylko, że ja nie bardzo mam się w co przebrać.W podróży wszystko kupowałem,wystarczał mi więc pasek bankowy.W szafie znajdzie pan wszystko, co potrzeba - uspokoił go Scopolicky, otwierając przedinspektorem drzwi apartamentu.- Niech pan się czuje jak u siebie w domu.Porozmawiamy wczasie kolacji, wtedy dowie się pan wszystkiego.Hoover został sam.Przez chwilę stał na środku pokoju nie ruszając się z miejsca i oglądałwnętrze godne najwybredniejszego sybaryty.Białe, złocone meble w stylu Ludwika któregoś tam,ciężkie aksamitne obicia i zasłony, lustra i mnóstwo dziwnych przedmiotów niewiadomegoprzeznaczenia.Za to nigdzie najprymitywniejszego nawet odbiornika holo.Tylko zwykły telefon,który inspektor i tak z trudem rozpoznał.Był zamaskowany w porcelanowej figurce psa.Zajrzał do szafy.Była pełna ubrań, garniturów, swetrów, kurtek, na półkach koszule,bielizna, na drążku krawaty, a w osobnej przegrodzie kilka przeciwdeszczowych kombinezonów.Było jasne, że podejmowani tu goście hołdowali najrozmaitszym modom.Kombinezony były wróżnych kolorach i Hoover wybrał dla siebie granatowy ze złotymi lampasami i naramiennikami.Do tego wysokie buty.Dorzucił jeszcze bieliznę i tak wyekwipowany poszedł się wykąpać.Wprzeciwieństwie do obfitości wody na zewnątrz ta ujarzmiona w rury nad wyraz smętnie sączyła sięz prysznicowego sitka.Hoover, zaintrygowany tym, usiłował organoleptycznie dociec jejwłaściwości.Nie stwierdził nic ponad to, czego dowiedział się, moknąc na płycie kosmodromu - że wodajest oleista, przezroczysta, bez zapachu, za to ma dziwny mdławy i zarazem cierpki smak,przypominający sok owoców brungo.Inspektor westchnął i zabrał się do mycia, a po skończonejtoalecie ubrał się i zastanowił, czy iść samemu na poszukiwanie gubernatora, czy też czekać najakiś znak życia od Scopolicky'ego.Wreszcie wybrał inne rozwiązanie, złapał za łebporcelanowego kundla i odczekawszy aż w jego łaciatym, białobrązowym uchu rozlegnie sięsygnał, powiedział do ogona.- Zero!- Centrala! Słucham? - odezwał się jakiś piskliwy głosik.- Z sekretarzem Scopo.Nie, dziękuję, już nie trzeba - przerwał Hoover widząc, że drzwijego apartamentu otwierają się i staje w nich sam wzywany.Odstawił telefon na miejsce.- Jestem gotowy - powiedział.Ruszyli obaj korytarzem wyłożonym chodnikiem z jakiegoś szorstkiego tworzywa.Hooverodniósł wrażenie, że to naturalny materiał i przez cały czas przyglądał mu się, podejrzliwie patrzącpod nogi.- To włókno kopraty - rzucił mimochodem Scopolicky, otwierając przed inspektorem drzwi.Znalezli się w obszernej, białej i prawie pustej sali, jeżeli nie liczyć wielkiego podłużnegostołu, senatorskich krzeseł z wysokimi oparciami i szczupłej szatynki w kanarkowymkombinezonie.Właśnie ku tej kobiecie sekretarz poprowadził Hoovera, a gdy zatrzymali się przednią, powiedział:- Inspektor Hoover, gubernatorze.Gubernator Roma Ridley Rolison.Dokonawszy prezentacji usunął się na bok, a zdziwiony inspektor przywitał się z paniągubernator.Dłoń miała małą, ciepłą i niespodziewanie mocną.- Proszę siadać - odezwała się Roma Rolison
[ Pobierz całość w formacie PDF ]