Podobne
- Strona startowa
- Honderich Ted Ile mamy wolnosci.WHITE
- Niziurski Edmund Ksiega urwisow.WHITE
- Crowley John Pozne lato.WHITE
- Grochola Katarzyna Podanie o milosc.WHITE
- Chmielewska Joanna Wszystko czerwone.WHITE
- Martel Yann Zycie Pi.WHITE
- Niziurski Edmund Opowiadania.WHITE
- Lem Stanislaw Niezwyciezony.WHITE
- Lis Tomasz Co z ta Polska.WHITE
- White Stephen Program (2)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- radius.htw.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeden z podwójnie rogatychłbów miał oderwaną szczękę i rozharatane podgardle, lecz chociaż rana wygląda-ła na śmiertelną, żył, o czym świadczyły przekrwione, mrugające ślepia.CielskoBestii, porośnięte krótką, lśniącą, czarną sierścią przywodziło na myśl gibki kor-pus pantery, ale było dłuższe i osadzone na masywnych, zbrojnych w ogromnepazury łapach.Mniejsze Zwierzę poruszało się na tylnych nogach, tłukło w boki potrójnymogonem, potrząsało łbem o skręconych baranich rogach i chichotało głosem smo-ka.Jego skudlona sierść miała barwę zaśniedziałego mosiądzu.82Większa Istota natychmiast zauważyła Gabriela i obróciła ku niemu mrugają-cy, martwy łeb.Archanioł Objawień uniósł się w strzemionach. Natychmiast opuśćcie mury miasta, Bestie! krzyknął. Dlaczego? zadudnił basowo martwy łeb, chociaż głos odezwał się tylkow głowie anioła. Siejecie zamęt! Zamęt, smród, zgliszcza zawyło mniejsze Zwierzę, pokracznie podska-kując na łapach i obnażając do połowy zęby w upiornym uśmiechu. Biada,biada, smród!Gabriel poczuł ogarniającą go falę złości. Natychmiast wracajcie, gdzie wasze miejsce! Dlaczego? Nieżywa głowa łypnęła wielkim okiem. Bo nakazuje wam to regent Królestwa, bydlaki! No to co? Regent! Regent! Zgliszcza, smród! ucieszyło się małe Zwierzę.Gabriel się wściekł. Podlegacie władzy Jasności, którą teraz reprezentuję, robicie rozróbęw moim mieście, więc wynocha, zanim usunę was siłą! Królestwo to także nasz dom. Tak, ale gdyby Pan chciał, żebyście w nim mieszkały, zarządziłby to!Siedem głów wielkiej Bestii zamknęło powieki. Przybyliśmy ostatni raz spojrzeć na dom.Było nam to dane, a zatem może-my odejść. Zaraz syknął Gabriel. Co to znaczy: ostatni raz? Albowiem nad-chodzi koooniec! pisnęło przejmująco małe Zwierzę. Ach, jasne!!! ryknął archanioł. Koniec nadchodzi? Co za nowina!Doskonale, Bestie.Wreszcie chwila spokoju.Miła, aksamitna nicość.Mam rację? Nie wiemy sapnęła duża Istota. Nasz umysł nie sięga krańca. A mój tak jęknął Gabriel do siebie. I wręcz go łaknie.Wyniesieciesię czy nie? dodał głośno. Odejdziemy z obrazem domu pod powiekami. Niech wam pójdzie na zdrowie mruknął archanioł, ocierając dłonią czo-ło.W mgnieniu oka oba Zwierzęta rozsypały się w słup złotawego kurzu i znikły.Pobladły Michał podjechał do Gabriela. Co za numer szepnął. Myślisz, że wiedzą, co mówią? I skąd, u diabła,Pistis zdobyła o nich informację?Pan Objawień obrócił na niego zmęczone oczy. Nie pytaj, Michasiu.Poszukaj sobie lepszej rozrywki. Mogą przyjść inne, Dżibril.Cała cholerna reszta.Co wtedy zrobimy?Gabriel wzruszył ramionami.83 Nie wiem.Poczęstujemy je obiadem.Ja mam dość, Michaelu.Jadę do do-mu.Rany, jak mnie boli głowa.Postaraj się dowiedzieć czegoś o Księdze i takdalej.I zaraz mnie zawiadom.Pochylił się nad końskim karkiem. Jedziemy do domu, Obłok. Trzymaj się, Dżibril powiedział Michał z troską.Archanioł się zaśmiał. Czego? Snów o końcu świata? Poradzimy sobie wymamrotał Michael. Jak zawsze.Adieu!Skierował konia ku wylotowi placu.Tłum już rzedniał.Grupki aniołów stałygdzieniegdzie, szepcząc i gestykulując.