Podobne
- Strona startowa
- Brooks Terry Piesn Shannary (SCAN dal 738)
- Brooks Terry Kapitan Hak scr
- 02 Terry Brooks Mroczne Widmo
- Brooks Terry Potomkowie Shannary (SCAN dal 8
- Brooks Terry Potomkowie Shannary (SCAN dal 8 (2)
- Goodkind Terry Pierwsze prawo magii
- Brooks Terry Potomkowie Shannary
- Sienkiewicz Henryk Pan Wolodyjowski 9789185805396
- Chmielewska Joanna Przekleta bariera (SCAN dal 770 (2)
- Władysław Łoziński Pko proroka
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- mieszaniec.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- I nie przebrałeś się z munduru!Vimes spojrzał w dół, po czym uniósł głowę.- Zgadza się - potwierdził radośnie.- Goście zjawią się tu lada chwila.Idź do swojego pokoju.Masz wodę w wannie, a Willikins przygotował ci ubranie.No, już cię nie ma.- I bardzo dobrze.Vimes wykąpał się w letniej wodzie i różanej alkoholowej mgiełce.Potem wytarł się jak najlepiej potrafił i przyjrzał ubraniu na łóżku.Uszył je dla niego najlepszy krawiec w mieście.Sybil Ramkin miała dobre serce.Takie kobiety dają wszystko, co mogą.Ubranie było niebieskie i ciemnofioletowe, z koronką na mankietach i kołnierzu.Powiedziano mu, że to najnowszy krzyk mody.Sybil chciała, żeby wszedł do wyższych sfer - nie mówiła tego wprost, ale wiedział, że jej zdaniem jest za dobry na zwykłego glinę.Przyglądał się ubraniu w zamglonym niezrozumieniu.Nigdy dotąd nie nosił jeszcze czegoś takiego.Kiedy był chłopakiem, wkładał takie łachmany, jakie potrafił na sobie umocować.Potem zmienił je na skórzane spodnie do kolan i kolczugę straży - wygodny, praktyczny kostium.Do ubrania dodano jeszcze kapelusz.Z naszytymi perłami.Vimes nigdy dotąd nie założył żadnego nakrycia głowy, które nie zostało wykute z jednego kawałka metalu.Buty były długie i spiczaste.Zawsze latem nosił sandały, a zimą tradycyjne tanie buty.Kapitan Vimes jako tako radził sobie z byciem oficerem.Zupełnie nie miał pojęcia, jak być dżentelmenem.Włożenie tego ubrania stanowiło chyba ważny element funkcji.Przybywali już goście.Słyszał chrzęst kół powozów na podjeździe i tupanie noszących lektyki.Wyjrzał przez okno.Aleja Scoone’a znajdowała się wyżej niż większość Morpork i dawała niezrównany widok na miasto, jeśli człowiekowi podobały się akurat takie rzeczy.Pałac patrycjusza wyrastał jako ciemniejszy kształt w półmroku, z jednym tylko rozświetlonym oknem na którymś z wyższych pięter.Stanowił centrum dobrze oświetlonego rejonu, lecz miasto ciemniało w miarę, jak wzrok obejmował coraz większą jego część, aż po dzielnice, gdzie nie zapalało się świecy, bo szkoda marnować dobre jedzenie.Wokół Alei Kamieniołomów jarzył się czerwony blask pochodni - to zrozumiałe, trollowy Nowy Rok.I lekko lśnił budynek Magii Wysokich Energii na terenach Niewidocznego Uniwersytetu; Vimes chętnie aresztowałby wszystkich magów pod zarzutem bycia dwa razy za sprytnymi.Więcej niż zwykle świateł paliło się przy Kablowej i Stromej, w tej części miasta, którą ludzie podobni do kapitana Quirke’a nazywali „małym miasteczkiem”.- Samuelu!Vimes, jak umiał, zawiązał pod szyją chustę.Stawał już twarzą w twarz ze smokami i trollami, ale teraz miał spotkać całkiem nowy gatunek: bogaczy.***Zawsze potem trudno było sobie przypomnieć, jak wyglądał świat, kiedy ona znajdowała się „dans une certaine condition”, jak to delikatnie określała jej matka.Pamiętała na przykład, że widziała zapachy.Ulice i budynki.istniały, naturalnie, ale tylko jako szare, monochromatyczne tło, a na nim dźwięki i - tak - zapachy płonęły niczym jaskrawe linie.barwnego ognia i chmury.no, barwnego dymu.O to wiśnie chodzi.Na tym się wszystko załamywało.Potem nie miała już odpowiednich słów, żeby opisać to, co słyszała i czuła.Gdyby człowiek mógł choćby na moment zobaczyć wyraźnie ósmy kolor, a potem opisać go po powrocie do siedmiobarwnego świata, mówiłby, że to.„coś w rodzaju zielono-fioletowego”.Doświadczenia niełatwo się przenoszą z jednego gatunku na drugi.Czasami, choć niezbyt często, Angua uważała, że ma szczęście i widzi oba światy.Zawsze też było te dwadzieścia minut po Przemianie, kiedy wszystkie zmysły są wyczulone, a świat jarzy się w pasmach widm niczym tęcza.To wspomnienie niemal wynagradzało jej niewygody.Istnieją różne odmiany wilkołaków.Niektórzy muszą jedynie golić się co godzinę i nosić kapelusz, żeby ukryć uszy.Uchodzą za prawie normalnych.Ale ona i tak ich rozpoznawała.Wilkołaki potrafią zauważyć inne wilkołaki nawet wśród tłumu na ulicy.Zdradzało je coś dziwnego w oczach.Oczywiście, jeśli było dość czasu, dało się zauważyć inne charakterystyczne cechy.Wilkołaki mieszkały samotnie i nie podejmowały prac, które wymagały bliskiego kontaktu ze zwierzętami.Obficie używały perfum lub płynu po goleniu i były bardzo wybredne, jeśli chodzi o jedzenie.I prowadziły dzienniki z fazami księżyca wyraźnie zaznaczonymi czerwonym atramentem.Życie wilkołaka na wsi jest trudne.Wystarczy, że zginęła gdzieś kura, a natychmiast stawał się podejrzanym numer jeden.Wszyscy twierdzili, że w mieście jest łatwiej.Z pewnością było tu porażająco.Angua widziała naraz kilka ostatnich godzin ulicy Wiązów.Strach opryszka był gasnącą pomarańczową linią.Ślad Marchewy to rozszerzająca się bladozielona chmura z odcieniem sugerującym, że jest lekko zaniepokojony; towarzyszyły jej dodatkowe tony starej skóry i proszku do polerowania zbroi.Inne tropy, słabe i mocne, przecinały ulicę tam i z powrotem.Jeden przypominał stary dywanik z wygódki.- Cześć, suczko - odezwał się jakiś głos z tyłu.Odwróciła głowę.W psim systemie widzenia Gaspode nie wyglądał lepiej, tyle że teraz był również ośrodkiem chmury zmieszanych odorów.- Aha.To ty.- Zgadza się.- Gaspode podrapał się gorączkowo.Spojrzał na nią z nadzieją.- Tylko pytam, rozumiesz, chcę załatwić tę sprawę od razu, dla samej zasady, żefy potem do tego nie wracać.Przypuszczam, że nie ma szansy, żefym mógł ofwąchać.- Najmniejszej.- Tylko spytałem.Fez urazy.Angua skrzywiła pysk
[ Pobierz całość w formacie PDF ]