%7łandarmi ucichli, ochrypli od wrzasku.Michał z niepokojem spoglądał na oddalającą się sylwetkę Gabriela.Przecze-sał palcami szafranową czuprynę i poprawił się w siodle. Dobra, Klinga powiedział do konia. Jedziemy.Robota czeka.Rozdział IIIDym snuł się po ziemi, ciężki i cuchnący.Prawie nie było wiatru, więc gęstyopar czołgał się jak chory smok, szorując brzuchem 30 trawie.Płomienie niechęt-nie lizały ściany budynków.Krzyki niemal już ucichły, dawały się słyszeć tylkopojedyncze, ochrypłe zawodzenia.Kamienny kasztelik sterczał pośród dogasających zgliszcz jakoś bezwstydnienagi i smutny zarazem.Nie spełnił zadania, nie zdołał obronić mieszkańców przedśmiercią, zadaną ostrzami mieczy i toporów.Herb, dumnie wykuty nad bramą,wyglądał teraz jak szyderczy emblemat niespełnionej świetności.Asmodeusz ściągnął nieco ozdobne zielone wodze, zmuszając smoka do ob-rotu w miejscu.Płynny, elegancki ruch zwierzęcia sprawił mu przyjemność.Byłbardzo zadowolony ze swego nowego wierzchowca.Smok miał małą, suchą gło-wę, drobny kościec, wysoko osadzone skrzydła i nieskazitelną sylwetkę.Lekki,niewielki, ze wszystkimi cechami szlachetnej krwi, niósł jak wicher, odznaczałsię zwinnością, wytrzymałością i posłuszeństwem, a przy tym wszystkim był ulu-bionej maści Asmodeusza zielono-złoty.Nie ogarniało go też nadmierne pod-niecenie, gdy poczuł zapach krwi, co było doskonałą cechą u bojowego smoka.Asmodeusz obrzucił obojętnym wzrokiem płonący kasztel i żołnierzy w bar-wach Głębi, zajętych, jak zwykle po skończeniu akcji, plądrowaniem i dobijaniemrannych.Obrócił głowę ku Lucyferowi, siedzącemu obok w siodle ogromnego,srebrzystego smoka ciężkiej jazdy.W odróżnieniu od Asmodeusza, Lampka lubiłpotężne wierzchowce. Uważasz, że przesadziliśmy?Lucyfer wzruszył ramionami.Władca Głębi był wysoki i barczysty.Włosyw kolorze piasku nosił ostrzyżone krótko, co uwydatniało podobieństwo jego twa-rzy do granitowej rzezby.Wrażenie potęgowały chłodne, szare oczy. Nie sądzę odpowiedział. Ale wciąż masz wątpliwości zaśmiał się Asmodeusz, zwany przez licz-nych wrogów Zgniłym Chłopcem.Może krył się w tym określeniu cień praw-dy, chociaż Głębianin, mimo swego młodzieńczego wyglądu, starannych fryzuri drogich szat, nie był zniewieściały.Otaczała go zasłużona sława świetnego szer-mierza, a w bitwie odznaczał się często jakąś buńczuczną, niekiedy histeryczną85odwagą.Fiołkowe oczy patrzyły jednak bystro i potrafiły zimno oceniać sytuację,a umysł doskonale nadawał się do beznamiętnych kalkulacji, co pozwoliło Asmo-deuszowi w krótkim czasie osiągnąć kontrolę nad wszystkimi kasynami, burde-lami i całością przemysłu rozrywkowego w Głębi i Limbo.Poza tym wszystkimbył złośliwy, inteligentny i zepsuty do szpiku kości. Luciu, tu chodzi o prestiż dodał. Zrozum wreszcie.Nie podobająmi się nastroje, jakie panują ostatnio w Głębi.Potrzebna nam była spektakularnamanifestacja siły.Lucyfer się skrzywił. Ale wybiliśmy wszystkich.Cały ród do nogi. Wspaniale! Nikt się nie zemści.Problem z głowy.Lampka westchnął.Asmodeusz z ubolewaniem potrząsnął głową, ozdobionąmisterną plecionką z seledynowych włosów. Wiem, o co chodzi, Luciu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]